sobota, 27 maja 2017

[87] FILMOWO: Pęknięcia

Tytuł oryginału: Cracks

Reżyseria: Jordan Scott

Scenariusz: Ben Court, Caroline Ip, Jordan Scott

Gatunek: Dramat Thriller

Produkcja: Francja, Hiszpania, Irlandia, Szwajcaria, Wielka Brytania

Na podstawie: Sheila Kohler "Cracks"

Czas trwania: 1 godz. 44 min.

Premiera: 11 września 2009 (świat)

Obsada: Eva Green, Juno Temple, María Valverde, Imogen Poots, Ellie Nunn

Ocena: 8/10

 Klikając na plakat filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com


Grupa dziewcząt z brytyjskiej szkoły z internatem trenuje skoki do wody u boku swojej ulubionej nauczycieli Panny G. Kobieta jest dla nich nie tylko wspaniałą nauczycielką, ale również najlepszą przyjaciółką - gdy szkoła stara się stłumić w dziewczętach całą kreatywność i radość, to właśnie ona staje się źródłem licznych szalonych opowieści z podróży nauczycielki i tym podobne. Gdy jednak pewnego razu do szkoły tafia nowa uczennica (hiszpańska księżniczka), wszystko zaczyna się komplikować.


Na Pęknięcia skusiłam się tak na prawdę ze względu na Evę Green, która już jakiś czas temu stała się jedną z moich ulubionych aktorek. To właśnie ona w głównej mierze przyciągnęła moją uwagę, jednak sam opis filmu oraz to, że jego akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii również miały na moją decyzję duży wpływ. Nie wiedziałam tak na prawdę, czego mogę się po nim spodziewać - wiedziałam z całą pewnością, że nie będzie to łatwe kino, lecz takie bardziej z przesłaniem. Śmiało mogę powiedzieć, że koniec końców mi się podobał, ale nie jestem pewna, czy do końca zrozumiałam, o co chodziło jego twórcom.

Cała akcja filmu ma tak na prawdę ścisły związek z tylko jedną postacią, a mianowicie z Panną G (czyli wspaniałą Evą Green) - moim zdaniem to ona tak na prawdę spaja cały wątek i jest przyczyną całego tego zamieszania. Prócz niej z pewnością ważną postacią jest hiszpańska księżniczka Fiamma, która bardzo różni się od wszystkich dotychczasowych uczennic szkoły z internatem. Już na samym początku zaciekawiła swoją osobą nie tylko uczennice, ale również samą Pannę G. Myślę też, że to ona stała się przyczyną, które wywołały te tytułowe pęknięcia, choć tak na prawdę wcale tego nie chciała.


Dużą rolę w całej akcji odgrywa także Di Radfield - dotychczasowa ulubienica Panny G i kapitan grupy skoczków. To ona zawsze uważana była za najlepszą i obdarzana była największym szacunkiem i uwagą ze strony nauczycielki. Nic więc dziwnego, że gdy na horyzoncie pojawia się Fiamma, Di Radfield czuje się zwyczajnie zagrożona i zazdrosna. Jednakże w tym filmie oraz w relacjach, które łączą dziewczyny z Panną G nie chodzi jedynie o zazdrość - chodzi bardziej o coś, czego dziewczyny nie zauważają, do póki nie wydarzy się coś na prawdę złego. jednak odkrycie tego pozostawiam wam - gdybym wam to zdradziła, pozbawiłabym was całej przyjemności z oglądania tego filmu.

Choć z początku film wydaje się być przyjazny i raczej zwyczajny, bardzo szybko odkrywamy, że wcale tak nie jest. Zaczynamy poznawać tajemnice, których wcześniej nikt nie dostrzegał i które stają się przyczyną wszystkich tych złych momentów.


Gdy pierwszy raz spotkałam się z grą Evy Green (było to chyba za sprawą filmu Casino Royal), zdążyłam dowiedzieć się już, że jest to postać nieco ekscentryczna i każda bohaterka, w którą się wciela właśnie taka jest. Tak samo było w przypadku Mrocznych cieni (recenzja klik), gdzie zagrała Anguelique Bouchard, czy Osobliwego domu Pani Peregrine (recenzja klik) i jej roli tytułowej panny Almy LeFay Peregrine. Myślę jednak, że to właśnie tymi nietypowymi postaciami oraz tym, jak potrafi je zaprezentować bardzo mnie urzekła. Nie inaczej było właśnie w przypadku Pęknięć, bo choć Panna G jest miejscami nieco przerażająca (jak nie gorzej), to jednak sądzę, że jest to rola po prostu stworzona dla Evy Green. Mnie w każdym razie zachwyciła jeszcze bardziej i przez to tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że zwyczajnie ją uwielbiam.


Nie da się ukryć, że Pęknięcia to trudny film, jednak myślę, że warto poświęcić mu chwilę uwagi. Nie zawsze znajdzie się odpowiednia pora i nastrój, aby się na nim skupić, jednak myślę, że właśnie to jest do tego potrzebne, aby w pełni zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło. Przyznam się wam, że przez większą część filmu tak na prawdę nie wiedziałam, jaki jest główny motyw tej produkcji (mówiłam już, że jest to trudne kino) i choć cały czas staram się sobie wszystko poukładać w głowie, to śmiało mogę powiedzieć, że cieszę się, że postanowiłam go obejrzeć. Czy go polecam? Myślę, że tak, jednak nie każdemu. Jeśli lubicie takie filmy do myślenia, ta pozycja jest dla was. Jeśli nie, na waszym miejscu odpuściła bym go sobie. Ja żałuję tyko, że w Polsce nie została wydana książka, na której podstawie powstał ten film - może wtedy niektóre rzeczy bardziej by mi się wyjaśniły.


Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony filmweb.pl

poniedziałek, 22 maja 2017

[166] PRZEDPREMIEROWO: Piosenki o dziewczynie - PATRONAT NAD KSIĄŻKĄ


Tytuł oryginału: Songs about a Girl
Autor: Chris Russell
Cykl: Piosenki o dziewczynie
Tom: 1
Ilość stron: 384 stron
Wydawnictwo: Feeria Young
Ocena: 8/10

PREMIERA: 14 CZERWIEC 2017!

„To było takie samo uczucie, jakie masz wtedy, gdy wspinasz się na bardzo wysoki budynek, stajesz na krawędzi dachu, trzymając się barierki, a jakiś głos w twojej głowie każe ci skoczyć, przechylić się przez balustradę i runąć w dół niczym spadająca gwiazda”. 

Tak właśnie czuje się Charlie, gdy pierwszy raz patrzy na nią Gabe West – frontman najpopularniejszego boysbandu świata, Fire&Lights. Do tej pory Charlie najlepiej czuła się schowana za obiektywem swojego aparatu – niewidzialna i niesłyszalna. Wcale nie chciała robić zdjęć na koncercie Fire&Lights, chociaż poprosił ją o to Olly, dawny kolega ze szkoły, a obecnie członek zespołu. Ktoś ją w to wrobił i nie mogła już odmówić. Szalony, charyzmatyczny Gabe sprawia, że jej życie zmienia bieg. Charlie czuje, że jest między nimi niezwykła bliskość, związek, który trudno wytłumaczyć. 
Dlaczego wszystkie teksty Gabe’a są o niej? 
Jaka tajemnica kryje się w ich słowach?
[opis pochodzi z okładki książki]

Charlie Bloom jest niezwykle spokojną i stroniącą od towarzystwa dziewczyną. Najlepiej czuje się za obiektywem swojego aparatu, mogąc uwieczniać za jego pomocą różne codzienne chwile na zdjęciach. Pewnego razu dostaje wiadomość od dawnego znajomego ze szkoły. Olly Samson nie jest jednak wcale jakimś zwykłym chłopakiem - od czasów popularnego show Make or Break stał się członkiem jednego z najpopularniejszych młodych boysbandów w całej Wielkiej Brytanii. W wiadomości Olly prosi Charlie, aby wcieliła się w rolę profesjonalnego fotografa i wykonała kilka zdjęć Fire&Lights za kulisami, które później znajdą się na oficjalnej stronie zespołu. Zaskoczona dziewczyna nie jest przekonana do tego pomysłu, w końcu zdjęcia jakie wykonuje to tylko zabawa. Za namową przyjaciółki postanawia jednak spróbować swoich sił w nowej roli. Szybko zaprzyjaźnia się z członkami grupy, wpada w wir scenicznego życia oraz zaczyna czuć coś więcej do jednego z wokalistów Fire&Lights. Wkrótce odkrywa, że słowa piosenek zespołu poznała już dawno - na kartach starego notatnika jej nieżyjącej mamy... 

