sobota, 23 lutego 2019

[221] "Jednostka" Ninni Holmqvist


Zabierając się za czytanie "Jednostki" Ninni Holmqvist nie wiedziałam kompletnie, czego mam się spodziewać. Książka ta była dla mnie jedną wielką zagadką i jedyne, co wiedziałam na jej temat, to intrygujący opis z tyłu okładki. Jako, że lubię od czasu do czasu oderwać się od młodzieżówek i romansów stwierdziłam, że historia z wizją świata, który mógłby tak na prawdę mieć już miejsce w naszych czasach świetnie się do tego nada. I wiecie co - miałam rację! Wciągnęłam się w nią już od pierwszej strony i nawet jeślibym próbowała, nie mogłam się od niej oderwać. Myślę, że już teraz mogę powiedzieć, że "Jednostka" to jedna z tych książek, o których się bardzo mało mówi, a które zasługują na zdecydowanie większy rozgłos!

"Bezdzietni nie są przydatni w starzejącym się społeczeństwie. W pewnym wieku stają się zbędni. Kiedy ten moment dla nich nastaje, trafiają do specjalnych ośrodków zwanych Jednostkami. W Jednostce bezdzietny staje się użyteczny: bierze udział w badaniach naukowych, służy testom medycznym. Stopniowo oddaje swoje organy osobom, które społeczeństwu są bardziej potrzebne. W zamian za to dożywa swoich dni w luksusowych warunkach. Znakomite jedzenie, świetna opieka, bogata oferta sportowa i kulturalna. A do tego można realizować swoje pasje, poszerzać zainteresowania i bezpłatnie korzystać ze wszystkich dóbr aż do dnia ostatecznej donacji. Czyż to nie znakomity układ dla bezdzietnych, którzy przecież są zbędni? 

Gdy Dorrit przybywa do Jednostki, jest pogodzona ze swoim losem. Nie udało jej się założyć rodziny ani urodzić dzieci, straciła ukochanego psa i swój mały dom. Jej mężczyzna coś do niej czuł, ale postanowił, że nie będzie jej ratował. Pod koniec życia kobieta pragnie tylko odrobiny spokoju. Nic więcej jej nie zostało. Sytuacja zmienia się jednak, gdy niespodziewanie dla siebie Dorrit się zakochuje. Coś w niej ożywa. Chce dla siebie szczęścia. Postanawia więc dokonać zaskakującego wyboru... 

To powieść o niedalekiej, pełnej okrucieństwa przyszłości. Wizja cywilizacji, w której każdy ma odegrać narzuconą sobie rolę aż do końca, wydaje się niepokojąco realistyczna. Jednostka to jedna z najbardziej przerażających powieści dystopijnych ostatnich lat. Czytając tę książkę, nie można oprzeć się wrażeniu, że opisane w niej rozwiązania ustrojowe wzięły swój początek ze współczesnych regulacji prawnych. Sprawia to, że niepokój i groza towarzyszą czytelnikom tej opowieści i rosną z każdą kolejną przeczytaną stroną. 

A gdy władza uzna, że już się nie przydasz..."
[opis pochodzi od wydawcy]

Jakoś tak wyszło, że przeważnie czytam książki, w których narrator lub główny bohater to osoba w wieku dwudziestu paru lat, z którą z racji wieku, mogę się identyfikować. Rzadko więc mam styczność z bohaterami 50+ jak było właśnie w przypadku "Jednostki". Sama nie wiem czemu, ale często czuję przez to taki lekki strach, że nie będę potrafiła zsynchronizować się z taką postacią. Tutaj jednak nie miałam z tym najmniejszego problemu. Nasza główna bohaterka Dorrit była na prawdę świetną przewodniczką po Jednostce, w której przebywała. Poznajemy ją w momencie, kiedy sama musi udać się do tego miejsca, gdyż zgodnie z miejscowym prawem jako iż nie ma dzieci, staje się osobą zbędną na  świecie. Może się przydać dla społeczeństwa tylko oddając się różnym badaniom, które mają pomóc potomności, lub ostatecznie oddając swoje organy na rzecz chorych osób, co koniec końców doprowadzi ją do śmierci. Autorka bardzo autentycznie ukazała to, że choć Dorrit wie, jaki los ją czeka to jednak trafiając do Jednostki odczuwa oczywisty strach i niepokój związany ze swoim losem.Dalej jednak ukazuje zmianę jaka w niej zachodzi na przestrzeni tego czasu, który spędza już w ośrodku. Okazuje się bowiem, że społeczeństwo ludzi zbędnych jest całkowicie inne od tego, jakie możemy znać z autopsji. Ludzie ci są niesamowicie serdeczni i życzliwi - śmiało można powiedzieć, że wszyscy traktują się tam niczym jedna wielka rodzina. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ dla Zbędnych takie miejsce jest niczym raj na ziemi - w końcu po tych wielu latach poczucia odtrącenia od zwykłego społeczeństwa trafiają do miejsca, w którym w końcu czują się jak u siebie. Tym bardziej więc przygnębiające jest to, że wystarczy chwila, a naszego najlepszego przyjaciela z Jednostki, czy  nawet naszej miłość może zabraknąć. To jednak norma w takim ośrodku.

