środa, 30 września 2015

[66] Oddam ci słońce

Tytuł oryginału: I'll Give You the Sun
Autor: Jandy Nelson
Ilość stron: 371 stron
Wydawnictwo: MoondriveOtwarte
Ocena: 8/10

JUDE 
Czasem nawet najpiękniejszy świat, w którym wschody słońca trwają cały czas, nie może wynagrodzić doznanych krzywd.

Pełna energii buntowniczka zabiegająca o uwagę matki. Samotna i skrycie romantyczna. Podjęła wiele złych decyzji, których skutki musi ponieść.

Kiedyś brat bliźniak był jej najlepszym przyjacielem...

NOAH
Czasem pragniesz czegoś tak bardzo, że jesteś gotów oddać za to cały świat, nawet słońce.

Noah jest nieśmiały i delikatny. Skonfliktowany z ojcem, silnie związany z matką. Zakochany w sztuce. Marzy o tym, żeby zostać artystą. Jednak staje się kimś, kim nigdy nie chciał być.

Kiedyś on i Jude, jego siostra bliźniaczka byli nierozłączni...

Jude i Noah od zawsze byli nierozłączni. Jako bliźniaki doskonale się rozumieli (nawet bez słów), najlepiej czuli się w swoim towarzystwie i dzielili te same pasje (choć każde w trochę innym stopniu). Razem wymyślali różne ciekawe i dziwne zabawy zrozumiałe tylko dla nich. Choć zdecydowanie różnili się od siebie, zawsze mogli liczyć na tego drugiego w każdej sytuacji. Wszystko zmieniło się, gdy w grę wszedł chłopak oraz nauka w szkole artystycznej. Od tego czasu zaczęli się zmieniać - tak mocno, że stali się obcy dla siebie nawzajem.

"Trzeba odwagi, by dorosnąć i stać się tym, kim na prawdę jesteś"

Głównymi bohaterami powieści Oddam ci słońce są bliźniacy Jude oraz Noah. To właśnie za ich pośrednictwem poznajemy całą sytuację - raz dzięki Jude, która opowiada nam zdarzenia "po", raz dzięki Noah, który skupia się na tym, co było "przed". Bardzo spodobała mi się taka narracja, choć muszę przyznać, że na początku miałam z tym mały problem, jednakże szybko sobie ze wszystkim poradziłam. Możemy przez to o wiele lepiej poznać każde z rodzeństwa i zapoznać się z ich punktem widzenia na różne sytuacje. Ciekawe jest to, że każde z bohaterów przechodzi swego rodzaju transformację i tym razem nie jest to do końca zmiana na lepsze.

"Kiedy spotykasz pokrewną duszę, to jakbyś wszedł do domu, w którym już kiedyś byłeś - rozpoznajesz meble, obrazy na ścianach, książki na półkach, zawartość szuflad: znalazłbyś tam drogę nawet po ciemku."

Punktem, od którego zachodzą zmiany jest nagła śmierć matki bohaterów, która wprowadziła w życie każdego z nich wiele zamętu. Jude początkowo jest osobą pełną energii, która chce przeżyć życie do granic możliwości. Nie straszne jej nowe wyzwania. Nie ma problemu w nawiązywaniu znajomości z nowymi ludźmi, wręcz przeciwnie, w takiej sytuacji czuje się jak ryba w wodzie. Kocha sztukę, lecz nie aż tak bardzo jaj jej brat - zamiast rysować, czy malować woli szyć. "Po" zmienia się nie do poznania. Staje się zamknięta w sobie, ubiera się w obwisłe męskie ciuchy, jest niezwykle przesądna, a wyrażanie siebie poprzez sztukę stało się wręcz istną torturą. Przestała też utrzymywać kontakt z dawnymi znajomymi, teraz stała się swego rodzaju odludkiem, który boi się próbować nowych rzeczy. Noah natomiast z cichego, zamkniętego w sobie artysty zmienia się w duszę towarzystwa, całkowicie porzucając przy tym sztukę. Nie ma już dziwnego Noah, z którego wszyscy się naśmiewają, Noah, który widzi świat w niezliczonej liczbie kolorów, Noah, którego największym marzeniem jest dostać się do szkoły artystycznej, gdzie w końcu mógłby być sobą. Tego Noah już dawno nie ma... Teraz liczy się dla niego popularność i spędzanie czasu w gronie licznego towarzystwa. Zmiany te spowodowały, że rodzeństwo bardzo się od siebie oddaliło - stało się dla siebie wręcz obce. Autorka miała świetny pomysł, aby wprowadzić coś takiego do swojej powieści. Zdecydowanie stała się dzięki temu bardzo oryginalna i przynajmniej mnie zachęciła do dalszego czytania. Postaci Noah i Jude są bardzo charyzmatyczne i podczas czytania mocno się z nimi zaprzyjaźniłam. Cały czas staram się zdecydować, które z nich bardziej podbiło moje serce, lecz wciąż dochodzę do wniosku, że nie potrafię tego zrobić. Prócz Noah i Jude mamy jeszcze wiele innych ciekawych bohaterów, którzy pozostawili po sobie spory ślad na kartach powieści. Gdyby któregoś z nich zabrakło, historia ta z pewnością nie byłaby już taka sama.

"Musisz dostrzec cuda , żeby się działy cuda."

Oddam ci słońce to powieść, która swoją prostotą prezentuje coś nieprzeciętnego. Poznamy tu historię, która może zdarzyć się każdemu z nas, jednakże myślę, że właśnie dzięki temu tak bardzo podbiła moje serce. Czytając nie mogłam po prostu się od niej oderwać i cały czas chciałam wiedzieć, jak dalej potoczą się losy bliźniaków. Ciekawą mieszanką było tu wplecenie w życie bohaterów sztuki, która podczas czytania Oddam ci słońce towarzyszy nam prawie na każdym kroku. Takiej powieści jeszcze nie czytałam i cieszę się, że zaczęłam przygodę z tym motywem właśnie za pośrednictwem tej powieści.

Bardzo się cieszę, że udało mi się zapoznać z tą pozycją i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zdobyć własny egzemplarz, dzięki czemu będę mogła znów powrócić do jej bohaterów. Myślę, że każdy, kto się na nią zdecyduje będzie z niej zadowolony i nie pożałuje chwil z nią spędzony. Oddam ci słońce to wspaniała historia, którą z pewnością warto poznać.

sobota, 26 września 2015

[65] Bezpieczna przystań

Tytuł oryginału: Safe Haven 
Autor: Nicholas Sparks
Ilość stron: 422 strony
Wydawnictwo: Albatros
Ocena: 8/10

Kiedy w nadmorskim miasteczku na południu USA pojawia się samotna tajemnicza młoda kobieta, niektórzy zadają sobie pytanie, co skłoniło ją do porzucenia miejskiego życia i przeprowadzki w miejsce, w którym nic ciekawego się nie dzieje. W Southport czas płynie leniwie i jego mieszkańcy nie mają przed sobą sekretów. Piękna, ale zamknięta w sobie Katie pracuje w lokalnej restauracji "U Ivana" i wyraźnie unika zawierania nowych znajomości. Do czasu. Kiedy poznaje Alexa, właściciela niewielkiego sklepiku, wdowca z dwójką dzieci, wbrew sobie zaczyna coraz bardziej angażować się w życie jego rodziny. Niespodziewanie pojawia się pomiędzy nimi uczucie. Katie zdaje sobie nagle sprawę, że musi zrobić następny krok, że przyszłości i szczęścia nie da się zbudować na kłamstwach i ukrywaniu prawdy o własnej przeszłości. W najczarniejszej godzinie jedynie miłość może dać jej bezpieczne schronienie...