Kocham książki, gdzie wpleciony jest wątek muzyki - nieważne, czy tylko poprzez upodobanie bohaterów do różnych utworów, czy przez playlisty zamieszczone wewnątrz przez autorów, czy (tak jak w tym przypadku), gdzie to właśnie muzyka staje się jednym z najważniejszych motywów. Nic dziwnego więc, że gdy pierwszy raz usłyszałam o książce Piosenki o dziewczynie BARDZO mocno chciałam zapoznać się z przedstawioną wewnątrz historią. Nie dopuszczałam do wiadomości też, że powieść ta mogłaby mi się nie spodobać - nie było takiej opcji. Tym razie moja intuicja mnie nie zawiodła - Piosenki o dziewczynie to fantastyczna książka, którą koniecznie trzeba przeczytać!

Sięgając po powieść Chrisa Russela miałam już jakiś swój zarys całej fabuły - spodziewałam się, że książka jaką otrzymam, będzie typową młodzieżówką, gdzie główna bohaterka zakochuje się w przystojnym muzyku popularnej kapeli - i w sumie to tyle. Owszem, to również tam znajdziemy, jednakże zaraz obok wątku, który tak na prawdę tworzy zarówno cały Fire&Lights, jak i samą książkę. 
Już od pierwszych stron w Piosenkach o dziewczynie poznajemy Charlie. To bardzo przyjemna, zatracona w swoim świecie dziewczyna, która stroni od rozgłosu i zainteresowania ze strony rówieśników. Dodatkowo ma niezwykły talent do tworzenia wspaniałych zdjęć, w których udaje się jej uchwycić wszystko to, co dla większości osób jest ciężkie do wychwycenia gołym okiem. Osobiście polubiłam ją praktycznie od razu - w wielu miejscach nawet czułam, że jesteśmy do siebie bardzo podobne (oczywiście pod względem charakteru), przez co ciągnęło mnie do poznania jej jeszcze bardziej. Autor przedstawia nam trudną przeszłość, jaką ma za sobą Charlie, informuje nas o jej nieżyjącej mamie oraz o tym, jak ciężko jest jej tworzyć rodzinę tylko z tatą. Spodobało mi się w niej to, że nie jest to ta typowa głupiutka nastolatka, o których teraz tak dużo możemy poczytać w książkach - choć z pozoru taka sama, Charlie jest całkowicie inna.
Dalej, razem z Charlie, mamy okazję poznać członków najpopularniejszego boysbandu ostatnich czasów - Fire&Lights. W tych czterech chłopakach zakochałam się praktycznie od pierwszego wejrzenia. Wszyscy oni są tak niezwykle charyzmatyczni i zabawni, że zwyczajnie chce spędzać się z nimi czas! Ollie, Gabriel, Yuki i Aiden - każdy z nich jest całkowicie inny, jednakże razem tworzą po prostu fantastyczną grupę. Z wielką przyjemnością czytało mi się każdy rozdział, w którym Charlie spędzała czas w ich towarzystwie i wiele razy zwyczajnie jej zazdrościłam. Śmiało można powiedzieć, że gdyby nie Fire&Lights książka Piosenki o dziewczynie w ogóle by nie istniała. Choć muzyka jaką grają jest nieco inna od tej, w jakiej gustuję na co dzień, myślę, że gdyby grupa ta istniała w prawdziwym życiu, z całą pewnością dołączyłabym do wielkiego grona ich fanów.

To, co czyni tą książkę tak wspaniałą jest z całą pewnością jej realizm. Czytając, wie się po prostu, że wszystko, co w niej przedstawione, jest całkowicie zgodne z rzeczywistością. Widać, że autor ma jakieś pojęcie na temat na temat tego muzycznego świata, co doskonale udało mu się przenieść na papier swojej książki. Z wielką przyjemnością czytało mi się wszystkie te sceny, gdzie autor przenosił Charlie do szalonego świata Fire&Lights, choć i tak był to ledwie tylko zalążek wszystkiego. 
Oczywiście, gdy znajdziemy się w kręgu jakichś sławnych osobistości, kwestią czasu jest, nim media zaczną o nas mówić. To samo przydarzyło się Charlie, zmieniając jej życie w istną torturę. Autor jednak nie skupił się tak bardzo na mediach, lecz przeniósł wszystko do liceum, do którego uczęszczała główna bohaterka. W niezwykły sposób pokazał, jak jedno zwykłe zdjęcie ze słynnym wokalistą oraz plotka mogą uprzykrzyć życie dziewczyny, która tak na prawdę nigdy nie chciała stać się tematem do rozmów każdego nastolatka. Chris Russel zaprezentował, jacy niesprawiedliwi mogą być ludzie, że wystarczy jedna opinia, aby inni ślepo ją wyznawali (tak po prostu dla zabawy), nie licząc się w ogóle z tym co prawdziwe oraz z czyimiś uczuciami. Piosenki o dziewczynie to nie tylko książka, która ukazuje życie zwykłej nastolatki, której nadarzyła się zadziwiająca okazja do poznania legendarnego boysbandu, lecz także o tym, jakie niesprawiedliwe potrafi być społeczeństwo tylko przez zwykłą plotkę.

Piosenki o dziewczynie to kolejna wspaniała książka, która pod płaszczykiem zwyczajniej historii ukazuje nam realia naszego codziennego życia. Autorowi udało się połączyć niezwykle wciągającą, zabawną i niewiarygodną historię z życiową lekcją, której wielu z nas powinno bardzo mocno wysłuchać. Jednakże, żeby nie zniechęcać tym przesłaniem niektórych czytelników powiem, ze historia przedstawiona w tej powieści to wspaniała odskocznia od trudnej codzienności. Czytając bawimy się po prostu wspaniale (oczywiście nie może odbyć się bez licznych wybuchów śmiechu, gdy w pobliży kręcą się członkowie Fire&Lights). Moje pierwsze spotkanie z twórczością Chrisa Russela uważam więc za jak najbardziej udane - autor ma świetny styl, który tylko zachęca do zapoznawania się z jego utworami. Moim zdaniem fantastycznie poradził sobie z wykreowaniem całej tej historii - pomysł wykorzystał po prostu w stu procentach. Dodatkowo zakończenie jest tak zaskakujące, że po ukończeniu książki byłam zwyczajnie zła na autora, że pozostawił mnie z czymś takim i teraz będę musiała sobie trochę poczekać, zanim dane mi będzie poznanie dalszej części. Ale właśnie na tym polegają te fantastyczne zakończenia!

Koniecznie więc wyczekujcie tej książki w księgarniach - przypominam, ze premiera już 14 czerwca! 

PIOSENKI O DZIEWCZYNIE:
piosenki o dziewczynie

Za możliwość zapoznania się z tą jakże fantastyczną książką oraz objęcia jej swoim patronatem, serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young!

środa, 17 maja 2017

[165] PRZEDPREMIEROWO: Przyrodni brat


Tytuł oryginału: Stepbrother Dearest
Autor: Penelope Ward
Ilość stron: 272 strony
Wydawnictwo: Editio
Ocena: 6/10

PREMIERA: 24 MAJ 2017!