Ninni Holmqvist fantastycznie wykreowała i przedstawiła czytelnikowi swoją wizję świata, który mógłby mieć miejsce tak na prawdę już teraz. Wszystko, co dzieje się bowiem w książce ma miejsce w teraźniejszości. Nie jest to żadna wizja przyszłości - to wszystko dzieje się tu i teraz. Autorka miała świetny pomysł i duży plus dla niej za to, że umiała ten pomysł bardzo dobrze wykreować. To, co spodobało mi się  w książce z perspektywy technicznej, to podzielenie całej historii na pewne etapy - tj. moment kiedy Dorrit trafia do jednostki i stara się przywyknąć do swojego nowego, lecz jakże krótkiego życia, dalej część, kiedy kobieta zaakceptowała to gdzie oraz kim jest i czuje się w takiej społeczności wręcz fenomenalnie, itp. Przez co świetnie możemy dostrzec te wszystkie fazy, który miały miejsce w przypadku jej osoby i które w zasadzie dotyczyły każdego nowo przybyłego zbędnego do jednostki. Bardzo dobrze można było zaobserwować tutaj zmiany psychologiczne, które dodawały całości autentyczności.

Co mogę więcej powiedzieć? Na prawdę nie spodziewałam się tego, że tak bardzo wciągnę się w całą tą historię zawartą w "Jednostce". Nie sądziłam, życie wszystkich bohaterów, a zwłaszcza Dorrit tak mnie zaabsorbuje i że będę wszystko co jej dotyczy przeżywać wspólnie z nią z takim zaangażowaniem. Dodatkowo ta wizja świata, gdzie czasami przez zwykły przypadek (bo się nie zakocha, nie znajdzie swojej drugiej połówki i przez to nie będzie miał dzieci) człowiek może stać się kimś zbędnym, niepotrzebnym dla społeczeństwa niesamowicie mnie przeraziła. Zagłębiając się w "Jednostkę" i poznając dokładnie bohaterów czułam jedną wielką niesprawiedliwość. Nie wyobrażam sobie, jak można decydować o ludzkim życiu właśnie w ten sposób.
Także kończąc oczywiście nie zostaje mi nic innego, jak tylko polecić wam tą książkę! Jestem przekonana, że ta z pozoru niewinna książeczka u niejednego z was wywoła takie emocje, jak to było w moim przypadku!


Tytuł oryginału: The Unit

Autor: Ninni Holmqvist
Ilość stron: 280 stron
Wydawnictwo: Editio
Premiera: 12 lutego 2019
Ocena: 7/10


Za możliwość zapoznania się z książką serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio!

czwartek, 14 lutego 2019

[220] "O psie, który wrócił do domu" W. Bruce Cameron


Gdybym miała wybierać pomiędzy psami a kotami, to bez wahania wybrałabym mruczki. Tak, jestem zdecydowaną kociarą. Jednakże przy każdej nowej książce W. Bruce'a Camerona o kolejnym cudownym psiaku nie muszę wybierać, bo wiem, że muszę tą powieść przeczytać! I tak samo było w przypadku O psie, który wrócił do domu. Pomijając już tą słodziutką tytułową Bellę na okładce, to jak mogłabym sobie odpuścić historię uroczego pieska, który zrobi wszystko, aby wrócić do swojego właściciela, który jest dla niej całym światem? 

"Każdy pies pragnie być blisko swojego człowieka. 

Piękna i wzruszająca opowieść o odważnym psie, który wyrusza w niezwykłą podróż, aby wrócić do swojego najlepszego przyjaciela. 

Bella jest uroczym i mądrym szczeniakiem, który mieszka w starej kamienicy ze swoją psią rodziną i stadkiem małych kociaków. Niestety ludzie chcą wyburzyć budynek, przez co Bella traci mamę, rodzeństwo i bezpieczny dom. Na szczęście pojawia się Lucas, który przygarnia ją do swojego mieszkania. Od pierwszej chwili Bella czuje, że trafiła na swojego człowieka. Lucas jest oczarowany psiakiem, który daje mu tyle radości. Niestety w jego mieszkaniu nie wolno trzymać zwierząt, a na dodatek w Denver hodowanie pitbulli jest zabronione. Mimo wielkiej rozpaczy Lucasa Bella musi zostać odesłana poza granice stanu. Jednak pies nie zamierza bezczynnie czekać i bierze sprawy we własne łapy. 

