Strony

piątek, 30 grudnia 2016

[75] FILMOWO: Pasażerowie

Tytuł oryginału: Passengers

Reżyseria: Morten Tyldum

Scenariusz: Jon Spaihts

Gatunek: Przygodowy, Sci-Fi
Czas trwania:  1 godz. 56 min.
Premiera: 25 grudnia 2016 (Polska), 21 grudnia 2016 (świat)

Produkcja: USA

Obsada: Jennifer Lawrence, Chris Pratt, Michael Sheen, Lawrence Fishburne

Ocena: 8/10

Klikając na plakat filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com

W czasach, gdzie Ziemia dla wielu ludzi przestała być już wystarczająca, postanowiono dać im szansę zasiedlenia całkowicie nowej planety - Homestead II. Pięć tysięcy całkowicie różniących się od siebie wyruszyło więc w podróż, by rozpocząć całkowicie nowe życie. Wyprawa miała trwać sto dwadzieścia lat, podczas których wszyscy mieli pozostać w stanie hibernacji, aby zachować idealny stan swoich ciał. Jednak po zderzeniu z meteorytem coś poszło nie tak i jedna kapsuła uległa awarii. Jim Preston obudził się o dziewięćdziesiąt lat za wcześnie, stając się jednocześnie jedynym w pełni funkcjonującym człowiekiem na statku. Jak długo był byś w stanie pozostać o zdrowych zmysłach mając do dyspozycji wszystko, czego byś tylko zapragną, jednocześnie mając kontakt jedynie z androidem po części odwzorowującym ludzką osobowość? Czy przekreśliłbyś szansę dotarcia do ziemi obiecanej osobie pogrążonej w stanie hibernacji tylko po to, by mieć jakieś towarzystwo?


Pasażerowie to z pozoru film całkowicie nie dla mnie - jakoś nie kręcą mnie te wszystkie naukowe, czy jak w przypadku ów produkcji, kosmiczne motywy. Tym, co głownie skłoniło mnie do zapoznania się z tą historią była niewątpliwie sama Jennifer Lawrence. Pewnie wspominałam o tym już nie raz, nie dwa, ale zwyczajnie uwielbiam jej grę aktorską (do tej pory zawiodła mnie nieco jedynie w Serenie [recenzja klik], chociaż myślę, że to iż film mi się w ogóle nie spodobał to raczej wina przedstawionej w nim historii, niż aktorów) i wprost niemożliwe było dla mnie zrezygnowanie z chociażby jednego filmu z jej udziałem. Owszem, historia też w jakimś stopniu mnie przyciągnęła, jednak tym razem, to właśnie za sprawą Jennifer Lawrence zdecydowałam się sięgnąć po Pasażerów. Czy było warto dać tej produkcji szansę?


Pierwszym bohaterem, który towarzyszy nam głównie przez większą część filmu jest niejaki Jim Preston - mężczyzna, który postanowił wyruszyć na Homestead II, by spełnić swoje marzenie zbudowania cywilizacji od samego początku. To właśnie on jako jedyny ze wszystkich pasażerów, za sprawą wadliwej kapsuły hibernacyjnej, obudził się o całe dziewięćdziesiąt lat za wcześnie, niż było to planowane.Przez chyba połowę filmu obserwujemy właśnie, jak Jim radzi sobie z tym, że jest jedynym w pełni funkcjonującym człowiekiem na statku. Za towarzysza ma jedynie androida Arthura, który pełni funkcję barmana na statku. Wydawać by się mogło, że w sytuacji Jima nie ma nic strasznego, w końcu do dyspozycji ma wszystkie możliwe bajery dostępne na statku - kino, basen, boisko do koszykówki, ogromny pokój gier, czy oczywiście ogromne ilości jedzenia. Jednak jak długo byli byśmy wstanie przetrwać, gdy dociera do nas, że tak na prawdę wszystkie te rzeczy zaczynają nas już nudzić, a jedyne, czego pragniemy to pozbyć się świadomości, że umrzemy, zanim statek dotrze do celu, oraz przede wszystkim - kontaktu z drugim człowiekiem.


Wkrótce do Jima dołącza Aurora Lane - młoda pisarka, wizjonerka, która postanowiła udać się w podróż na Homestead II i wrócić z powrotem na Ziemię, by móc w postaci książki przekazać ludzkości to, co udało jej się spotkać. Choć z początku kobieta przeżywa dokładnie tak samo wielki szok, jak Jim, wkrótce wszystko zaczyna się układać - para spędza ze sobą coraz więcej czasu, dogadują się, spędzają czas na zabawie - po prostu żyć nie umierać. Jednak jak bardzo szybko się okazuje, jest pewien powód, który sprawił, że ta dwójka się zbudziła.

Przez cały film mamy tak na prawdę kontakt jedynie z trzeba bohaterami - Jimem, Aurorą oraz Arthurem. Później pojawia się jeszcze jedna postać, jednak historia skupia się tak na prawdę jedynie na osobach Jima i Aurory. Tak jak się spodziewałam, Jennifer Laurence po raz kolejny świetnie pokazała na co ją stać. Gdy myślę już, że aktorka ta już w ogóle nie może mnie zaskoczyć, ona robi to znowu i znowu. Jak dotąd oglądałam ją raczej w filmach przygodowych - nigdy w typowej produkcji science fiction. Byłam strasznie ciekawa, jak spisze się ona właśnie w takim gatunku i mogę śmiało powiedzieć, że poradziła sobie na prawdę znakomicie. Przyjemnie oglądało mi się ją w roli Aurory i nie wyobrażam sobie na jej miejscu nikogo innego. Chrisa Pratta widziałam natomiast jak dotąd w tylko jednym filmie i w sumie nie zwróciłam na niego zbyt wielkiej uwagi. Bardzo zaskoczył mnie jednak wcielając się w osobę Jima. Przez cały film pokazywał się nam z wielu różnych stron i moim zdaniem świetnie zaprezentował wszystkie targające bohaterem emocje. Jak dla mnie w pełni oddał on charakter Jima i odwzorował to, jak każdy z nas mógłby zachowywać się, gdyby znalazł się w takiej sytuacji, jak główny bohater. Bardzo spodobała mi się jego gra aktorska, jak i sama osoba aktora i myślę, że bardziej przyjrzę się jego dotychczasowym rolom, gdyż zdecydowanie jest tego wart. 