Greta była cichą nastolatką, a jej życie miało swój spokojny rytm — szkoła, nauka, dorywcza praca i dom... Kiedy pewnego dnia w domu pojawił się jej przyrodni brat Elec, nie była na to przygotowana. Nienawidziła tego, jak wyżywał się na niej, dając upust swojej niechęci wobec nowej rodziny. Nienawidziła tego, że sprowadzał do swojego pokoju różne dziewczyny z ich szkoły. Nienawidziła tego, że coraz bardziej ją fascynował. Zbuntowany, irytujący i odpychający, coraz bardziej pociągał Gretę. Jego aroganckie zachowanie, muskularne ciało, pięknie wyrzeźbiona twarz sprawiły, że jej ciało wbrew umysłowi reagowało tak, jak jeszcze nigdy przedtem. 

Łączące ich uczucia zaczęły się zmieniać, aż pewnej nocy przekroczyli granicę, spoza której nie było już odwrotu... 

Następnego dnia Elec wrócił do Kalifornii, zniknął z jej życia równie nagle, jak się w nim pojawił. Minęły lata, od kiedy widziała go po raz ostatni. Gdyby nie rodzinna tragedia, która pewnego dnia zaskoczyła wszystkich, pewnie już nigdy nie stanęliby ze sobą twarzą w twarz. Oszołomiona Greta stwierdza, że nastolatek, dla którego straciła głowę, wyrósł na mężczyznę, który dziś potrafi doprowadzić ją do szaleństwa. 

Ze śmierci zrodziło się życie. Z nienawiści zrodziła się miłość.
[opis pochodzi z okładki książki]

Greta to cicha i spokojna nastolatka, z którą nigdy nie było żadnego problemu. Jakiś czas temu jej matka wyszła ponownie za mąż i cała rodzina wiodła wspólnie szczęśliwe życie. Dziewczyna nie wiedziała jednak, że jej ojczym ma syna z poprzedniego małżeństwa, który teraz niespodziewanie miał z nimi mieszkać przez rok. Szybko okazało się, że Elec to całkowite przeciwieństwo Grety - jest brawurowy, pewny siebie, zaborczy i niesamowicie wściekły na swojego ojca i jego nową rodzinę (a przynajmniej takiego udaje). Początkowe próby nawiązania kontaktu z przyrodnim bratem szybko spełzają na niczym, jednakże choć Elec traktuje Gretę jak śmiecia, dziewczynę ciągle coś do niego ciągnie. Szybko zaczyna rozkwitać pomiędzy nimi uczucie, które w ogóle nie miało mieć miejsca.

Powiem tak, choć zanim zabrałam się za czytanie tej książki, byłam do niej raczej neutralnie nastawiona - opis przedstawiony na okładce wydawał się być na prawdę interesujący, a sama okładka dość intrygująca, to już po pierwszych stronach chciałam się poddać i całkowicie się jej pozbyć. Gdy już po kilku stronach zaczęłam czytać, jak to główna bohaterka niesamowicie zachwyca się swoim przyrodnim bratem (oczywiście z podtekstem seksualnym), całkowicie odechciało się się poznawania tej historii. Przez to wszystko obawiałam się, że cała książka będzie taką typową nic nie wartą książką, a na poznawanie takiej pozycji zdecydowanie nie miałam ochoty. Ale postanowiłam zacisnąć zęby i brnąć w to wszystko dalej. Na szczęście z czasem wszystko zaczęło się w miarę uspokajać i koniec końców bardzo się cieszę, że już na początku się nie poddałam.

Przede wszystkim, o czym koniecznie muszę tutaj wspomnieć, uważam, że opis przedstawiony na okładce książki na prawdę mocno odbiega od tego, co możemy znaleźć w jej wnętrzu. Sama spodziewałam się jakiegoś na prawdę wielkiego znęcania się psychicznego w wykonaniu Eleca nad Gretą, a otrzymałam tak na prawdę zwyczajne słowne utarczki ze strony chłopaka, który zwyczajnie nie mógł znieść tego, że jego ojciec ma nową rodzinę. Ja przynajmniej tak to odebrałam, Już od pierwszych stron było bowiem widać, dlaczego Elec zachowuje się tak a nie inaczej i łatwo można było dostrzec, że zależy mu na Grecie. Myślę więc, że Wydawnictwo trochę poniosła fantazja, gdy pisali opis dla tej pozycji.

Rozmawiałam o tym z jedną dziewczyną, gdy zaczęłam czytać Przyrodniego brata, że jest to chyba kolejna pozycja, gdzie przyrodnie rodzeństwo się w sobie zakochuje (dla niej niestety, dla mnie jak najbardziej stety) - jak chociażby Czy wspominałam, że Cię kocham (recenzja klik). Jednak co mi sie w tej książce podobało to to, że jest to tak jakby połączenie właśnie książki Estelle Maskame oraz Love, Rosie Cecelii Ahern (recenzja klik). Chodzi mi o to, że owszem mamy motyw, gdzie główni bohaterowie (przyrodnie rodzeństwo) się w sobie zakochują, jednakże z jakiegoś powodu obydwoje duszą w sobie te uczucia i dzieje się wszystko tak jak we właśnie Love, Rosie, że gdy w końcu któreś z nich ma odwagę, aby odzyskać tego drugiego, już jest za późno, bo ten ktoś zaczyna układać sobie życie. Bardzo lubię czytać takie historie mimo, że są dla mnie one na prawdę przygnębiające, gdy bohaterowie w końcu uświadamiają sobie, ile tak na prawdę czasu zmarnowali na te wszystkie gierki. Pod tym względem Przyrodni brat na prawdę mi się spodobał.

Samych bohaterów na prawdę polubiłam (oczywiście mój number one to nie kto inny, jak Elec) i z całych sił kibicowałam im z całego serca. Przyjemnie obserwowało mi się, jak ich uczucie zaczyna rozkwitać i z jakim wielkim bólem muszą zmagać się podczas rozłąki (chociaż obydwoje mocno starają się to ukryć). W przypadku bohaterów jedyne co mi się nie podobało to to, że po pierwszej rozłące autorka przenosi historię kilka lat naprzód i tak na prawdę nie mamy zielonego pojęcia, co w tym czasie się z nimi działo. Owszem sami troszkę wspominają swoją przeszłość, jednak jest tego tak mało, że nie wiele można dowiedzieć się o ich życiu. Mi osobiście się to nie spodobało, czułam przez to zwyczajnie na prawdę spory niedosyt. Myślę, że skoro już autorka chciała zastosować taki zabieg, powinna go lepiej przemyśleć i bardziej popracować nad szczegółami.

W całej książce jednak najbardziej denerwowało mnie to, że wszystko działo się tam w bardzo zawrotnym tempie. W szczególności można było to dostrzec na samym początku książki. Autorka potrafiła opisywać jedno zdarzenie, by nagle przenieść do następnego, nie dając tym samym czytelnikowi możliwości oswojenia się z daną sytuacją. Ja czułam się jakbym jechała jakąś szaloną kolejką górską, gdzie obrazy zmieniają się dosłownie co chwila i zanim zawieszę na jakimś konkretnym wzrok, wszystko się już zmienia, a mi pozostaje jedynie oszołomienie tym, co się stało. Strasznie mi się to nie podobało i czasem miałam wrażenie, jakbym czytała książkę jakiegoś kompletnie zielonego w tych tematach pisarza, a wydaje mi się, że Penelope Ward raczej do takich osób nie należy.

Podsumowując więc, gdy przebrnie się już przez początkowe rozdziały książki, reszta jest na prawdę przyjemna. Nie jest to oczywiście jakaś wybitna lektura, jednakże idealnie nadaje się ona moim zdaniem do odprężenia się. Historia jest dość wciągająca, przez co czyta się ją raczej szybko. Zdecydowanie największym plusem są tutaj główni bohaterowie oraz relacja ich łącząca - szkoda więc, że autorka nie wykorzystała do końca ich potencjału. Mimo wszystko książkę polecam, jednak radzę nie nastawiać się na coś bardzo spektakularnego. 

