About Katherine

Katherine, Katarzyna, Екатерина lub po prostu Kaśka. Jest to jedno z bardziej popularnych imion na świecie, no a przynajmniej w Polsce. Osobiście znam chyba z pięć Kasiek. Lecz mimo łączącego nas imienia wszystkie się od siebie różnimy. Mam tu na myśli zarówno cechy charakteru, jak i wygląd, zwyczaje, narodowość, kolor skóry, gusta muzyczne, itp... Każda Katherine jest inna, wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Jeśli chcecie, to opowiem wam moją historię.


Wczesne lata
Urodziłam się siódmego lutego 1995 roku jako drugie, a zarazem ostatnie dziecko moich rodziców. Tym pierwszym szczęśliwcem był starszy ode mnie o dwa lata braciszek. Akurat, gdy przyszłam na świat mój tata zdążył z remontem nowego, większego mieszkania na poddaszu, które stworzył od podstaw z brzydkiego i ciemnego strychu. 

Z dnia na dzień stawałam się starsza, rosłam, rozwijałam, bawiłam się z bratem i kuzynką w przeróżne zabawy. Moje dzieciństwo było bardzo szczęśliwe i nigdy nie zamieniłabym go na żadne inne. Gdy rodzice przywieźli mnie ze szpitala do domu miałam bardzo czarne włoski, a później... zmieniłam się, jak to powiedziała moja kuzynka, w małego blond aniołka, co jest dziwne bo teraz mam brązowe włosy :)  Tak wiec od najmłodszych lat bawiłam się kolorem.

W wieku trzech lat rodzice zapisali mnie do pobliskiego przedszkola, gdzie po kilku latach uczęszczałam do tej samej grupy co mój brat, z czego się niezmiernie cieszyłam. Lata w przedszkolu mijały, a wraz z nimi cały czas się zmieniałam, rozwijałam, dorastałam. Gdy wraz z bratem, odebrani przez mamę, wróciliśmy do domu migiem zasiadaliśmy przed telewizorem, ponieważ rozpoczynała się nasza dzienna porcja bajek: Dragon Ball, Pokemony, to te które pamiętam. Zimom w czasie ferii chodziliśmy do pobliskiego parku, gdzie mama ciągnęła nas na sankach lub rzucaliśmy się śnieżnymi kulkami. Zawsze po tej wspaniałej zabawie w domu mama szykowała nam kubki z gorącym kakaem i popijając je odpoczywaliśmy. 

W wolne weekendy, jak i święta całą rodziną jeździliśmy w odwiedziny moich dziadków, od strony taty, którzy mieszkali w zachodniej części kraju. Tata pokazywał nam wówczas miejsca, gdzie jako dziecko bawił się ze swoim starszym bratem i tutejszymi dziećmi. Odwiedzaliśmy jeziorko na szczycie pobliskiego wzgórza, gdzie okoliczne dzieci i młodzież - w głównej mierze chłopcy - kąpali się i skakali do wody, wędrowaliśmy do wspaniałego wodospadu, lub po prostu leniliśmy się w ogródku dziadków.

Bardzo często odwiedzaliśmy też dziadków od strony mamy, którzy mieszkają w tej samej miejscowości, co ja. Tam właśnie bawiliśmy się z moją, starszą ode mnie o cztery lata kuzynką, spotykaliśmy się co roku na urodzinach dziadków z resztą rodziny, lub przyjeżdżaliśmy, aby wspólnie spędzić święta.


Szkoła podstawowa
W wieku siedmiu lat, jak każde dziecko w Polsce zapisano mnie do Szkoły Podstawowej, jak się zapewne domyślacie do tej samej, co mojego brata. On był wówczas w trzeciej klasie. Poznałam nowe koleżanki i kolegów, uczyłam się nowych rzeczy, które do tej pory były mi całkiem obce. Spędziłam tam całkiem przyjazne sześć lat. Już od tamtej pory książki zaczęły mnie do siebie przyciągać, chociaż z początku nie czytałam ich. Wraz z jedną z koleżanek na każdej przerwie chodziłyśmy do biblioteki, by pomagać w obsługiwaniu innych uczniów. Z początku odkładałyśmy przyniesione książki na miejsce, lub podawałyśmy te, które chciano wypożyczyć. W piątej klasie pani bibliotekarka chyba bardziej nam zaufała, gdyż wówczas nauczyła nas, jak wypełniać karty czytelników i książek, dzięki czemu mogłyśmy już całkiem same obsługiwać młodych czytelników. Strasznie nam się to podobało i nie raz śmiałyśmy się, że odbieramy pracę bibliotekarce. Za pomoc w pracy bibliotecznej pani, na koniec szkoły, odwdzięczyła się nam książkami z dedykacją i dyplomami. Zarówno my jak i pani bibliotekarka, gdy nadszedł czas pożegnania, uroniłyśmy kilka na prawdę sporych łez.