Do małego miasteczka Southport przybywa młoda kobieta imieniem Katie, która za wszelką cenę stara się trzymać na uboczu i nie rzucać w oczy. Skrywa ona pewną tajemnicę, którą za wszelką cenę pragnie utrzymać obawiając się o swoje bezpieczeństwo. Początkowo plan "bycia niewidzialną" idzie jej nawet dobrzej (choć jest to trudne w takiej małej społeczności), jednakże, gdy pewnego dnia poznaje Alexa - właściciela miejscowego sklepiku oraz samotnego ojca dwójki dzieci, Katie wie, że długo nie zdoła bronić się przed urokiem mężczyzny. Boi się, że gdy ten dowie się, jaką ma przeszłość, nie będzie nią już zainteresowany. Dodatkowo nie chce mieszać jego jak i jego rodziny w sprawy jej i jej męża. Jak długo Katie będzie umiała żyć z dala od wszystkich, na których zaczyna jej zależeć?

"Może martwi mnie, że przeszłości nigdy właściwie nie da się zapomnieć i że być może w pewnym momencie postanowisz po prostu odejść, nie przejmując się, jak dużo smutku za sobą zostawisz."

Bezpieczna przystań to jedna z powieści mistrza romansów  Nicholasa Sparksa. Autor zdecydowanie zasłużył sobie na taki przydomek pisząc tak wiele interesujących pozycji, które w wielu przypadkach doczekały się również ekranizacji. Jest to moje czwarte spotkanie z twórczością Sparksa, które zdecydowanie mogę zaliczyć do udanych.
Jedną z głównych bohaterów powieści jest niejaka Katie Feldman, która niedawno postanowiła osiedlić się w małej miejscowości w Karolinie Północnej, jaką jest Southport. Jest to postać, która skrywa wiele sekretów, a my czytelnicy w ciekawy sposób, dzięki rozwijającej się fabule możemy stopniowo je wszystkie odkrywać. To, co zdecydowanie można powiedzieć na temat Katie to fakt iż mimo licznych przeszkód, jakie przeszła w życiu jest niezwykle odważną osobą. Nie tylko dowiadujemy się, jak musiała znosić przemoc ze strony męża, by później uciekać przed nim, lecz również poznajemy jej przeszłość jeszcze przed małżeństwem, gdzie Katie od najmłodszych lat musiała uczyć się samodzielności i samowystarczalności. Jest to jedna z bohaterek, od których można się bardzo dużo nauczyć, a moim zdaniem taka postać to skarb. Prócz kobiety bardzo ważnym bohaterem w Bezpiecznej przystani jest niejaki Alex. On również może pochwalić się już bogatym doświadczeniem życiowym. Po śmierci żony musiał w pełni poświęcić się dzieciom, by tym niczego nie brakowało. Zrezygnował z wielu własnych przyjemności, aby zapewnić Kristen oraz Josh'owi to co najlepsze, by dbać o ich zdrowie, samopoczucie, jak i również rozrywkę. Tych dwoje, którzy musieli w jakiś sposób poświęcić swoje życie dla wyższego dobra od samego początku zaczyna pałać do siebie sympatią i choć nie wiedzą tego od razu - tylko oni mogą uratować siebie nawzajem.

Historia, jaką przedstawił nam autor na kartach powieści jest bardzo oryginalna i wciągająca. Nie da się ukryć jednak, że jest to powieść dość lekka i nie wymagająca - idealna na leniwe wieczory. Mimo to sama świetnie spędziłam z nią czas i bardzo zaprzyjaźniłam się z Katie i Alex'em. Od samego początku kibicowałam im, by w końcu mogli być razem i przeżywałam wszystkie problemy razem z nimi. Nie jest to bowiem historia idealna, gdzie bohaterowie nie muszą borykać się z niczym. Co to, to nie. Katie nie może bowiem zapomnieć o przeszłości, a każdy najmniejszy błąd jeszcze bardziej jej zagraża. Bardzo spodobał mi się koniec powieści, gdzie daje o sobie znać Kevin - mąż Katie. Z racji tego iż powieść została napisana z punktu widzenia kilku bohaterów, również możemy wcielić się w postać Kevina, który od wielu lat znęcał się nad żoną. Ciekawym doświadczeniem było dla mnie poznanie jego sposobu myślenia. Smutne wydało mi się to, że mężczyzna uważa że postępuje słusznie, że znęca się nad Katie bo ją kocha, na prawdę kocha.

"Możemy jedynie starać się ze wszystkich sił realizować swoje dążenia. Nawet jeśli wydaje nam się to niemożliwe."

Zanim zapoznałam się z książką obejrzałam jej ekranizację, która mimo iż mi się podobała, jakoś wielce nie wywarła na mnie ogromnego wrażenia. Inaczej było z książką, która ciekawiła mnie już od samego początku i nie mogłam się od niej oderwać. Oczywiście nie obyło się bez różnic pomiędzy fabułą filmu jak i powieścią, jednak nie przeszkadzało mi to w ogóle. Tym razem książką rzeczywiście okazała być się lepsza od ekranizacji.
Tak więc na zakończenie stanowczo mogę powiedzieć, że spotkanie z Bezpieczną przystanią Nicholasa Sparksa było dla mnie jak najbardziej udane i jeszcze bardziej zachęciło mnie  do zapoznania się z innymi jego dziełami. Jest to bardzo przyjemna i wciągająca powieść, która na pewno spodoba się wszystkim fanom autora. Jak najbardziej polecam.

piątek, 25 września 2015

[43] FILMOWO: Potwory i spółka

Tytuł oryginału: Monsters, Inc.

Reżyseria: Peter Docter, David Silverman

Scenariusz: Andrew Stanton, Daniel Gerson

Gatunek: Animacja, Familijny, Komedia

Czas trwania: 1 godz. 32 min.

Premiera: 1 lutego 2002 (Polska), 28 października 2001 (świat)

Produkcja: USA

Obsada: Billy Crystal (Mike Wazowski -głos), John Goodman (James P. Sullivan - głos), Steve Buscemi (Randal Boggs - głos)

Ocena: 10/10

Klikając w okładkę filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com

Mike i Sully to dwaj najlepsi przyjaciele - razem mieszkają, wspierają się na wzajem w każdej sytuacji. Są również najbardziej zgranymi najlepszym zespołem w miejscowej firmie produkującej krzyk, dzięki któremu całe miasto może sprawnie działać. Sully jest najlepszym straszakiem - zajmuje się straszeniem dzieci i pozyskiwaniem ów krzyku, Mike to jego trener, który dba o to, aby Sully zawsze był w formie. Można by rzec, że wszystko robią razem. Pewne dnia Sully znajduje w fabryce nieodesłane drzwi do świata ludzi, przez które, jak się później okazuje , do świata potworów przedostała się mała (oczywiście toksyczna) dziewczynka. Bohater nie chcąc wpaść w kłopoty pragnie odesłać dziecko z powrotem, jednakże jej drzwi wróciły już do magazynu. Postanawia prosić o pomoc Mike'a, jednakże wkrótce mały problemik staje się ogromnym problemem.


Potwory i spółka widziałam już chyba z tysiąc razy, jednakże za każdym razem animacja śmieszy mnie jeszcze bardziej. Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych produkcji tego gatunku dwudziestego pierwszego wieku. Głównymi bohaterami są tutaj niejaki Mike Wazowski oraz James P. Sullivan (dla przyjaciół Sully). Potwory te należą do grona moich ulubionych animowanych bohaterów, są idealnie zgraną parą, doskonale uzupełniają się nawzajem - każdy z nich nie byłby już taki sam bez tego drugiego.