Za możliwość przedpremierowego zapoznania się z książką serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio!

poniedziałek, 15 maja 2017

[164] Dzikie serca


Tytuł oryginału: All in Pieces
Autor: Suzanne Young
Ilość stron: 262 strony
Wydawnictwo: Feeria Young
Ocena: 7/10

Znasz ten stan, kiedy twoje życie rozsypuje się na kawałki, a ty desperacko chwytasz się jakichś fragmentów? Wiesz, jak to jest, kiedy twoje serce jest roztrzaskane i czujesz totalną samotność, gdy ani miłość, ani rodzina nie dają ci nadziei, gdy tkwisz w swojej najgorszej wersji piekła? Tam jest Savannah, dziewczyna, która próbuje z ruin odbudować swoje życie. Jej matki nie ma, ojciec pije, a brat jest chory. W życiu Savannah brakuje też chłopaka,bo kto by chciał siedzieć z nią w takim bagnie. Savannah musiała zbudować grubą skorupę, żeby jakoś żyć, więc zdaje się, że nie ma do niej dojścia.Wtedy przydarza się jej Cameron, kolega ze szkoły i z totalnie innego świata, który próbuje zburzyć mury wokół niej. Savvy nie chce pozwolić sobie na zaufanie,bo może się okazać, że wszystko, co z takim trudem próbuje trzymać w ryzach, rozleci się z hukiem. Czy chociaż na milimetr wpuści go do swojego życia?

To trudna i niecukierkowa opowieść o prawdziwych problemach i o sile. Sile dzikiego serca.
[opis pochodzi z okładki książki]

Od chwili, gdy po raz pierwszy natrafiłam na książki Suzanne Young i rozpoczęłam z nią fantastyczną przygodę z Programem (recenzja klik) wiedziała, że koniecznie muszę zapoznać się ze wszystkimi powieściami, jakie wyjdą z pod pióra tej autorki. Już od pierwszych stron byłam oczarowana jej stylem oraz historią, jaką udało jej się stworzyć i byłam świecie przekonana, że tak też będzie za każdym razem. Gdy więc w końcu dowiedziałam się o Dzikich sercach po prostu nie mogłam przejść koło tej książki obojętnie. Muszę przyznać, że miałam wokół niej jakieś oczekiwania, spodziewałam się, że dostanę coś podobnego do Programu i choć to, co łączy obydwie te historie to ból, cierpienie i trudne życie ich bohaterów, to jednak Dzikie serca są czymś całkowicie innym. Czy więc mogę powiedzieć, że jestem z tego zadowolona? Przekonajcie się czytając dalszą część recenzji.

Kiedyś Savannah miała dość znośne życie - miała rodzinę, matkę i ojca, którzy, choć nie zasługiwali na miano rodziców roku, to jednak byli, a to najważniejsze, miała przyjaciół i zwyczajne szczęśliwe życie. Lecz to już dawno przeminęło. Gdy na świat przyszedł jej braciszek Evan, a oni dowiedzieli się, że nie jest taki, jak wszystkie inne dzieci, wszystko powoli zaczęło się zmieniać. Wkrótce jej matka odeszła, porzucając całą rodzinę, ojciec się rozpił, a ona sama musiała wcielić się w rolę opiekunki Evana. Gdy w końcu nie wytrzymała i przebiła swojemu byłemu chłopakowi rękę ołówkiem na wylot, gdy ten zaczął naśmiewać się z jej brata, jej życie skomplikowało się jeszcze bardziej. Sąd orzekł, że ma problemy z kontrolowaniem gniewu i teraz razem z innymi wyrzutkami musi starać się ukończyć szkołę. I choć wszystko zaczyna się komplikować się jeszcze bardziej, gdy Savannah zaczyna zbliżać się do Camerona, jej życie zaczyna nabierać nieco więcej kolorów.

Jak mówiłam wyżej, miałam w stosunku do tej książki jakieś oczekiwania i bałam się, że mocno się na niej zawiodę. Przede wszystkim chciałam jednak, żeby była po prostu taka dobra, jak poprzednie powieści autorki, żeby była w jej stylu. W trakcie czytania często musiałam sobie przypominać, że to Suzanne Young ją napisała, gdyż tak bardzo różni się ona od tego, co dotychczas napisała. Jednak myślę, że mogę powiedzieć, że książka jest na prawdę bardzo dobra i warta przeczytania. 
Miałam do niej dwa podejścia - za pierwszym razem odłożyłam ją po pierwszym rozdziale, gdyż zwyczajnie nie czułam, aby w tym momencie mi się ona spodobała. Po kilku dniach spróbowałam jeszcze raz i choć troszkę ciężko mi było przebrnąć przez te początkowe strony, z każdą kolejną akcja się rozwijała, bardziej wchodziłam w życie Savannah i w jej historię, a to na prawdę mi się spodobało. Strasznie chciałam dowiedzieć się wszystkiego na jej temat, poznać ją lepiej, spędzić więcej czas w towarzystwie jej i jej przyjaciół - Travisa i Rethy, którzy nawiasem mówiąc mimo problemów, z jakimi muszą się zmagać (uzależnienie i niekontrolowanie złości) okazali się być na prawdę świetnymi ludźmi. Nie zaskoczę was pewnie, gdy powiem też, że bardzo ciekawiła mnie relacja łącząca ją z Cameronem, a raczej to, co dopiero na moich oczach zaczęło się między nimi rozwijać. Camerona polubiłam już od pierwszych stron, a gdy na bok coraz bardziej zaczęła odchodzić ta jego cała tajemniczość, miałam wrażenie, że lubię go coraz bardziej i bardziej.Tak samo jak Savvy pokochałam także jej młodszego braciszka Evana. Cały czas starałam się zrozumieć, na czym polega jego choroba, chyba miało to jakiś związek z niekontrolowaniem złości i emocji (nie wiem do końca, czy to właśnie o to chodziło), jednakże mimo tego wszystkiego dostrzegłam go takiego, jakiego kochała go Savannah. 

Jeśli jestem już przy bracie głównej bohaterki koniecznie muszę wspomnieć o pewnej scenie, która się tam wydarzyła, dlatego też jeśli jeszcze nie czytaliście książki i nie chcecie spoilerów, koniecznie omińcie ten moment.

W trakcie czytania książki dowiadujemy się o tym, że ojciec Savvy postanawia oddać synka siostrze swojej żony, która już od dawna starała się przejąć nad nim opiekę. Gdy się o tym dowiedziałam serce pękło mi tak samo jak Savannah, bo choć doskonale wiedziałam, że u ciotki Kathy chłopiec będzie miał zdecydowanie lepiej, a Savvy zostanie odciążona od obowiązków, których jeszcze w tym wieku nie powinna mieć, uważałam, że jest to strasznie niesprawiedliwe. Tym bardziej z resztą, że Kathy postanowiła nie pozwolić dziewczynie się kontaktować Evanem - tego już kompletnie nie mogłam pojąć! Gdy więc w końcu nadszedł moment pożegnania płakałam jak dziecko - serio, już dawno nie popłakałam się tak podczas czytania książki. Zdecydowanie był to najmocniejszy element powieści, chociaż był też najbardziej poruszającym momentem w całości. Ale to właśnie dla takich momentów sięgamy po takie książki, jak Dzikie serca, prawda?

Koniec spoilerów!

Cała historia z pozoru wydaje się być łatwa, jednakże tak na prawdę jest bardzo trudna i przygnębiająca. Czytając cieszyłam się bardzo, że choć czasem moja codzienność mnie przygniata i mam wszystkiego na prawdę dosyć, nie mam tak koszmarnego życia, jak Savannah - mam rodzinę, na którą zawsze muszę liczyć, nie ciąży na mnie wyrok sądowy za to, że broniłam honoru mojego brata, czy nie jestem wytykana przez dawnych znajomych. Gdy czytałam o tym, z jakimi problemami musi zmagać się ta dziewczyna, bardzo chciałam, aby w dalszej części książki w końcu spotkało ją coś o wiele lepszego, niż to co ma. Mimo tego Dzikie serca nie jest wcale przytłaczającą pozycją, gdyż dzięki Cameronowi zarówno wszystko w życiu Savvy, jak i w całej książce, zmienia się na lepsze.