Gimnazjum
W wieku trzynastu lat rozpoczęłam nowy etap w życiu, jakim jest gimnazjum. W tym, do którego ja się wybierałam (tak ,tak tego co mój brat) było kilka klas profilowanych ,dzięki czemu mogliśmy kształcić się w klasach: matematycznej, informatycznej, językowej, sportowej (która moim zdaniem powinna nosić nazwę pływacka), oraz ogólnej. Ja zdecydowałam się na tą drugą, chociaż nigdy jakoś specjalnie nie ciągnęło mnie do komputerów, przez co z początku nie miałam z nimi zbyt dużego doświadczenia. Do tej klasy trafiła również moja obecna najlepsza przyjaciółka Emily, z którą znam się już kupę czasu, bo już od przedszkola. Chodziłyśmy również do tej samej podstawówki, ale wcześniej nie przebywałyśmy zbyt szczególnie w swoim towarzystwie. Ale wracając do gimnazjum i początku naszej przyjaźni. Do dziś pamiętam naszą pierwszą rozmowę. No więc był to pierwszy, a może drugi dzień szkoły. Akurat wracaliśmy z powrotem do budynku po przebytej przerwie. Emily podeszła do mnie i po uprzednim wskazaniu palcem na pewnego chłopaka zapytała mnie: "Katherine znasz może tego chłopaka?". Jednakże jako, że widziałam tego uroczego blondyna pierwszy raz w życiu odparłam, że niestety nie. Emily wyjaśniła mi później, że "wpadł jej w oko", mówiła również, iż widziała, że blondyn - niech będzie Will - chodzi do tej samej klasy co mój brat i czy mogłabym się go dyskretnie podpytać, jak on się nazywa. Pomyślałam, czemu nie. Później zaczęłyśmy spędzać z Emily każdy szkolny dzień, szczegółowo omawiając każdą cechę Willa. Można więc powiedzieć, że dzięki temu blond chłopcu rozpoczęła się nasza przyjaźń, która trwa do dziś, mimo, iż "obsesja" Emily w stosunku do Willa zniknęła już bardzo dawno temu. To również dzięki Emily zaczęła się moja prawdziwa przygoda z książkami, za co jej bardzo, bardzo serdecznie dziękuję. Nie wyobrażam sobie teraz życia bez czytania. I uprzedzając wasze pytanie tak, Emily to ta sama Emily B. z bloga I Am Just Myself, o której wspominałam już nie jeden raz :)

Liceum   
Nadszedł ten czas, gdy stałam się absolwentką gimnazjum. Pora, aby wybrać dalszą edukacyjną drogę. Razem zEmily zdecydowałyśmy, że będziemy się trzymać razem i pójdziemy do tej samej klasy. Zdecydowałyśmy się na jedno z liceów w moim mieście, które nosiło niezbyt pochlebną opinię - zupełnie nie wiem dlaczego, to była najlepsza szkoła, w mojej edukacyjnej karierze. No więc zdecydowałyśmy się na klasę humanistyczną z elementami pedagogiki i psychologi (wiem brzmi poważnie :D). Zapomniałam wam wspomnieć, że tym razem nie poszłam w ślady brata, w pewnym sensie dlatego, że kategorycznie mi tego zabronił... Ach ci starsi bracia... Ucieszone informacją o przyjęciu do wybranej klasy zapomniałyśmy sprawdzić, czy na pewno jesteśmy razem, w jednej klasie. No właśnie... Jakie było nasze zaskoczenie, gdy okazało się, że owszem przyjęto nas do klasy humanistycznej z elementami pedagogiki i psychologii, lecz z powodu dużej ilości chętnych utworzono dwie takie klasy - jedną ze mną, drugą z Emily... No ale cóż, musiałyśmy to jakoś przeboleć, tym bardziej, że dyrekcja kategorycznie zabroniła przenoszenia się uczniów pomiędzy klasami. Muszę przyznać, że w tym okresie nasza przyjaźń trochę się poluzowała, gdyż Emily poznała nowe osoby, tak jak i ja. 
W drugiej klasie liceum narodziła się moja miłość do królowej nauk, jaką jest matematyka. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego niektórzy tak ją nienawidzą... Przecież ona jest zabawna :) Drugą miłością stał się język angielski. W obu przypadkach chyba miało to miejsce za sprawą dwóch wspaniałych nauczycieli, za co im serdecznie dziękuję. Często udzielałam korepetycji z matematyki osobom z mojej klasy, gdyż chyba należałam do bardzo nielicznego w niej grona osób, którzy nie mięli z nią problemów. Nie raz była to na prawdę ciężka praca, nie każdy szybko łapał to, co przecież dla mnie było takie proste. Zastanawiałam się nawet nad dalszym kształceniem się w tym kierunku - chciałam zostać nauczycielką, z czego mój nauczyciel tego przedmiotu "skakał" z radości (nigdy tego nie zapomnę). Jednakże postanowiłam dać sobie z tym spokój i pozostawić zdobytą wiedzę dla moich dzieci. :)