Skupiając się na obsadzie Pasażerów na koniec koniecznie muszę wspomnieć o fantastycznej postaci, jak i samej grze, jaką zaprezentował nam niejaki Michael Sheen, czyli słynny Aro Volturi z sagi Zmierzch (niestety chyba tylko właśnie z tej roli go znam). To właśnie on wcielił się w postać androida Arthura, który od strony komediowej (której w filmie było raczej mało, a to bardzo dobrze) całkowicie podbił moje serce. Gdy patrzyłam na niego grającego Arthura do głowy za każdym razem przychodziło mi stwierdzenie, że jest to idealny android! Serio, właśnie tak cały czas wyobrażałam sobie roboty, które choć bardzo podobne do człowieka, to jednak całkowicie się od niego różniące. Michael Sheen zaprezentował tą postać idealnie w każdym calu i sprawił, że postanowiłam również jemy przyjrzeć się trochę bardziej, by nie znać go wyłącznie z roli Aro (chociaż z tą postacią poradził sobie równie fantastycznie).


Gdybym miała przejść już do podsumowania moich odczuć w stosunku do Pasażerów powiedziałabym, że chociaż miejscami film wydał mi się lekko niedopracowany i niepotrzebnie przyspieszony lub za bardzo opóźniony, to jednak całość bardzo mi się podobała i zdecydowanie warto było poświęcić osiemnaście złotych, by zobaczyć go na dużym ekranie. Wspomniałam o niedoskonałościach - otóż przez większą część filmu skupiamy się tak na prawdę na przetrwaniu Jima, a później Jima i Aurory. Dopiero pod koniec filmu tak na prawdę zaczyna się cała ta akcja związana z problemem, z jakim bohaterowie muszą się borykać, lecz ta znowuż została aż za bardzo przyspieszona. Gdyby bardziej przemyślano podział wątków całej historii w stosunku do całego filmu mogłaby przyznać tej produkcji nawet dziewięć, czy dziesięć punktów - za te wady jednak, które mimo wszystko są dość mocno namacalne, muszę jednak trochę obniżyć swoją ocenę.

Przechodząc już do zakończenia powiem tak - mimo tych powyższych wad uważam Pasażerów za kawał na prawdę dobrego kina. Mi osobiście bardzo spodobało się to, że w filmie tak na prawdę towarzyszy nam jedynie trzech bohaterów - to zdecydowanie wystarczy, a dodatkowo zmusza aktorów do takiego zaprezentowania swojej postaci, by ta wynagrodziła nam brak innych postaci. Jennifer Lawrence, Chrisowi Prattowi i Michaelowi Sheenowi wyszło to po prostu świetnie. Ja jestem z tego filmu jak najbardziej zadowolona i wam również polecam zapoznanie się z nim - myślę, że nie będziecie żałować!


8 komentarzy:

  1. Mnie też bardzo się ten film podobał. A Jennifer Lawrence wymiata! <3
    Iza xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę! :D Dokładnie, Jennifer wymiata :D

      Usuń
  2. To film idealny dla mnie, ale bym chciała go obejrzeć! Uwielbiam Jennifer i jestem pewna, że jej gra aktorska jak zwykle przypadnie mi do gustu. Dzięki za polecenie, bo nigdy wcześniej o "Pasażerach" nie słyszałam :)
    PS. Czy tylko mi fabuła kojarzy się z jakąś książką? "W otchłani", czy coś w tym stylu? XD
    Pozdrawiam i zapraszam na recenzję "Księgi wyzwań Dasha i Lily"! pattbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że cię przekonałam :D Jestem strasznie ciekawa twojej opinii na jego temat.
      Co do "W otchłani" to nie wiem, nie słyszałam o tej książce, jednak mi bardzo kojarzy się ta produkcja z powieścią "Fobos" :) Chociaż gdy teraz czytam o tej książce, o której wspomniałaś, to rzeczywiście masz rację!

      Usuń
  3. Mimo, że raczej nie interesuje mnie taka tematyka może się skuszę...
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie Bookwormscity

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! Ja również raczej właśnie w takiej tematyce nie gustuję, jednak ten film polecam i to bardzo :)

      Usuń
  4. Mam ochotę na ten film :D Czekałam aż wreszcie ktoś coś o nim napisze i powie czy warto bo osobiście uwielbiam sc-fi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie mam nadzieję, że jakoś ułatwiłam ci decyzję :) Liczę, że ty również będziesz nim zachwycona!

      Usuń

Drogi czytelniku!
Twoja opinia jest dla mnie ważna. Tak więc zostaw po sobie jakiś ślad - tobie zajmie to tylko chwilę, a mi sprawi ogromną przyjemność i satysfakcję, że moja praca nie idzie na marne!
Katherine Parker