Ich przyjaźń zaczyna się jednak psuć, gdy okazuje się, że Sully bardzo polubił małą Boo (która wcale nie jest toksyczna). W czasie rozwijającej się fabuły możemy dostrzec jednak, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a Mike i Sully są tego idealnym przykładem.


Za co tak bardzo lubię Potwory i spółka? Przede wszystkim za niezwykle oryginalną historię, która wciąga już od samego początku filmu. Ciekawe dla mnie było przedstawienie świata potworów, gdzie energię do życia miasta czerpie się poprzez krzyk ludzkich dzieci (w końcu zrozumiałam, dlaczego potwory wychodzą z szafy :D ). Film posiada również niezwykle charyzmatycznych bohaterów, których pokochałam od pierwszych kadrów filmu. Nie są to jednak głupie postacie, które nic nie wnoszą do życia. Potwory, które możemy tu spotkać uczą nas wielu ważnych wartości co zdecydowanie zasługuje na duży plus. Jedną z rzeczy, przez które lubię tą animację jest również to, że Potwory i spółka są niezwykle prawdziwe i przedstawiają w pewnym sensie świat taki jakim jest.


Podsumowując więc, Potwory i spółka to animacja, którą gorąco polecam każdemu bez względu na wiek. Jeśli jako dziecko nie zapoznałeś się jeszcze z tym filmem koniecznie musisz nadrobić zaległości, gdyż zdecydowanie nie wiesz co tracisz. Znajdziesz tu bowiem wielu niezwykłych bohaterów, który rozbawią cie na każdym kroku (zdecydowanie długo o nich nie zapomnisz). Jestem przekonana, że historia, z którą się tu zapoznasz na pewno ci się spodoba i sprawi, że będziesz chciał wrócić do niej jeszcze nie raz.
Sama po prostu uwielbiam tą animację i żałuję, że teraz nie robi się już podobnych pozycji. A jeśli Potwory i spółka masz już za sobą koniecznie zapoznaj się z kontynuacją - Uniwersytet potworny, gdzie poznasz losy Mike'a oraz Sulli'ego jeszcze zanim byli najlepszymi przyjaciółmi. Potwory i spółka to animacja, którą zdecydowanie trzeba obejrzeć.


POTWORY I SPÓŁKA:
potwory i spółka | uniwersytet potworny

piątek, 18 września 2015

[42] FILMOWO: Serena

Tytuł oryginały: Serena

Reżyseria: Susanne Bier

Scenariusz: Christopher Kyle

Na podstawie: Ron Rash "Serena"

Gatunek: Dramat

Czas trwania: 1 godz. 49 min.

Premiera: 6 luty 2015 (Polska), 13 października 2014 (świat)

Produkcja: Czechy, Francja, USA

Obsada: Jennifer Lawrence, Bradley Cooper, Rhys Ifans, Ana Ularu, Sean Harris, David Dencik, Toby Jones

Ocena: 6/10

Klikając w okładkę filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com

George Pemberton to właściciel imperium składu drewna Karoliny Południowej. Od jakiegoś czasu jednak boryka się z problemami finansowymi, przez które grozi mu bankructwo. Mężczyzna udaje się więc w podróż w sprawach finansowych, która ma pomóc mu pozbyć się zaistniałych problemów. Poznaje wówczas dziewczynę imieniem Serena, która zdecydowanie różni się od pozostałych kobiet z jej otoczenia. W przeciwieństwie do nich nie zajmuje się błahostkami przez cały czas, wręcz przeciwnie - woli działać i zajmować się tym, co wydaje się dla kobiety nieodpowiednie. Pemberton postanawia ożenić się z Sereną, dzięki czemu wracając do Karoliny Południowej może dumnie oświadczyć wszystkimi, że znalazł swoją miłość. Wkrótce jednak okazuje się, że pojawienie się kobiety zmieni w życiu Pembertona bardzo dużo.


Z wielką niecierpliwością czekałam na moment, w którym będę mogła w końcu zapoznać się z Sereną. Wiele oczekiwałam od tego filmu, a fakt iż w główne postacie wcieliła się moja ulubiona filmowa para - Bradley Cooper i Jennifer Lawrence, jeszcze bardziej zaostrzyła moją ciekawość. Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że bardzo rozczarowałam się tą ekranizacją. Wiele od niej oczekiwałam, a tak na prawdę przez większość filmu strasznie się wynudziłam i tylko czekałam na moment, w którym ujrzę napisy końcowe. Główne zastrzeżenia mam tu do samej fabuły.Choć początkowo wydawała się być ciekawa, później doszłam do wniosku, że jest raczej przeciętna i mało interesująca. Myślę, że duże znaczenie miału tutaj takie a nie inne jej przedstawienie. Sądzę, że gdyby przedstawić całość w nieco inny sposób, film byłby o niebo lepszy. Niestety nie mam jeszcze porównania do książki, gdyż tym razem ciekawość zobaczenia Jennifer Lawrence i Bradley'a Cooper'a w nowych rolach zwyciężyła, więc nie mogę stwierdzić, jak odnosi się to do powieści.


W przeciwieństwie do fabuły, jeśli chodzi o dobór aktorów, oraz ich grę nie mam żadnych zastrzeżeń. Jak zawsze nie zawiodłam się na Jennifer Lawrence i Bradley'u, którzy znów zaskoczyli mnie swoimi możliwościami i sprawili, że jeszcze bardziej zapałałam do nich sympatiom. Myślę, że gdyby nie oni, nie zmuszałabym się do obejrzenia filmu do końca. Miłym zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, że w Serenie występował Rhys Ifans, który to wcielił się w postać Xenophilius'a Lovegood'a w filmie Harry Potter i Insygnia Śmierci część I. Oglądając go w Serenie, a mając w pamięci tylko jedyną rolę, w której go widziałam, odniosłam wrażenie, że jest to zupełnie inny człowiek.


Bardzo spodobały mi się tutaj stroje, w jakie ubrani byli aktorzy oraz cała scenografia. Nie miałam żadnego problemu, by przenieść się kilkadziesiąt lat wstecz, by móc razem z bohaterami przeżywać całą historię.
Mimo bardzo dużego rozczarowania cieszę się, że zapoznałam się z tym filmem i nie żałuję, że najpierw nie poświęciłam czasu książce. Choć sama fabuła mnie nie zachwyciła przyjemnie oglądało mi się nowe wcielenia ulubionych aktorów. Nadal w planach mam zapoznanie się z pierwowzorem filmu, choć nie wiem jednak, czy nastąpi to w najbliższym czasie. Tym razem nie polecam ani też nie zniechęcam was do zapoznania się z Sereną, gdyż choć bym chciała nie potrafię tego zrobić. Zachęcam was jednak do obejrzenia zwiastuna, który może choć w jakimś stopniu pomoże podjąć wam tę decyzję.


środa, 16 września 2015

[64] Pierwszy telefon z nieba

Tytuł oryginału: The Firts Phone Call from Heaven
Autor: Mitch Albom
Ilość stron: 397 stron
Wydawnictwo: Znak Literanova
Ocena: 10/10

Często miłość nadal łączy ludzi, mimo że życie ich rozdziela. 

Ile razy chcieliście złapać za telefon i zadzwonić do kogoś, za kim tęsknicie? 
Podzielić się radościami, smutkami i marzeniami?
Ile razy wyrzucaliście sobie, że nie zdążyliście powiedzieć komuś, jak wiele dla was znaczy, że odkładaliście rozmowę na jutro, na kiedy indziej?
Kochamy wciąż za mało i stale za późno, smucimy się, że nie można cofnąć czasu.
A gdyby tak... niemożliwe stało się możliwe?