W tym czasie rozwijała się również moja miłość do książek, które ku zdziwieniu Emily pochłaniałam w znacznych ilościach. Stałam się również "wypożyczalnią", gdyż jako, że zamiast wydawać pieniądze na niepotrzebne mi do szczęścia bzdury wolałam je zainwestować w książki. No więc przez to bardzo często pożyczałam moje zdobycze niektórym osobą z klasy. Pod koniec trzeciej klasy zrodził się pomysł założenia pierwszego bloga. Razem z moimi dwiema koleżankami zaczęłyśmy się raz zastanawiać, czy warto by było utworzyć bloga, który przedstawiałby po prostu nas i nasze zainteresowania. Tak oto zrodził się pomysł na Magic Frozen World. Później jednak stwierdziłam, że pragnę mieć coś swojego, coś co będzie tylko moje, gdzie będę dzielić się z wami moją opinią na temat przeczytanej wcześniej książki, czy obejrzanego filmu, gdzie będę po prostu sobą. No i proszę! Tak powstał blog About Katherine!


Nadszedł radosny czas matur! Wstyd mi się przyznać, ale z pisemnymi nie poradziłam sobie zbyt zadziwiająco - przynajmniej mnie te wyniki nie zadowalają. Ale jak mówią liczy się to, co masz w głowie, a ja ufam mojej wiedzy i wiem, że te wyniki jej nie odzwierciedlają... Natomiast z ustnymi poradziłam sobie bardzo dobrze - z polskiego miałam 90%, a z angielskiego 80%. Wydaje mi się, że chyba jako jedyna z klasy podeszłam do nich na luzie i nie rozpaczałam tak jak pozostali. Było to całkiem zabawne. Pamiętajcie myślcie pozytywnie, a na pewno wam się uda!!!


Nieznana mi przyszłość 
Tak więc 25 kwietnia 2014 roku w wieki 19 lat stałam się absolwentką mojego liceum. Mam wykształcenie średnie, oraz maturę.

Z początku miałam wielkie plany, by udać się na kierunek europeistyka w miejscowej uczelni, jednakże z racji tego, iż zgłosiło się bardzo mało chętnych i kierunek nie został otwarty musiałam sobie jakoś radzić i postanowiłam spróbować swoich sił na filologii angielskiej. Teraz wiem, że był to najgłupszy z moich pomysłów :D Uwielbiam język angielski i jest on dla mnie niczym poezja, ale filologia to kompletnie nie to, co mnie interesuje i po zaledwie miesiącu nauki porzuciłam studia.

Z racji tego, że nie wiedziałam co dalej ze sobą zrobić postanowiłam spróbować swoich sił we florystyce. Tu niestety też poniosłam klęskę, gdyż mimo początkowych zachwytów, doszłam do wniosku, że to również nie jest to i po co marnować czas. Tak więc oto zakończyła się moja kariera florystki. Jednakże zdobyłam już jakieś ciekawe doświadczenie, a to, czego się nauczyłam wykorzystuję podczas Świąt Bożego Narodzenia, gdy trzeba przygotować świąteczne ozdoby.

Na razie moja kariera edukacyjna stoi w miejscu, gdyż kompletnie nie wiem, co dalej ze sobą począć. Na dzień dzisiejszy szukam pracy, lecz nie porzucam do końca możliwości dalszej nauki. Muszę po prostu znaleźć coś, co zainteresuje mnie na tyle, by spróbować. Liczę, że przyszłość bardzo mnie zaskoczy i w końcu znajdę zajęcie, które pokocham całym sercem.

I co dalej spytacie... cóż... to już nieznana mi przyszłość ;)

4 komentarze :

  1. Ale się napracowałaś pisząc to! Świetnie to opisałaś, dużo się dowiedziałam o autorce bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamuniu! Wywlokłaś na światło dzienne najbardziej żenujący okres mojego życia pod tytułem "Will" :D :D :D Ale tak na serio, powinnyśmy mu kiedyś wysłać jakąś kartkę z podziękowaniem albo coś :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha :D Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko :D No ale cóż, powinnyśmy mu jak najbardziej kiedyś podziękować :P

      Usuń

Drogi czytelniku!
Twoja opinia jest dla mnie ważna. Tak więc zostaw po sobie jakiś ślad - tobie zajmie to tylko chwilę, a mi sprawi ogromną przyjemność i satysfakcję, że moja praca nie idzie na marne!
Katherine Parker

Copyright © 2014 About Katherine
Designed By Blokotek