Od teraz ma tylko jedną misję. 
Musi odnaleźć drogę do swojego człowieka. 
Musi wrócić do domu."
[opis pochodzi ze strony Wydawnictwa]

Kiedy pierwszy raz poznałam twórczość autora O psie, który wrócił do domu zakochałam się w jego stylu i w jego cudownym sposobie kreowania świata z perspektywy psiaka. Dotychczas myślała, że ciężko będzie stworzyć coś takiego, co w pełni oddawałoby myślenie tych czworonogów, ale W.  Bruce'owi Cameronowi to się na prawdę udało! I dokładnie tak samo było w historii Belli - poznając tę książkę miałam wrażenie, jakbym na prawdę przeniosła się do mózgu tej uroczej suni i widziała świat tak, jak ona sama go postrzega. Bardzo podoba mi się prezentowanie historii w taki sposób i jestem pewna, że jeżeli autor w kolejnych swoich książkach będzie robił tak samo, to każda kolejna lektura będzie należała do udanych! Uwielbiam też to, że chociaż w książce jest tak na prawdę dużo odniesień do pieskiego życia, do tego co je ciekawi, do ich pragnień, czy zwyczajów, to jednak nie zabrakło tutaj tego, co jest typowo skierowane do ludzi. Chodzi mi o to, jak Bella dokładnie opisuje to co widzi, czy słyszy, chociaż sama tego nie rozumie (bo w końcu jest psem), jednakże nam, czytelnikom, daje to możliwość dokładniejszego poznania całej historii. Na prawdę jestem pod sporym wrażeniem tego z jaką łatwością autor umiał to wszystko przedstawić, bo podejrzewam, że nie jeden na prawdę dobry pisarz mógłby mieć z tym spory problem.

Tego, że pokochałam Bellę całym serduchem chyba nie muszę mówić. Nie dziwię się wcale, że każdy, w kogo życiu się ona pojawiała od razu pałał do niej tak ogromną sympatią. Z wypiekami na twarzy śledziłam wszystkie jej przygody i z przejęciem trzymałam kciuki za to, żeby nic złego, podczas tej jej długiej wędrówki Do Domu, się jej nie stało. Bardzo spodobało mi się też to, że autor postanowił wpleść do życia suczki tyle kotów - począwszy od Mamy Kotki i kociego potomstwa, po Dużą Koteczkę, której przywiązanie do Belli wydaje się być wręcz nieprawdopodobne, ale jednak prawdziwe. Sama Bella okazała się być cudowną, bardzo przyjacielską, pomocną i grzeczną sunią. Bardzo żałuję, że nigdy nie będzie mi dane poznać jej w prawdziwym życiu.

W całej książce dzieję się na prawdę sporo - w końcu wspólnie z Bellą przeżywamy najpierw jej wczesne życie, by później wyruszyć razem z nią w wędrówkę Do Domu, do Lucasa, która obejmowała przeszło 600 kilometrów. Jednakże mimo tego na prawdę wielkiego ogromu informacji podczas czytania zdecydowanie nie czuje się żadnego przesytu. Myślę, że może mieć to trochę związek z tym, że naszą narratorką jest suczka, a nie człowiek. Podawała ona jedynie wybiórcze informacje, jednakże skupiała się głównie na tych, które okazywały się być najważniejsze. Przez to właśnie książkę czyta się praktycznie jednym tchem. Bez trudu idzie się odnaleźć w całej sytuacji i wręcz nie można się doczekać, żeby poznać kolejne fakty z życia Belli.

Cóż więc, ja jestem jak najbardziej na tak! Myślę, że jest to świetna książka zarówno dla miłośników psów, jak i tych, którzy mimo wszystko (tak, jak ja) wolą koty. Każdy z nas znajdzie tutaj coś dla siebie, a niesamowity humor zawarty w powieści sprawi, że nikt z was nie będzie się mógł od niej oderwać. Jestem też już po obejrzeniu ekranizacji książki i muszę przyznać, że tym razem powieść okazała się być zdecydowanie lepsza! Także czytajcie i przeżywajcie tę cudowną historię w towarzystwie Bardzo Grzecznej Suni, jaką jest urocza Bella! 

Tytuł oryginału: A Dog's Way Home
Autor: W. Bruce Cameron
Wydawnictwo: Kobiece
Premiera: 27.12.2018
Ocena: 7/10


Za możliwość zapoznania się z książką serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu!
Copyright © 2014 About Katherine
Designed By Blokotek