Jedyne, do czego muszę się przyczepić w przypadku tej pozycji to jej okładka. Jest to więc na prawdę drobny minus, bo w końcu ważne, że to co w środku jest warte uwagi, czyż nie? A moim zdaniem okładka w cale nie odzwierciedla zawartości, a wręcz może działać nieco na niekorzyść tej pozycji. Dziwię się, że Wydawnictwo Feeria Young wypuściło ją właśnie w takiej szacie graficznej patrząc na to, jak pięknie wydane są wszystkie części Programu. Po polskich wydaniach powieści Suzanne Young spodziewałam się, że wszystkie będą tak fantastycznie wydane, a tu proszę jakie zaskoczenie. Jedyne, co mi się w tym wydaniu podoba, to wewnętrzna strona okładki, gdzie umieszczone zostały różne opinie blogerów na temat powieści i która wyglądają jak napisane kredą. To moim zdaniem jest jak najbardziej na plus.

Podsumowując więc, gdybym miała zdecydować, czy ta właśnie pozycja podobała mi się bardziej, od poprzednich książek autorki, muszę powiedzieć, że nie, gdyż jednak nie pobiła ona tego, co otrzymałam zapoznając się z całym Programem. Nie powiem, że jestem nią zachwycona, jednakże cieszę się, że mogłam ją przeczytać. Na prawdę miło mi się spędzało czas w jej towarzystwie, mocno zżyłam się z jej bohaterami i z wielką przyjemnością dowiedziałabym się, jak dalej potoczą się losy głównej bohaterki. Śmiało mogę powiedzieć, że książka była dobra, a nawet bardzo dobra i nie żałuję, że poświęciłam czas na jej przeczytanie. Sam Cameron Ramsey trafił już na moją listę ulubionych męskich książkowych bohaterów i to na dość wysokiej pozycji. Jak najbardziej więc polecam wam zapoznanie się z powieścią Dzikie serca, gdyż to na prawdę poruszająca historia, z którą koniecznie trzeba się zapoznać!

Za możliwość zapoznania się z kolejną książką wspaniałej Suzanne Young serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young!

piątek, 12 maja 2017

[163] Nic do stracenia. Początek


Tytuł oryginału: Nothing Left to Lose
Autor: Kirsty Moseley
Cykl: Guarded Hearts
Tom: 1
Ilość stron: 464
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Ocena: 8/10

W dniu szesnastych urodzin Anna Spencer bawi się w klubie ze swoim chłopakiem. Wyjątkowy wieczór szybko się kończy, a poznany przypadkiem Carter Thomas, handlarz broni i narkotyków, zamienia kilka lat jej życia w piekło. 
Dzięki jej zeznaniom Carter zostaje skazany, ale z więzienia wciąż wysyła listy z pogróżkami. Ojciec Anny, wpływowy senator i kandydat na prezydenta, zrobi wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo.

 Ochroną Anny zajmie się przystojny komandos, Ashton Taylor. Aby nie wzbudzać podejrzeń, ma udawać jej chłopaka. Cierpliwie stara się sprawić, by pokonała dręczące ją koszmary i pogrzebała przeszłość. Anna zaczyna czuć się bezpiecznie, a udawanie zakochanych powoli przestaje być grą. 
Jednak kolejne dni przynoszą złe wiadomości. Wkrótce ma odbyć się rozprawa apelacyjna i Carter może wyjść na wolność. Jeśli tak się stanie, Ashton i Anna znajdą się w niebezpieczeństwie.
[opis pochodzi z okładki książki]

W dniu jej szesnastych urodzin życie Annabelle Spencer zmieniło się w piekło. Chcąc spełnić marzenie swojej dziewczyny, jej chłopak Jack postanowił zabrać ją do klubu, aby tam w swoje szesnaste urodziny mogła się wyszaleć jak należy. Spotykają tam Cartera - mężczyznę, który postanowił zrobić wszystko, aby Anna stała się jego własnością. W końcu dochodzi do tego, że Jack zostaje brutalnie zamordowany przez towarzyszy Cartera, a Anna staje się ofiarą uprowadzenia. Dziewczyna musiała przejść przez koszmar, by w końcu cudem po trzech latach koszmaru uwolnić się od Cartera. Jednakże dziewczyna już nigdy nie będzie w stanie otrząsnąć się z tego, co on jej zrobił. Będąc córką senatora i przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, dziewczyna musi być pod stałą ochroną, co niestety jej się kompletnie nie podoba. W końcu zostaje jej przydzielony świeżo upieczony komandos SWAT, który ma pełnić rolę jej chłopaka, aby móc w pełni chronić ją podczas nauki z dala od rodzinnego domu.

Gdy sięgałam po książkę Nic do stracenia. Początek, byłam do tej pozycji raczej sceptycznie nastawiona. Opis powieści spodobał mi się i to nawet bardzo, jednakże w pamięci nadal wspominałam swoje pierwsze spotkanie z twórczością Kristy Moseley - Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno (recenzja klik), bo o tej książce mówię, był przyjemny, jednakże przez liczne przydługie opisy i zwyczajnie nudną fabułę, nie byłam do końca z niej zadowolona. Obawiałam się, że tak samo będzie w przypadku tejże pozycji, a nie chciałam tracić czasu na zagłębianiu się w mocno przeciętną książkę. Bardzo się jednak cieszę, gdy teraz swobodnie mogę powiedzieć, że Kristy Moseley poprawiła się i to nawet bardzo! Nic do stracenia. Początek stała się bowiem jedną z moich ostatnich ulubionych pozycji.

Nie pamiętam, czy już o tym wspominałam, ale bardzo lubię książki i filmy, gdzie występuje motyw, w którym główna bohaterka zakochuje się w swoim ochroniarzu - tych pierwszych czytałam niestety mało, nad czym bardzo ubolewam, dlatego ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, o czym ma być fabuła nowej powieści Kristy Moseley. Z początkiem książki nie miałam najmniejszego problemu, a gdy z każdą kolejną stroną zaczytywałam się bardziej w całą fabułę wiedziała, że tym razem trafiłam w samą dziesiątkę. 
Główną bohaterką tej pozycji jest niejaka Anna, która jak dowiadujemy się na samym początku książki, została uprowadzona przez całkowicie przypadkowego faceta, wcześniej będą zmuszoną do oglądania śmierci ukochanego. Z wielkim zadziwieniem oraz rozpaczą czytałam o tym, jak całkowicie niewinny wypad do klubu stał się początkiem najgorszego koszmaru Anny. Cieszę się, że autorka postanowiła przedstawić nam na samym początku książki, co spotkało główną bohaterkę (chociaż tak w bardzo dużym skrócie), gdyż dzięki temu lepiej jest nam się wdrożyć w całą sytuację oraz zrozumieć Annę, niż jak byśmy mieli się dowiadywać tylko z jakichś wspomnień. Z początku wydawało mi się też, że chyba nie polubię się z tą bohaterką - rozumiałam, że to przez co przeszła bardzo ją zmieniło, jednakże nie potrafiłam jej rozgryźć. Zaczęłam jednak obserwować zmianę, jaka zaczęła w niej zachodzić, gdy do jej życia wkroczył Ashton, przez co bardzo szybko stała się w końcu moją ulubienicą. Strasznie spodobał mi się jej humor oraz zadziorność i życzyłam jej, aby w końcu pozwoliła sobie zaufać innym. Pod koniec książki zmiana jej zachowania w porównaniu z tym, co było na początku była diametralna i czasem wierzyć mi się nie chciało, że czytam o tej samej osobie, co na samym początku powieści. 
Moim kolejnym męskim książkowym faworytem stał się również (co za zaskoczenie) właśnie Ashton. Pokochałam go już od pierwszej wzmianki o nim, a z każdą kolejną stroną zakochiwałam się w nim coraz bardziej. Przede wszystkim podobało mi się jednak to, jak działa on na Annę, jak potrafi wydobyć z niej to co najlepsze i kibicowałam mu przez cały czas. Już od początku wiedziałam, że tą dwójkę coś połączy i liczyłam, że wszystko potoczy się w dobrym kierunku. 
Bardzo polubiłam także Nate'a - przyjaciela Ashtona i mam wielką nadzieję, że w kolejnym tomie będzie go o wiele wiele więcej.