CO BYĆ ZROBIŁ, GDYBY OBOK CIEBIE WYDARZYŁ SIĘ CUD?


Gdy stracimy bliską nam osobę, gdy nieoczekiwanie musimy radzić sobie z jej śmiercią, gdy tęsknota i smutek przeszywają nas całych zrobilibyśmy wszystko, by choć raz jeszcze móc z nią porozmawiać lub ją zobaczyć. Łudzimy się, że pomogłoby to nam z uporaniem się z emocjami, że zmieniłoby to wszystko, że znów moglibyśmy żyć normalnie. Taka możliwość przydarzyła się kilku pogrążonym w żałobie mieszkańcom Coldwater. To oni zostali tymi, którzy odebrali pierwszy telefon z nieba. Zastanawialiście się jednak, jak zareagowali by na taką wiadomość inni ludzie? 

"Trzeba zacząć od nowa. Tak mówią. Ale życie to nie gra planszowa, a strata ukochanej osoby tak na prawdę nigdy nie jest nowym początkiem. Raczej kontynuacją bez niej."

Pierwszy telefon z nieba to moje pierwsze spotkanie z twórczością Mitcha Alboma, które zdecydowanie mogę zaliczyć do udanych. Decydując się na tą powieść nie miałam zielonego pojęcia, czego mogę się po niej spodziewać. Ostatnio zauważyłam jednak, że im mniej wiem na temat jakiejś pozycji, tym bardziej mi się ona podoba.... dziwne nieprawdaż? Ciekawą rzeczą, na którą zdecydowanie należy zwrócić tu uwagę jest fakt, iż w książce nie mamy tylko jednego, czy dwóch głównych bohaterów. Tutaj jest ich przeszło pięciu, a historię możemy poznać z perspektywy każdego z nich. Z początku ciężko było mi połapać się co i jak - przyznaję miałam z tym nie lada problem i nie raz zastanawiałam się, co tak właściwie się stało. Szybko jednak sobie z tym poradziłam i nim się obejrzałam, bez problemu potrafiłam zrozumieć rozwijającą się fabułę. Bardzo lubię, gdy mogę poznać daną sytuację rozpatrując więcej niż jeden punkt widzenia - dzięki temu potrafię jeszcze bardziej zagłębić się w fabułę. Każdy z przedstawionych bohaterów jest inny i każdy prezentuje sobą coś innego. Bardzo przyjemnie spędzało mi się czas w ich towarzystwie, a dzięki tak dużej gromadzie bohaterów świetnie się bawiłam czytając tą powieść. Myślę, że gdyby w powieści tej znajdował się tylko jeden główny bohater, historia nie byłaby już aż tak ciekawa i zapewne zaliczyłabym ją do przeciętnych. Nie mamy tu jakichś wymyślnych postaci, tylko zwykłych prostych ludzi - takich, jakimi sami jesteśmy, czy jakich mijamy codziennie na ulicy. Książka staje się przez to jeszcze bardziej realna, dzięki czemu dochodzimy do wniosku, że może spotkać to każdego z nas. Jeśli jesteśmy już przy fabule, przyznaję że autor miał na prawdę ciekawy pomysł na napisanie książki. Do tej pory nie spotkałam się z czymś podobnym, co zawarł w swojej powieści Mitch Albom. Jestem więc pod wielkim wrażeniem tego, co zaprezentował nam w Pierwszym telefonie z nieba

"Tak często odpychamy od siebie głosy najbliższych.  Ale kiedy ich zabraknie, wyciągamy po nie ręce."

Bardzo spodobał mi się styl autora - nie jest on prosty i niewymagający. lecz bardziej przemyślany i skłaniający do refleksji. Albom świetnie poradził sobie z licznymi opisami z jakimi mamy do czynienia na kartach powieści oraz z przedstawieniem zachowania ludzi, którzy dowiedzieli się o cudzie jakim jest rozmowa ze zmarłymi. Mamy tu istną mieszankę uczyć czy reakcji na dane sytuacje. To na co również należy zwrócić uwagę to fantastyczne zakończenie. Szczerze mówiąc w ogóle nie spodziewałam się, że akcja może potoczyć się w taki a nie inny sposób. 

Pierwszy telefon z nieba to fantastyczna pozycja, dla kogoś, kto ma ochotę zapoznać się z niezwykle oryginalną fabułą oraz poznać ciekawy styl, jakim posługuje się jej autor. To wyjątkowa pozycja, która przykuwa uwagę czytelnika już od pierwszych stron i trzyma w napięciu do samego końca. Sama zapewne nie raz wrócę jeszcze do tej powieści, a w planach mam zapoznanie się z innymi dziełami Mitcha Alboma. Tak więc jak najbardziej polecam. 

poniedziałek, 14 września 2015

[63] Wiem o tobie wszystko

Tytuł oryginału: The Book of You
Autor: Claire Kendal
Ilość stron: 409 stron
Wydawnictwo: Akurat
Ocena: 8/10

Clarissa z każdym dniem czuje się coraz bardziej osaczona przez Rafe'a. Gdziekolwiek spojrzy, widzi jego twarz, w którąkolwiek stronę się obróci, dostrzega jego cień, dokądkolwiek pójdzie, on pożąda za nią. A wszystko dlatego, że Rafe się w niej zakochał. 
Śmiertelnie.

Stalking - to słowo budzi coraz większy lęk nie tylko wśród celebrytek, ale wśród całkiem zwyczajnych kobiet. Omotane pajęczą nicią intrygi, prześladowane za dnia i w nocy, zastraszone i zagubione, rozpaczliwie szukają pomocy... lecz nie zawsze mogą ją znaleźć. A czasem, jeśli pomoc nadchodzi, jest już za późno.

Clarissa wiodła dotychczas dość spokojne życie. Nie przeszkadzało jej to jednak ani trochę - kochała swój mały własny świat, gdzie mogła spotykać się ze znajomymi oraz szyć coraz to nowsze stroje. Pragnęła odpocząć po nieudanym związku z Henrym i licznych nieudanych próbach zajścia w ciążę. Chciała dać sobie spokój z mężczyznami na jakiś czas i w końcu zatroszczyć się tylko o siebie. Pech chciał, że zaczął interesować się nią Rafe - kolega z pracy na uczelni. Najpierw stopniowo starał się zdobyć jej zaufanie, pragnął spędzać z nią czas mimo, iż Clarissa nie miała na to ochoty. Rafe nie dawał jednak za wygraną. Nic nie wskazywało jednak na to, że mężczyzna może stać się najbardziej znienawidzoną i niebezpieczną osobą w życiu kobiety. W końcu upijając ją i najprawdopodobniej dodając coś do drinka, Rafe zaciąga Clarissę do łóżka, co staje się początkiem nękania dziewczyny. 

