Tytuł oryginału: Christmas Under Wraps
Reżyseria: Peter Sullivan
Scenariusz: Jennifer Notas Shapiro
Gatunek: Romans
Czas trwania: 1 godz. 28 min.
Premiera: 29 listopada 2014 (świat)
Produkcja: USA
Obsada: Candance Cameron Bure, David O'Donnell, Kendra Mylnechuk,
Ocena: 6/10
Klikając na plakat filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com
Dr Lauren Brunnell to obiecująca młoda lekarka. Od zawsze pragnęła iść w ślady ojca i zostać docenianym chirurgiem. Obiecane praktyki w Bostonie przechodzą jej jednak koło nosa i kobieta musi szukać możliwości pracy w jakimkolwiek ze szpitali w kraju. Zostaje więc wysłana do Garland na Alasce. Jest to mała miejscowość, w której każdy zna każdego. Gdy kobieta przybywa na miejsce okazuje się, że jest ona tak na prawdę jedynym lekarzem na miejscu, przez co od razu zostaje rzucona na głęboką wodę. To jednak wcale jej nie przeszkadza, gdyż przyjaźni mieszkańcy Garland postanawiają pomóc nowo przybyłej kobiecie. Czy jednak Lauren doceni uroki małego miasteczka, czy będzie chciała powrócić do dużego i tłocznego miasta?
Na produkcję tą trafiłam całkowicie przypadkowo. Gdybym nie zobaczyła jej niedawno w telewizji, pewnie długo nie wiedziałabym o jej istnieniu. Nie da się ukryć, że Święta na Alasce to typowy uroczy romans przeznaczony tylko i wyłącznie na mały ekran. Charakterystyczny wygląd kadrów filmu od razu zdradza nam, że jest to produkcja telewizji Hallmark, a to już mówi samo za siebie (z pewnością nie jest to raczej film szczególnie wysokich lotów). Jednak z braku laku dobre i to, prawda? Czy więc moje przewidywania okazały się słuszne? Czy Święta na Alasce to raczej przeciętna produkcja i typowa zapchajdziura? Cóż...
Główną bohaterką produkcji jest, tak jak już wspomniałam wcześniej, dr Lauren Brunnell - niezwykle ambitna i uzdolniona w sztuce medycznej kobieta, która pragnie wspinać się po szczeblach kariery coraz to wyżej i wyżej. Wszystko szczegółowo planuje i zawsze robi wszystko, by tych planów mocno się trzymać. Gdy jednak jej plany legną w gruzach, bohaterka nie potrafi poradzić sobie z sytuacją i stara się stworzyć kolejny niezawodny plan. Przez to jednak nie dostrzega tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które dzieją się wokół niej. Nie potrafi zaryzykować w obawie, że mogłoby to pokrzyżować jej marzenia związane z karierą medyczną.
W Graceland poznaje ona mieszkańców miasteczka, którzy całkowicie różnią się od osób, które Lauren znała w dużym mieście. Z początku kobieta nie potrafi się do całej sytuacji dostosować, jednak z pomocą nowo poznanych przyjaciół powoli zaczyna dostrzegać uroki życia wolnego od ciągłego planowania.
Święta na Alasce to typowy słodki i uroczy świąteczny romans. Nie może zabraknąć tutaj więc bohatera, który wpadłby głównej postaci w oko. Tutaj jest to niejaki Andy Holliday - miejscowa złota rączka i chłopak od wszystkiego. Jest on również synem miejscowej szychy - wspaniałego Franka Holliday'a. Jeśli więc oczekujecie od tej produkcji czegoś bardzo ambitnego, nie ma sensu tracić czasu. Jeśli jednak macie ochotę na odmóżdżający film, który przeniesie was z powrotem w stronę świąt Bożego Narodzenia - trafiliście w dziesiątkę. Jeśli szukacie właśnie takiej pozycji, film ten sprawdzi się wręcz idealnie.
Szczerze, to nie wiem za bardzo, co miałabym o tym filmie powiedzieć. Moje odczucia po jego obejrzeniu są tak na prawdę neutralne - ani się nie rozczarowałam, ani też się nie zachwyciłam. Wiedziałam mniej więcej czego mogę się spodziewać i właśnie coś takiego tutaj otrzymałam.
Spodobała mi się filmowa para, jaką razem stworzyli Lauren oraz Andy. Wiedziałam, że z całą pewnością będą oni razem (w końcu czego można spodziewać się po takiej produkcji), jednak i tak kibicowałam im, gdy po drodze natknęli się na jakieś przeszkody. Co do reszty bohaterów, to byli mi oni raczej obojętni, jednak myślę, że idealnie wpasowali się oni do całości.
Przechodząc więc już do podsumowania, mogę polecić wam ten film, jeśli szukacie czegoś bardzo lekkiego i romantycznego, co z całą pewnością zakończy się happy endem. Święta na Alasce idealnie wpasują się w te kryteria i jestem pewna, że tak jak ja miło spędzicie w towarzystwie tej produkcji czas. Zdaję sobie sprawę z tego, że tak naprawdę z mojej recenzji może trochę mało wynikać, ktoś może powiedzieć, że po co w ogóle zabrałam się za pisanie tego posta, skoro film był dla mnie po prostu obojętny. Cóż, takie po prostu są moje odczucia po obejrzeniu tej produkcji i mimo wszystko pragnę się z wami podzielić moją opinią. Powiem na koniec więc jeszcze raz - jeśli szukacie czegoś lekkiego i przyjemnego, utrzymanego w zimowo-świątecznym klimacie, koniecznie sięgnijcie po Święta na Alasce!
Ta historia trąci okropnymi stereotypami i przypomina mi trochę historie tworzone przez Norę Roberts (nie wiem, czemu!). W każdym razie obejrzeć mogę, aczkolwiek pewnie się bardziej zirytuję niż poczuję klimat świąt :P Ale romantycznych, lekkich historii nigdy za wiele :)
OdpowiedzUsuńO tak, nie da się ukryć, że to jedna z tych właśnie historii :) Ale nie jest taka zła, jakby się mogło wydawać ;)
UsuńZapisuję! Wyczuwam stereotypy i może moją lekką irytację, ale na okres świąteczny może się nadać :)
OdpowiedzUsuńNa taki okres film nadaje się idealnie :D
UsuńZ tych zdjęć, które tu dodałaś, film wygląda trochę sztucznie xd Ale zapiszę sobie tytuł jakbym kiedyś nie miała z desperacji co oglądnąć xd
OdpowiedzUsuńDawno tu u ciebie nie byłam!!
Pozdrawiam
To Read Or Not To Read
Myślę, że ten film to właśnie taka idealna pozycja, gdy już na prawdę nie ma się czego oglądać. Świetnie nada się na zabicie czasu ;)
UsuńCieszę się, że wróciłaś! :D
Film na pewno będzie świetny do obejrzenia w czasie Bożego Narodzenia mimo schematycznej, słodkiej fabuły. Na pewno będę o nim pamiętać w następne Święta ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wtedy ogląda się go najlepiej, więc jak najbardziej polecam ;)
Usuń