W książce podobało mi się chyba dosłownie wszystko - skończyłam czytać ją dosłownie przed chwilą i jak na razie nie umiem znaleźć w niej niczego, co by mnie choć trochę denerwowało. Cieszę się, że autorce udało się napisać coś takiego i że jej styl zdecydowanie poprawił się od mojego pierwszego spotkania z nią. Jedyne, czym jestem troszeczkę zawiedziona to to, że nie pociągnęła ona aż tak mocno wątku Cartera i przeszłości Anny. Owszem, co chwilę praktycznie jest jakieś nawiązanie do tego bohatera, jednakże spodziewałam się, że w którejś części powieści będziemy mieli z nim po prostu coś do czynienia. Wydaje mi się, że autorka chyba zachowała to wszystko na kolejną część serii - a przynajmniej taką mam nadzieję. Jednakże bez tego książkę też śmiało mogę uznać za na prawdę dobrą.

Podsumowując więc, jestem na prawdę bardzo pozytywnie zaskoczona po moim drugim spotkaniu z Kirsty Moseley. Po przeczytaniu pierwszego Chłopaka... postanowiłam ją sobie odpuścić, a teraz już po lekturze książki Nic do stracenia. Początek jestem bardzo szczęśliwa, że jednak całkowicie do tego nie doszło. Książka wciąga już od pierwszych stron, a dalej dosłownie nie idzie się od niej oderwać. Historia wciąż trzyma w napięciu, a do tego charyzmatyczni bohaterowie tylko dopełniają całości. Strasznie ciekawi mnie, jak dalej potoczą się losy Anny pras Ashtona oraz to, co dalej będzie ze sprawą Cartera, dlatego już teraz z wielką niecierpliwością czekam na premierę drugiego tomu. Wam natomiast stanowczo polecam zapoznanie się z Nic do stracenia. Początek - uwierzcie mi, nie będziecie tego żałować!

GUARDED HEARTS:
nic do stracenia. początek | nic do stracenia. wreszcie wolni

Za możliwość zapoznania się z książką serdecznie dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska!

środa, 10 maja 2017

[162] Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz


Tytuł oryginału: Fantastic Beasts and Where to Find Them - Original screenplay
Autor: J. K. Rowling
Cykl: Fantastyczne zwierzęta
Tom: 1
Ilość stron: 312 stron
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ocena: 10/10

Badacz i magizoolog Newt Skamander zakończył właśnie swoją wyprawę naokoło świata w celu znalezienia rzadkich i niezwykłych magicznych stworzeń. Jego pobyt w Nowym Jorku miał być tylko krótką przerwą w podróży. Jednak, gdy ginie jego magiczna walizka i fantastyczne zwierzęta wydostają się na wolność, zaczynają się prawdziwe kłopoty...
[opis pochodzi z okładki książki]

Gdy po obejrzeniu filmu Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (recenzja klik) dowiedziałam się, że niedługo ma pojawić się wydany w formie książki oryginalny scenariusz tej produkcji byłam jednocześnie mocno podekscytowana i zaniepokojona. Wiedziałam, że na pewno zapoznam się z tą książką, jednakże jak dotąd nigdy nie miałam okazji czytać żadnego scenariusza i obawiałam się, że będzie mi to szło bardzo opornie. Ciekawość jednak zwyciężyła, a gdy tylko zobaczyłam, jak sama powieść ma się prezentować, nie było już wyjścia...

Na samym początku tej recenzji koniecznie muszę wspomnieć o po prostu genialnej, fantastycznej, cudnej, pięknej i niepowtarzalnej okładce tejże książki. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie widziałam czegoś tak pięknego! Jeśli widzieliście tą pozycję na żywo, z całą pewnością wiecie dokładnie, co mam na myśli. Książka jest tak przepięknie wydana, że zwyczajnie nie można oderwać od niej wzroku. Z notatki na samym końcu pozycji dowiadujemy się, że motywy zdobnicze z lat dwudziestych  XX wieku stały się inspiracją do jej stworzenia, tak samo jak te liczne fantastyczne zwierzęta. Lecz nie tylko sama okładka jest genialna - również wnętrze jest niesamowite. Książka została cudownie wydana i w pełni odzwierciedla ona klimat całej historii. Jestem przekonana, że gdyby została ona wydana w tradycyjny i zwyczajny sposób, zabrakłoby jej tego fantastycznego uroku.

W książce, z racji tego, że jest to oryginalny scenariusz filmu, znajdziemy DOKŁADNIE to samo, co oglądaliśmy na ekranie, tylko... dziesięć razy lepsze. Powieść przedstawia nam historię młodego brytyjskiego magikozoologa Newtona Skamandra, który przybywa do Stanów Zjednoczonych z pewną misją, którą stara się nikomu nie wyjawić. Niestety praktycznie krótko po tym, jak w końcu znalazł się w Ameryce dochodzi do pewnych komplikacji - z jego magicznej walizki ucieka niejaki niuchacz, czyli małe stworzonko, które pomimo swoich rozmiarów może wywołać niezłe zamieszanie. W czasie, gdy Newt stara się złapać niuchacza nieświadomie zamienia się walizką z Jacobem Kowalskim, który później przez przypadek przyczynia się od tego, że wiele fantastycznych zwierząt z walizki Newta ucieka na ulice Nowego Jorku. Nie jest to jednak całkowicie główny wątek całej historii - to dopiero początek wszystkiego.

Jak wspomniałam, pierwszy raz w życiu miałam okazję zapoznać się ze scenariuszem - do tej pory nigdy czegoś takiego nie czytałam. Mówiłam też o obawach, jakie miałam zanim zabrałam się za poznanie tej książki - zwyczajnie myślałam, że te wszystkie fachowe terminy w przypadku opisania poszczególnych scen będą mnie nudzić, dodatkowo pogubię się w fabule i koniec końców w ogóle nie dotrwam do końca. I choć faktycznie przez pierwszych kilka stron właśnie tak miałam, to później już w ogóle nie miałam z tym problemu - ba, nawet już tego nie zauważałam. Gdy przyzwyczaiłam się już do formy scenariusza, poznawanie fabuły nie było dla mnie żadnym problemem, a dodatkowe opisy miejsc, sytuacji, itp. tylko bardziej pomagały mi nakreślić sobie wszystkie sceny. Mam przed sobą jeszcze jeden scenariusz do przeczytania (a mianowicie Harry Potter i Przeklęte dziecko), ale teraz w ogóle się go nie obawiam, wręcz przeciwnie - nie mogę się już tej formy doczekać. W scenariuszu widać rękę J. K. Rowling z czego bardzo się cieszę, gdyż to tylko bardziej oddaje charakter świata czarodziejów. 

Zanim zapoznałam się z tym scenariuszem, sięgnęłam również po podręcznik Hogwartu - Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć (recenzja klik) i osobiście mi to bardzo pomogło. Gdy w scenariuszu pojawiała się jakaś wzmianka dotycząca konkretnego zwierzęcia, wiedziałam już mniej więcej o którego chodzi, a w razie potrzeby zawsze mogłam ponownie zajrzeć do podręcznika. Jeśli więc nie przeczytaliście jeszcze tych dwóch pozycji, polecam zapoznanie się z nimi właśnie w takiej kolejności - najpierw podręcznik, później scenariusz.

Podsumowując więc, gorąco polecam wam zapoznanie się z tym scenariuszem! Wiele osób, jak również ja na początku, uważa, że jest on zupełnie niepotrzebny i fani by się bez tego obeszli, jednakże uwierzcie mi, to pozycja, którą zdecydowanie każdy fan świata magii powinien przeczytać. Ja zagłębiając się w ten scenariusz byłam dosłownie oczarowana i choć wiedziałam dokładnie, jak potoczy się cała historia, to i tak śledziłam wszystko z ogromnym zaciekawieniem. Całość czyta się na prawdę szybko, a to, że nie można się od tego oderwać, jeszcze bardziej przyspiesza proces czytania. Tak więc kończąc, polecam, polecam i jeszcze raz polecam!