Wiem o tobie wszystko to drugi w moim życiu thriller, jaki miałam okazję poznać. Intrygujący tytuł, zapadająca w pamięć okładka i niezwykle interesujący opis sprawiły, że zapragnęłam poznać historię Clarissy. Stalking stał się poważnym problemem naszych czasów. Coraz częściej słyszy się o kobietach (głównie), które są nękane przez mężczyzn. Nie ma na to zasady - ofiarą może zostać każda z nas. Z taką właśnie sytuacją zmaga się główna bohaterka powieści Clarissa. Nie prosiła się o uwagę Rafe'a. Szczerze mówiąc nawet go nie lubiła, to on starał się nawiązać z nią kontakt. Chwila nieuwagi starczyła jednak, by kobieta wpadła w tak okropne bagno, że niemożliwe wręcz zaczęło wydawać się jej wydostanie z niego. Tworząc postać Clarissy autorka świetnie poradziła sobie z wykreowaniem postać, która musi zmagać się z takimi problemami. Zaprezentowała nam najpierw kobietę, która stara się nie przyjmować do wiadomości, że mogła stać się ofiarą stalkingu, by później przerodzić się w pełną niepokoju, przestraszoną i rozchwianą ofiarę. Clarissa nie jest jednak kobietą, która łatwo się poddaje. Przez całą powieść świetnie radziła sobie ze swoim prześladowcą znajdują coraz to nowsze sposoby na obciążenie go winą przed policją. Zdecydowanie bohaterka powieści Claire Kendal może stać się motywacją dla wielu innych kobiet, które muszą borykać się z takimi samymi problemami. Sama bardzo polubiłam Clarissę i myślę, że świetnie bym się z nią dogadała.

"Próbuję nie wyobrażać sobie, co mi robisz w swoich snach. Zastanawiam się, jak się tam znalazłam i czy mogę się z nich wydostać."

Podczas lektury książki nie poznajemy jednak tylko i wyłącznie historii głównej bohaterki. Razem z nią stajemy się świadkami procesu sądowego, gdzie zasiada ona na ławie przysięgłych. Dzięki sprawie Carlotty Lockyer, która stała się ofiarą gwałtu, Clarissa czerpie garść ciekawych informacji, które przydają się jej później w przygotowaniach do pójścia na policję w sprawie Rafe'a.  W powieści występując więc dwa style pisarskie - po pierwsze i najważniejsze historia, którą opowiada Clarissa w swoim pamiętniku, gdzie swoje słowa kieruje do prześladowcy i który to właśnie dotyczy wszystkich jego poczynań oraz historia opowiedziana przez narratora, gdzie przedstawia nam momenty z życia bohaterki, kiedy to nie pisze pamiętnika, czyli momenty głównie momenty, w których znajduje się w sądzie. Moim zdaniem jest to niezwykle ciekawy zabieg, gdyż możemy przez to jeszcze lepiej poznać samą bohaterkę - jej życie i zachowanie, nie skupiając się tylko i wyłącznie na jej prześladowcy. Wszystko jest jednak uporządkowane w taki sposób, że czytając nie pogubimy się w fabule, co jednak często się zdarza w przypadku tego typu powieści.

Nie da się ukryć, że nie jest to powieść lekka co za tym idzie dobra dla każdego. To książka, której trzeba poświęcić trochę czasu. Czytając należy skupić się na wszystkich wątkach by nie stracić ani jednej ważnej wskazówki. Jeśli więc tak jak ja lubicie od czasu do czasu zabrać się za bardziej wymagające książki, tak pozycja jest jak najbardziej dla was. Prezentuje sobą niezwykle wciągającą historię, która może spotkać każdego. Zdecydowanie nie idzie się od niej oderwać - z każdą kolejną kartką pragniemy dowiedzieć się, co będzie dalej. Podczas lektury wciąż towarzyszy nam jedno pytanie - jak z tym wszystkim poradzi dobie Clarissa? Myślę, że Claire Kendal świetnie poradziła sobie tworząc Wiem o tobie wszystko. Dopracowała wszystko w jak najdrobniejszych szczegółach, stworzyła niezwykle interesującą historię oraz bohaterów. Bardzo spodobał mi się również jej styl pisarski, nie jest on lekki i niewinny lecz dojrzały i świetnie pasujący do zaistniałej sytuacji. Ja jak najbardziej jestem na tak i stanowczo polecam wam zapoznanie się z fabułą powieści. Cieszę się, że zdecydowałam się poznać tą pozycję, gdyż teraz z pewnością mogę powiedzieć, że ani trochę nie żałuję swojej decyzji. 

niedziela, 13 września 2015

[4] Niedzielny przegląd muzyczny

Ostatnio trochę zaniedbałam niedzielny przegląd muzyczny, tak więc dzisiaj przychodzę do was nie tylko z wieloma utworami, które zdążyły nazbierać mi się przez ten czas, ale również z nowym banerem - i jak wam się podoba? Ten niedzielny przegląd muzyczny będzie bogaty w nowe utwory, które udało mi się odkryć ostatnimi czasy, tak więc zbierzcie całą cierpliwość jaką macie - z pewnością wam się dzisiaj przyda. Zanim jeszcze przejdziemy do głównego tematu posta chciałabym was o coś poprosić. Otóż dzięki postom muzycznym, jakie zdołały ukazać się już na blogu, mam nadzieję, poznaliście już trochę mój gust muzyczny, dlatego chciałabym, abyście komentując niedzielny przegląd muzyczny podsyłali mi tytuły utworów oraz nazwy kapel, które waszym zdaniem mogłyby mi się spodobać. Dzięki temu ja również poznam trochę lepiej wasze zamiłowania muzyczny - kto wie, może łączy nas ze sobą wiele wspólnego! Tak jak mówiłam - może to być jeden utwór, kilka kawałków, zespół, czy nawet cały utwór. Wszystko, co mi zaproponujecie chętnie posłucham. Mam tylko jedno zastrzeżenie - nie słucham polskich piosenek, tak więc reasumując wszystko, prócz polskich utworów.

Na samym początku koniecznie muszę wspomnieć wam o kolejnym nowym kawałku brytyjskiego zespołu Hurts (wspominałam już, że ich uwielbiam <3 [śmiech] ), który to znajdzie się na ich nowym krążku Surrender - premiera 9 października 2015 r. Theo i Adam coraz bardziej zaskakują mnie swoim nowym brzmieniem - o wiele różniącym się od tego zawartego na płytach Happiness czy Exile. Z każdą piosenką ciekawi mnie coraz bardziej, co z tego wszystkiego wyjdzie. Mi samej trochę ciężko jest przestawić się na te nowości, gdyż właśnie dzięki tym smutnym i melancholijnym kawałkom tak pokochałam Hurts. Jednakże inne nie oznacza, że gorsze, a wszystkie te nowe utwory powoli przypadają mi do gustu. Slow, bo właśnie ten kawałek mam na myśli, zaskoczyło mnie już od samego początku, lecz muszę przyznać, że tym razem bardzo mi się spodobało. Sama z wielką niecierpliwością wyczekuję premiery - dosłownie już odliczam do niej dni.

Kolejna nowość pochodzi od Lany del Rey i jej nowego krążka Honeymoon, którego premiera już w przyszły piątek tj. 18 września 2015 r. Sama piosenkarka o Music to Watch Boys to wspomina, że jest to jej ulubiony singiel z całej płyty. Mnie również utwór ten wydaje się być niezwykle ciekawy, a jeśli cały krążek będzie utrzymany w podobnych klimatach, będzie bardzo ciekawie. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać do tego piątku, by zapoznać się już z całością.




Ciekawą propozycją wydaję się też być utwór Clearest Blue szkockiego zespołu CHVRCHES. Grupa wykonuje muzykę synth pop oraz indie rok, a w jej skład wchodzą Lauren Mayberry, Ian Cook oraz Martin Doherty. Z zespołem tym dopiero się zaznajamiam, a poznałam go za pośrednictwem brytyjskiej grupy Muse (pisałam o tym wczoraj na fanpage). Singiel Clearest Blue pochodzi z krążka Every Open Eyes, który zgodnie z informacją zawartą na fanpage CHVRCHES swoją premierę będzie miał dokładnie 25 września 2015 r. Jego brzmienie jest bardzo specyficzne, zapewne jak to jest w większości utworów Szkotów. Mnie samą jednak niezwykle intrygują takie propozycje, jednakże z pewnością wielu z was kawałek się nie spodoba. Ocenę jednak pozostawiam wam.

Nawiązując więc do mojego powyższego odkrycia, koniecznie muszę wam zaprezentować cover piosenki Lies w wykonaniu Muse. Już od samego początku słychać, iż jest to dzieło Brytyjczyków. Utwór w wykonaniu Matt'a, Chris'a oraz Dominic'a zyskał o wiele bardziej ostrzejsze brzmienie oraz fantastyczny wokal. Dla mnie jest to piosenka idealna i z pewnością zostanie ze mną na dłużej. Cover został zaprezentowany przez Muse podczas występu na żywo dla BBC Radio 1, gdzie mieli zagrać oni kilka nowych kawałków w krążka Drones. Utwór Lies wywołał więc spore zaskoczenie na znajdującej się tam widowni. Cóż w końcu nie ma się co dziwić przy tak fantastycznym wykonaniu (podkreślam, że na żywo!).

Wracając jeszcze na chwilę do Theo Hutchcraft'a z grupy Hurts koniecznie muszę wspomnieć wam o najnowszym teledysku do utworu Brand New Day kanadyjskiego piosenkarza oraz autora piosenek Bryana Adams'a. Spytacie pewnie co wspólnego ma Theo Hutchcraft z Bryanem Adams'em i co na zdjęciu obok robi Helena Bonham-Carter? Już speszę z wyjaśnieniem. Otóż dokładnie 8 wrześnie 2015 r. ukazał się najnowszy teledysk Kanadyjczyka do wspomnianego wyżej singla promującego jego nowy krążek Get Up! (premiera 16 października 2015 r.), w którym występują właśnie Theo Hutchcraft oraz cudowna Helena Bonham-Carter. Dla mnie było to nie mała zaskoczenie, ale zdecydowanie przyznać trzeba, że teledysk jest fantastyczny. W duecie z Brand New Day powstało coś fantastycznego. Sama podczas oglądania nie mogę przestać się uśmiechać. Polecam obejrzenie teledysku każdemu, kto ma akurat zły dzień!


Nowości pozostawiamy za sobą, teraz zapraszam was do zapoznania się z moimi ostatnimi odkryciami. Enjoy!

Lana Del Rey Brooklyn Baby


Steve Aoki feat. Fall Out Boy Back to The Earth


U2 Vertigo


Hurts Slow


The Killers Human


Lana Del Rey Music to Watch Boys to


CHVRCHES Clearest Blue


Muse I Belong to You (+Mon Coeur S'ouvre A Ta Voix)


Muse Lies (CHVRCHES cover)


To na tyle w dzisiejszym niedzielnym przeglądzie muzycznym. Jak zawsze czekam na wasze zdanie na temat prezentowanych przeze mnie utworów. Piszcie, czy coś wam się spodobało, albo czy znacie któryś z singli. Pamiętajcie również o waszych propozycjach dla mnie!

piątek, 11 września 2015

[...] stuknięta perfekcjonistka, która wiecznie coś poprawia - czyli wywiad z tajemniczą Gabriellą Brown

Ostatnio mogliście zapoznać się z recenzją książki Beautiful lie (klik), będącej projektem Gabrielli Brown (gdzie również i ja maczałam swoje palce), znanej wam bardziej pod pseudonimem Emily B. Prowadzi ona własnego bloga urodowego, jednakże jej wielką pasją jest pisanie. Beautiful lie to jej ostatnie dzieło, które łączy w sobie elementy romantyczne i te z życia codziennego.  Niedawno wystartował blog, na którym będziecie mogli zapoznać się z fabułą książki (PREMIERA 16 WRZEŚNIA), ja dzisiaj jednak pragnę zaprosić was na rozmowę z tajemniczą Gabriellą, która w dużym stopniu różni się od tej Emily B. którą mieliście okazję poznać już w wielu postach na moim blogu. 
Katherine Parker: Powiedz nam, kim tak na prawdę jest Gabriella Brown? Gdybyś miała opisać siebie w trzech zdaniach, jakby one brzmiały?
 
Gabriella Brown: Gabriella Brown to stuknięta perfekcjonistka, która wiecznie coś poprawia i najchętniej napisałaby książkę w jedną noc. Tylko ona jest w stanie popłakać się przy własnych tekstach, bo za bardzo wczuła się w główną bohaterkę. I po trzecie ciężko jej powiedzieć o sobie więcej niż trzy zdania. <śmiech>

Katherine Parker: W takim razie opowiedz nam proszę, jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem? Czy to było coś spontanicznego, a Beautiful lie to iście pionierskie opowiadanie, czy raczej było tego więcej?

Gabriella Brown: Moja przygoda z pisaniem zaczęła się jeszcze w gimnazjum. Wtedy jednak nie traktowałam tego zbyt poważnie. Kilkukrotnie próbowałam stworzyć jakieś dłuższe opowiadanie, jednak zawsze się zniechęcałam. Za każdym razem brakło mi motywacji i po prostu się wypalałam. Ale mimo że żadne z tych opowiadań "nie wypaliło" to nie żałuję tych pisarskich prób jakie podejmowałam, bo dzięki temu ćwiczyłam moją wyobraźnię oraz styl pisania i przygotowywałam się tym samym do napisania mojej pierwszej książki. I kiedy teraz patrzę na teksty, które tworzyłam na początku i porównuję z tym, co piszę teraz, wydaje mi się, że zrobiłam naprawdę spore postępy. 

Katherine Parker: Mówisz, że w tych twoich początkowych próbach brakło ci motywacji do dalszego działania, skąd więc teraz czerpiesz inspiracje?

Gabriella Brown: Wydaje mi się, że nie mam konkretnego źródła inspiracji. Tak naprawdę wszystko, co mnie otacza może wpłynąć na to, że jakiś pomysł przyjdzie mi do głowy. Często inspiracją był dla mnie artykuł przeczytany w magazynie (tak było na przykład w przypadku Queen Mary 2) albo w internecie. Czasami była to piosenka, film bądź też serial.  Ale bardzo często bywa tak, że pomysły, zwłaszcza te najlepsze, biorą się u mnie znikąd. Pamiętam, gdy raz wena dopadła mnie, gdy wracałam autobusem z zakupów. Po prostu doznałam olśnienia. Jakaś myśl przeleciała przez moją głowę jak błyskawica i w jednej chwili wiedziałam wszystko, co chcę napisać. Skąd to się wzięło - nie mam pojęcia.

Katherine Parker: Doskonale cię rozumiem. Sama często mam tak w przypadku recenzji, które chcę napisać  na moim blogu. Nie raz siedzę i główkuję się, co napisać. Spędzam tak jakąś godzinę i w końcu okazuję się, że napisałam jedno zdanie nie mające w ogóle sensu. Gdy w końcu daję sobie spokój i chcę zająć się czymś innym wen nagle sama przychodzi i napisanie recenzji zajmuje mi nie raz tylko kilka minut. 

Wspomniałaś prędzej, że na swoim koncie masz już kilka opowiadań, które nie ujrzały światła dziennego. Opowiesz nam o którymś?