FANTASTYCZNE ZWIERZĘTA:
fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. oryginalny scenariusz | fantastyczne zwierzęta: zbrodnie grindelwalda. oryginalny scenariusz

Za możliwość ponownego powrotu do świata magi J. K. Rowling, ponowne przeżycie cudnej przygody z Newtem, Jacobem, Tiną i Queenie oraz zapoznania się z genialnym scenariuszem z całego serca dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina!

wtorek, 9 maja 2017

[161] Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć


Tytuł oryginału: Fantastic Beasts and Where to Find Them
Autor: J. K. Rowling
Cykl: Harry Potter
Tom: -
Ilość stron: 152 strony
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ocena: 9/10

W prawie każdym domu czarodziejów można znaleźć egzemplarz Fantastycznych zwierząt, klasyczne kompendium magicznych stworzeń Newta Scamandera. Teraz, dzięki poszerzonemu wydaniu z nowym wstępem autora, ujawniającemu sześć fantastycznych zwierząt mało znanych poza społecznością czarodziejów, również mugole będą mieli okazję dowiedzieć się, gdzie żyje gromoptak, czym żywi się pufek i dlaczego lepiej chronić błyskotki przed łapkami niuchacza.
[opis pochodzi z okładki książki]

Gdy tylko dowiedziałam się o tym, ze wznowione zostanie wydanie Fantastycznych zwierząt... i to w dodatku całkiem nowej szacie graficznie dosłownie nie posiadałam się z radości. Od momentu, kiedy usłyszałam o podręcznikach Hogwartu, bardzo mocno chciałam dostać je we własne ręce. Tak więc po wielu próbach (w większości bardzo nieudanych) w końcu w tej kwestii czuję się niemożliwie spełniona i miejscami nadal nie wierzę w to, że posiadam własne egzemplarze tych oto książek i to jeszcze tak pięknie wydanych. Prócz Baśni Barda Beedle'a najbardziej chciałam zapoznać się właśnie z Fantastycznymi zwierzętami... tym bardziej, że film na podstawie tej pozycji mam już za sobą. Podczas oglądania ekranizacji zastanawiałam się, co tak w ogóle ta produkcja ma związanego z jednym z podręczników Hogwartu oprócz tych fantastycznych zwierząt. Teraz, po lekturze książki w końcu to wiem.

W książce Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć znajdziemy przede wszystkim opisy wielu wspaniałych fantastycznych zwierząt (w tym wydaniu przybyło też kilka, których nie było w tym pierwszym), jednakże w brew temu, co myślałam to nie wszystko. Newt Skamander, który jest autorem tego zbioru, postanowił wyjaśnić nam też kilka spraw dotyczących tych magicznych stworzeń, jak chociażby to, że kiedyś toczyły się spory, czy niektóre stworzenia należy zakwalifikować do grona fantastycznych zwierząt, czy też do stworzeń, które mają takie same prawa, jak czarodzieje. Skamander w skrócie wyjaśnia nam po kolei jak to wszystko się zmieniało, dlaczego i co w końcu z tego wszystkiego wyszło.

Bardzo spodobał mi się sposób przedstawienia fantastycznych zwierząt w książce. Autor prócz oczywiście nazwy zwierzęcia podaje nam także klasyfikację stwora (wcześniej też możemy przeczytać na jakiej podstawie zwierzęta te były klasyfikowane), a później przedstawia nam jego krótki opis. Trochę zawiodłam się na tym, że w niektórych przypadkach opisy te były tak króciutkie, jednak cieszę się z tego, co było. Niektóre z tych stworzeń już poznałam, jednakże wiele było dla mnie całkowicie nowych przez co poznawałam je z wielką przyjemnością.
Całości oczywiście dopełniają po prostu genialne ilustracje, które przedstawiają niektóre zwierzęta, dzięki czemu czytelnikowi łatwiej jest je sobie wyobrazić.

Gdy jestem już przy tych ilustracjach, muszę powiedzieć, że książka została wydana przepięknie - prócz fantastycznej okładki już od pierwszej strony możemy cieszyć oczy urokliwymi ilustracjami, których w tej pozycji jest od groma. Są one bardzo charyzmatyczne i w pełni oddają klimat świata czarodziejów. Cieszę się, że są one pozbawione kolorów, gdyż tak właśnie wyobrażałam sobie książki wydawane w świecie czarodziejów i jestem zadowolona, że właśnie coś takiego otrzymałam.

Słowem podsumowania, Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć to idealne dopełnienie całej serii o Harrym Potterze. Cieszę się bardzo, że J. K. Rowling postanowiła stworzyć te podręczniki Hogwartu, gdyż świat czarodziejów tylko na tym wiele zyskał. Książkę czyta się bardzo dobrze, bardzo duże litery umożliwiają zapoznanie się z nią w kilka godzin. Ja jestem z tej pozycji jak najbardziej zadowolona i będę polecać ją każdemu fanowi serii - myślę, że z pewnością nie można sobie odpuścić tej lektury!

HARRY POTTER - FANTASTYCZNE ZWIERZĘTA I JAK JE ZNALEŹĆ:

poniedziałek, 8 maja 2017

[26] Książkowe zdobycze kwietnia [2017]


Choć kwiecień już dawno za nami, ja przychodzę do was dzisiaj z moimi książkowymi zdobyczami kwietnia. Jak wspominałam w podsumowaniu miesiąca dość mocno przegapiłam publikację tego posta, ale co tam, ważne w końcu udało mi się go napisać, a myślę, że śmiało mogę wam pokazać kilka na prawdę świetnych pozycji. W marcu do mojej biblioteczki trafiło zaledwie sześć książek. Kwiecień natomiast zaowocował dziewięcioma wspaniałymi książkami. Jestem z nich wszystkich na prawdę mocno zadowolona i nie mogę doczekać się, kiedy w końcu je wszystkie przeczytam. Dwie z nich mam już za sobą, a ich recenzji możecie spodziewać się już niedługo!

Jeśli więc jesteście ciekawi moich zdobyczy, zapraszam dalej.

Nothing more Anna Todd (zakup własny)
Jestem na prawdę wielką fanką serii After (recenzja klik) tejże autorki i chociaż jeszcze nie zapoznałam się ze wszystkimi podstawowymi tomami, nie mogłam przejść obojętnie obok tej pozycji. Nie chciałam za bardzo czytać opisu z tyłu książki, żeby nie zaspojlerować poprzednich tomów, dlatego kupiłam ją tak na prawdę w ciemno - wiem tylko, że dotyczy ona Landona i to jak na razie mi wystarczy.

Dzikie serca Suzanne Young (egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Feeria Young)
Uwielbiam książki Suzanne Young, dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy przeczytałam o nowej powieści autorki. Spodziewałam się, że Dzikie serca zachwycą mnie tak samo, jak Program (recenzja klik), jednak choć w książce były momenty na prawdę wspaniałe i wzruszające, to jednak jestem nią troszkę zawiedziona. Więcej już niedługo w recenzji.

Przyrodni brat Penelope Ward (egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Editio)
Szczerze nie mam zielonego pojęcia, czego mogę spodziewać się po tej książce. Jej opis mnie zaintrygował i to nawet bardzo, dlatego choć z jednej strony trochę się jej obawiam, to jednak jestem jej na prawdę ciekawa. Myślę, że to za tą książkę zabiorę się w pierwszej kolejności i mam nadzieję, że się nie zawiodę.

Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz J. K. Rowling (egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa Media Rodzina)
Ta książka to było moje zdecydowane must have od momentu, gdy się o niej dowiedziałam. Jestem wielką fanką całego magicznego świata J. K. Rowling, a ekranizację Fantastycznych zwierząt... (recenzja klik) pokochałam całym sercem, dlatego po prostu i tej książki nie mogło u mnie zabraknąć. Trochę obawiałam się, jak to będzie u mnie z czytaniem scenariusza, bo jednak nigdy nie miałam z taką pozycją do czynienia. Z racji tego, że książkę mam już za sobą, mogę zdecydowanie powiedzieć, że chyba polubię taką formę literacką. Recenzja już wkrótce.