Gabriella Brown: To może opowiem krótko o pierwszym poważnym opowiadaniu, które próbowałam napisać jeszcze w gimnazjum. Byłam wtedy zafascynowana filmem Superman - Powrót, z moim ulubionym aktorem w roli głównej. Oczywiście postanowiłam stworzyć fanfiction tego filmu pod tytułem Wszystko się może zdarzyć i niektóre elementy Beautiful lie zaczerpnęłam właśnie stamtąd. Generalnie Wszystko się może zdarzyć opowiadało o młodej dziewczynie imieniem Sofi, która była dziennikarką w najlepszej nowojorskiej gazecie, czyli Daily Planet. Oczywiście pracowała z samym Supermanem, o czym nie miała zielonego pojęcia. Sofi przez całe opowiadanie (a przynajmniej przez tą część, którą udało mi się napisać) uciekała przed swoim przyrodnim bratem, który próbował ją zabić. I generalnie to na tyle. Jak widzicie nie było to nic ambitnego, chociaż na tamtą chwilę wydawało mi się to ósmym cudem świata. Od tamtego czasu moja wyobraźnia działa znacznie sprawniej i staram się wymyślać bardziej porywające historie.

Katherine Parker: Przejdźmy więc już do tematu twojej aktualnej i ukończonej książki. Opowiedz nam krótko, o czym jest Beautiful lie.

Gabriella Brown: To historia dziewczyny, która myśli, że nie ma nic, ale w stosunkowo krótkim czasie zyskuje wszystko, co w życiu najważniejsze. To też historia pięknej (jak dla mnie) ale dość mocno skomplikowanej miłości. Będą momenty zwątpienia, chwile namiętności, będą chwile, kiedy bohaterka będzie myślała, że już więcej nie wytrzyma, że pęknie jej serce, ale... wytrzyma, a nagroda jaką zostanie obdarowana przez życie, będzie spełnieniem jej największych marzeń. Ja sama tworząc tę historię niejednokrotnie płakałam, wzruszałam się i mam nadzieję, że moi czytelnicy poczują to samo i zarażą się tymi emocjami, które towarzyszyły mi cały czas podczas pisania.

Katherine Parker: Dobrze, znamy już mniej więcej fabułę, przejdźmy może teraz do tytułu, bo nie ukrywajmy jest on bardzo tajemniczy. My wiemy jak było podczas jego wymyślania, jednakże sądzę iż powinnyśmy przedstawić to twoim przyszłym czytelnikom.

Gabriella Brown: Myślę, że teraz powinnyśmy zamienić się na chwilę rolami zadający pytania-odpowiadający <śmiech>, gdyż tytuł to twoja zasługa. Opowiadaj więc jak to było.

Katherine Parker: No więc, nie powiem tytułów miałaś na swojej liście dosyć sporo, jednak żaden do końca ci nie pasował. Ja dostałam zadanie, aby go wymyślić bądź chociaż znaleźć jakiś złoty środek do jego stworzenia. I jak zawsze natchnienie przyszło w najmniej oczekiwanym momencie. Jechałam pewnego razu pociągiem do Poznania i akurat byłam w trakcie słuchania fantastycznej piosenki Thirty Seconds to Mars. Fani zespołu domyślają się już pewnie, że chodziło o kawałek A Beautiful lie. I choć sam tekst raczej nie pasuje do twoje powieści, tytuł wydawał mi się być po prostu idealny.

Gabriella Brown: Początkowo nie bardzo mogłam się do niego przekonać, ale po głębszym zastanowieniu się - jest idealny. Nawiązuje on do dwojga głównych bohaterów - Jane i Brandona. Tak na prawdę oboje są dla siebie takim "pięknym kłamstwem", przynajmniej początkowo. Kto zdecyduje się przeczytać książkę i wykaże cierpliwością dowie się dlaczego.

 Katherine Parker: Jane wiele czasu spędza w towarzystwie pracowników remizy, sama zarówno ich jak i to miejsce nazywa swoim domem. Mało spotyka się książek w takim klimacie, skąd więc akurat taki pomysł?

Gabriella Brown: Ogólnie inspiracją do napisania Beautiful lie był dla mnie popularny amerykański serial Chicago fire, który i w Polsce cieszy się wielką popularnością. Głównym tematem tej produkcji jest właśnie życie i praca strażaków w Chicago. Serial uwielbiam i z niecierpliwością czekam na dalsze odcinki. I właśnie to czekanie sprawiło, że w którymś momencie zaczęły rodzić się w mojej głowie historie związane z bohaterami serialu w roli głównej. Od pomysłu do pomysłu i nagle zrodziła się fabuła na całą książkę. Tak jak wspomniałaś, nie często, a być może nawet wcale, spotyka się książki o takim klimacie, więc uznałam, że będzie to na prawdę ciekawy wątek, mimo że podczas pisania nie skupiałam się na nim tak często. Ale przyznaję, że całej historii nadało to bardzo ciekawy klimat.

Katherine Parker: Wielu pisarzy tworzy przy akompaniamencie muzyki, czy tak samo jest z tobą? Masz jakieś swoje ulubione pisarskie utwory?

Gabriella Brown: Nie wyobrażam sobie pisania bez muzyki. Wpływa ona na emocje, wywołuje określony klimat, a to zdecydowanie pomaga mi wczuć się w moich bohaterów. Piosenek, których słucham podczas pisania jest na prawdę dużo, pojawiają się też różni wykonawcy. Są to jednak raczej utwory smutne i spokojne, gdyż nie wyobrażam sobie pisania, na przykład o załamaniu emocjonalnym głównej bohaterki słuchając przy tym ostrego rocka. Jeśli chodzi o konkretne utwory, to bardzo lubię pisać przy akompaniamencie zespołu Hurts, np. Affair, Help czy też Stay, choć jak jeszcze raz podkreślę, wszystko zależy od tego, co aktualnie piszę.

Katherine Parker: Przechodząc już do końca, powiedz nam, czy chciałabyś kiedyś wydać Beautiful lie w formie tradycyjnej papierowej książki? Co zrobiłabyś, gdyby ktoś zwrócił się do ciebie właśnie z taką propozycją?

Gabriella Brown: Oczywiście, że chciałabym wydać Beautiful lie i gdyby ktoś zaproponowałby mi właśnie coś takiego, poważnie bym się nad tym zastanowiła. Drugą sprawą jest to, czy po opublikowaniu na blogu, wydanie nadal byłoby możliwe. Ale jeśli byłaby chęć to i sposób by się znalazł!

Katherine Parker: Blog z Beautiful lie już wystartował, choć premierowe rozdziały zagoszczą na nim dopiero 16 września, jak w zachęciłabyś swoich potencjalnych czytelników do odwiedzenia go?

Gabriella Brown: Beautiful lie to książka dla osób, które mają ochotę na coś przeciętnie nieprzeciętnego. Powinien sięgnąć po nią każdy, kto chce przeżyć niesamowitą podróż, kto chce się śmiać i wzruszać jednocześnie. To opowieść, która przenosi czytelnika w świat, który przeważnie różni się od szarej rzeczywistości większości z nas i pozwala razem z główną bohaterką  przeżyć pełną najróżniejszych wrażeń przygodę.

Jak więc widzicie zapowiada się bardzo ciekawie - przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Ciekawskich i tych, którzy z niecierpliwością wyczekują premiery (a wiem, że kilka takich osób już się znalazło) zapraszam do dodania bloga Gabrieli do obserwowanych i do polubienia jej Facebook'owego fanpage, by być na bieżąco ze wszystkimi sprawami dotyczącymi BL. Przypominam, pierwszy rozdział już 16 września! Piszcie w komentarzach, jakie wrażenie na temat Beautiful lie odnosicie po przeczytaniu recenzji oraz powyższego wywiadu oraz czy chcielibyście zapoznać się z samą fabułą.