Eva, Teva i więcej Tev Kathryn Evans (efekt wymiany na LC)
Nie dość, że książka ta ma na prawdę przykuwającą uwagę okładkę, to jeszcze sam opis jest mocno intrygujący. Coś mi mówi, że to może być na prawdę dobra książką, więc mam nadzieję, że moje oczekiwania nie będą przesadzone.

13 powodów Jay Asher (zakup własny)
Szczerze, to na samym początku nie chciałam w ogóle kupować tej książki. Czytałam ją jakiś czas temu (recenzja klik), jeszcze przed tym całym zamieszaniem z serialem i choć mi się podobała, to jakoś wielce mnie zachwyciła. Co innego serial, który jest po prostu genialny, ale to już chyba większość z was wie. Jednak po obejrzeniu paru odcinków stwierdziłam, że chciałabym sobie jeszcze raz przypomnieć książkową wersję tej historii, sprawdzić różnice, itp. No i przyznam się, że duży wpływ na moją decyzję miała też okładka, która jest świetna (o wiele lepsza, niż poprzednie). Zobaczę, może po jej przeczytaniu napiszę jakąś odświeżoną recenzję.

O wiele więcej Kim Holden (efekt wymiany na LC)
Kim Holden cieszy się w świecie moli książkowych na prawdę sporym powodzeniem. Dziwne więc, że nie miałam jakoś nigdy okazji, aby przeczytać którąś z jej pozycji. Ostatnio zaczęłam czytać Promyczka i choć książka jest świetna, dostałam w połowie jakiejś blokady czytelniczej, więc postanowiłam ją na razie odłożyć na półkę. Bardzo się jednak cieszę, że udało mi się zdobyć właśnie O wiele więcej. Już niedługo mam zamiar się za nią zabrać - jestem jej strasznie ciekawa.

Manwhore Katy Evans (j.w.)
Tej książki nie miałam na razie w planach kupować, jednakże przekonała mnie do niej jedna dziewczyna, a że nadarzyła się okazja na wymianę, to dlaczego by nie skorzystać, Mam tylko wielką nadzieję, że nie będzie to jakaś tandetna historia, której nie będę wstanie przetrwać.

Nic do stracenia. Początek Kristy Moseley (egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa HarperCollins Polska)
Kiedyś czytałam już jedną książkę tej autorki (recenzja klik)  - pamiętam, że historia mi się podobała, jednak nudził mnie bardzo sposób jej przedstawienia. Postanowiłam dać autorce jednak jeszcze jedną szansę. Książka zapowiada się ciekawie i liczę na to, że nie zasnę podczas jej czytania.

Tak właśnie prezentują się moje książkowe zdobycze kwietnia! Koniecznie dajcie znać w komentarzach co mi polecacie, co już czytaliście, a czego jesteście najbardziej ciekawi.

czwartek, 4 maja 2017

[23] Podsumowanie kwietnia [2017]


Maj to dla niektórych z całą pewnością miesiąc, który mógłby całkowicie wypaść z naszego kalendarza, bo w końcu co komu z tego długiego weekendu, jak już od razu po nim trzeba męczyć się z maturami, prawda? Ja na szczęście mam już to za sobą (pewnie wydam się dziwna, jeśli powiem, że chętnie podeszłabym do matur jeszcze raz...), jednak mocno ściskam kciuki za wszystkich, którzy przez najbliższe dni będą dzielnie walczyć. Powiem wam jedno, na studiach będzie gorzej - to tak w ramach pocieszenia! W tym roku maj oznacza dla mnie bardzo szubko zbliżającą się sesję, zaliczanie poszczególnych wykładów i tym podobne - na szczęście jestem dopiero na pierwszym roku studiów, więc mam jeszcze jako taki luz. Jednak nie na maju powinnam się dzisiaj skupić, a na kwietniu, który (nic zaskakującego) minął dla mnie bardzo szybko. Kompletnie nie wiem, gdzie ten miesiąc się podział i co wtedy robiłam, w tak ekspresowym tempie mi on minął. Z tego, co jednak jestem w stanie sobie przypomnieć, w kwietniu poświęciłam się czytaniu, oglądaniu seriali, studiowaniu i przygotowywaniu do Wielkanocy - jak dla mnie troszkę mało ambitnie, ale zawsze mogło być gorzej, czyż nie? Oprócz tego w końcu udało mi się zorganizować na moim Instagramie rozdanie z okazji 100 tys wyświetleń bloga, które ku mojemu zdziwieniu cieszyło się wysoką popularnością, za co wam oczywiście z całego serca dziękuję!

Jeśli jesteście ciekawi, jak dokładnie minął mi kwiecień, zapraszam was dalej!

Liczba wyświetleń: 111,818
(o 2,303 więcej, niż w marcu)
Obserwatorzy: 426
(o 4 więcej, niż w marcu)
Polubienia na FB: 221
(bez zmian)
Polubienia na IG: 325
(o 36 więcej, niż w marcu)


W kwietniu udało mi się utrzymać mój czytelniczy poziom z marca - przeczytałam siedem książek (a gdyby pod koniec miesiąca nie dopadł mnie książkowy kac, byłoby nawet osiem). Większość z nich były to egzemplarze recenzenckie, jednak dwie z siedmiu to pozycje, które już od dawna znajdowały się na mojej czytelniczej liście książek do przeczytania. Najlepszą z nich była zdecydowanie Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz, której recenzja ukarze się na blogu już wkrótce. Najsłabsza była bez wątpienia Fatalna lista, która dość mocno mnie rozczarowała - raczej nie tego oczekiwałam. Myślę jednak, że wszystkie przeczytane przeze mnie książki w kwietniu mogę uznać za jak najbardziej satysfakcjonujące - żadnej nie żałuję, a wręcz przeciwnie, mimo wad w niektórych przypadkach, na prawdę cieszę się, że udało mi się z nimi zapoznać. Dodatkowo na blogu ukazała się w kwietniu zaległa recenzja książki Ból za ból.



Jakoś nie dziwi mnie, że w tym miesiącu moje filmowe wyniki są w tak opłakanym stanie. W kwietniu nie udało mi się bowiem obejrzeć żadnego nowego filmu, a na blogu ukazała się tylko zaległa recenzja Pięknej i Bestii. Jak wspominałam już ostatnio, coraz częściej wolę sięgać po seriale (co w moim przypadku cały czas będzie mnie mocno dziwić), a filmy najczęściej oglądam już te, co widziałam nie raz. Strasznie mi się to jednak nie podoba, dlatego postaram się to zmienić i obejrzeć chociaż jedną nową produkcję (bo do takiego wyniku, jak teraz, aż wstyd się przyznać...)

Z pozostałych postów na blogu pojawił się jeden tag, których dawno już u siebie nie robiłam, tradycyjnie podsumowanie poprzedniego miesiąca oraz kolejny post z serii porozmawiajmy. Przespałam całkowicie moment, kiedy powinnam opublikować moje książkowe zdobycze kwietnia, jednak post pojawi się z całą pewnością na dniach.


Tak więc, jeśli chodzi o moje czytelnicze osiągnięcia, jestem jak najbardziej zadowolona, jednakże reszta jak dla mnie pozostawia trochę do życzenia. Z racji tego, że teraz dopadła mnie jakaś czytelnicza niemoc, może uda mi się nadrobić trochę oglądanie filmów. Już teraz też szykuję dla was recenzję świetnego serialu Riverdale (mojej ostatniej perełki), a jeśli uda mi się w końcu skończyć 13 powodów, tej recenzji również możecie się spodziewać. 

W tym miesiącu nie mam żadnych konkretnych planów, jak pisałam - chcę tylko poprawić filmowe wyniki. Zobaczymy, czy w maju będę miała wystarczająco czasu na czytanie, bo już wiem, że szykuje mi się na prawdę sporo pracy związanej ze studiami... 

A jak wam minął kwiecień?
Copyright © 2014 About Katherine
Designed By Blokotek