BEAUTIFUL LIE [BLOG] - klik
FANPAGE GABRIELI BROWN - klik

środa, 9 września 2015

[62] Recenzja specjalna - Beautiful Lie

Tytuł oryginału: Beautiful Lie
Autor: Gabriela Brown & Katherine Parker
Cykl: No Matter What
Tom: 1
Ilość stron: 704 strony
Premiera: 16 września 2015
Do przeczytania na: Beautiful Lie

Na początku parę słów wyjaśnienia. Pewnie wielu z was zastanawia się teraz, co to w ogóle za książka. Mówiąc szczerze nie dziwię się wam, gdyż jak zawarłam to w tytule posta, będzie to recenzja specjalna prezentująca wam książkę, której autorką jest moja przyjaciółka Emily z bloga I Am Just Myself aka Gabriela Brown. Jest to powieść wyjątkowa, która nie została jeszcze wydana w formie tradycyjnej, papierowej (podkreślam słowo jeszcze, gdyż jestem przekonana, że kiedyś to nastąpi). Jak już pewnie zdążyliście zauważyć na okładce obok widnieje mój pseudonim, chcę jednak podkreślić, mimo licznych sprzeciwów ze strony Gabrieli, że nie jestem współautorką Beautiful Lie, a jedynie cichym doradcą, który podrzucał kilka pomysłów do fabuły. Wszystkie światła powinny więc zostać skierowane na osobę Gabrieli, która włożyła w pracę nad książką całe swoje serce. Jako jej przyjaciółka jestem ogromnie dumna, iż w końcu udało jej się zakończyć pisanie BL, przez co będziecie mogli ją przeczytać już wkrótce na jej nowym, poświęconym specjalnie dla tego celu, blogu. Jeszcze w trakcie pisania zostałam poproszona przez Gabrielę o przedpremierowe zapoznanie się z całością i napisanie pierwszej recenzji. Jest to dla mnie bardzo ważna sprawa, gdyż uważam, że książka jest niesamowita, a zapoznanie się z nią jako pierwsza oraz napisanie pierwszej recenzji jest dla mnie sporym wyróżnieniem. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że moja opinia nie będzie w pełni obiektywna, gdyż przez cały czas uczestniczyłam w procesie tworzenia Beautiful Lie, a dodatkowo niektóre moje pomysły Gabriela wykorzystała, jednakże postaram się zrobić to jak najlepiej i wyrazić w tej recenzji wszystkie moje za i przeciw odnośnie fabuły. Końcową recenzję pozostawiam jednak wam, gdyż to wy, przyszli czytelnicy BL będziecie się umieli najlepiej wyrazić na temat naszej pracy. Tyle tytułem wstępu, dodam jeszcze tylko, że abyście mogli jeszcze bardziej poznać zarówno powieść jak i jej autorkę oraz dzięki temu lepiej podjąć decyzję, czy przeczytać BL, czy też nie w piątek na blogu pojawi się wywiad z Gabrielą Brown. Dzisiaj już możecie odwiedzić bloga Gabrieli (klik), by dodać go do obserwowanych, aby nie przegapić premiery książki. Tak więc nie przedłużając już dłużej, zapraszam was do części właściwej, czyli recenzji Beautiful Lie.

Cześć,
nazywam się Jane Anderson. Zapewne nigdy o mnie nie słyszeliście, w sumie nie ma się co temu dziwić. Jestem zwyczajną szarą mieszkanką pięknego kraju jakim są Stany Zjednoczone. Mówiąc szczerze nie różnię się niczym od was. Co prawda nigdy nie miałam własnej rodziny, wychowywałam się w różnych domach dziecka oraz miałam psychopatycznego chłopaka, który cały czas ściga mnie za to, że nie chciałam milczeć, gdy on postępował niezgodnie z prawem. Prawda, miałam wiele wzlotów i upadków - tych drugich jednak znacznie więcej. Jest jednak kilka rzeczy w moim życiu, z których jestem dumna. Długo szukałam miejsca, gdzie w końcu mogłabym poczuć się jak w domu, a gdy już myślałam, że takie znalazłam coś znów sprawiało, że musiałam uciekać. Kilka dni temu jakiś traf sprawił, że mój stary pickup postanowił zbuntować się w nieciekawej dzielnicy Chicago przed wjazdem do remizy strażackiej. Spodziewałam się steku przekleństw ze strony jej pracowników, z którymi spotykałam się już wiele razy w moim życiu. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu poznałam tam wielu wspaniałych ludzi, dzięki którym pierwszy raz w życiu poczułam się jak w rodzinie. Nie zadawali zbędnych pytań, czekali, aż sama im wszystko wytłumaczę. Zaoferowali mi dach nad głową, pracę oraz to, czego już od tak dawna desperacko pragnęłam - przyjaźń. Powoli zaczynam wierzyć, że moje życie, pełne niepowodzeń, niebezpieczeństwa i strachu może w końcu wyglądać normalnie i tak jak zawsze tego chciałam. Chyba w końcu mogę czuć się bezpiecznie, prawda? .....prawda?

Główną bohaterką powieści Beautiful Lie jest Jane Anderson, pełniąca jednocześnie funkcję narratora. To właśnie z perspektywy Jane zaznajamiamy się z całą historią, poznając jednocześnie jej punkt widzenia na różne sytuacje. Jest to bohaterka, którą życie już od samego początku pchało pod górkę. Od małego musiała liczyć się z tym, że może liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Nie miała nikogo, kto mógłby ją wesprzeć w najtrudniejszych sytuacjach, z kim mogłaby dzielić te kilka radosnych momentów życia, kto po prostu byłby przy niej. Nie spodziewała się, że jej życie może zmienić się nagle o sto osiemdziesiąt stopni, że znajdzie życzliwych ludzi, którzy pokochają ją mimo jej przeszłości oraz, że w końcu ona kogoś pokocha. Przypadkowo znalazła swoje miejsce w jednej z remiz strażackich w Chicago. Książka jest jedną wielką skarbnicą niesamowitych i charyzmatycznych bohaterów. Każdy z nich jest inny, jednakże na wzajem idealnie się uzupełniają. Jak przyznała to Gabriela, wielu z bohaterów, mowa o członkach remizy, zaczerpniętych jest z popularnego serialu Chicago Fire. Nie oznacza to wcale jednak, że jest to jakieś fanfiction. Co to, to nie! Stanowią oni jedynie tło, jednakże po lekturze Beautiful Lie z pewnością stwierdzicie, że powieść ta nie ma nic wspólnego z tym gatunkiem. Prócz wyżej wspomnianej Jane możemy spotkać tu również Brandona Wagnera, który w dalszej części fabuły stał się obiektem westchnień głównej bohaterki. Nie chcę zdradzać wam za dużo na temat bohaterów jak i samego wątku miłosnego pomiędzy Jane a Brandonem, gdyż myślę, że przez to pozbawiłabym was całej zabawy związanej z odkrywaniem wszystkiego. 

Jeśli chodzi o fabułę to muszę przyznać, że Gabriela zaskoczyła mnie bardzo jej oryginalnością. Mam już za sobą sporo przeczytanych książek, jednakże jeszcze nigdy nie spotkałam się z pozycją, której jednym z wątków byłaby straż pożarna oraz to, o czym nie wspomniałam dotychczas, czyli burze. Jedną z pasji Gabrieli jest meteorologia (myślę, że mogę tak to nazwać), a dokładniej mówiąc burze. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w fabule. Główna bohaterka bowiem jest również wielką pasjonatką tych pięknych a zarazem niezwykle niebezpiecznych wybryków natury. W Beautiful Lie znajdziemy więc wspaniały wątek właśnie ich dotyczący. No przyznajcie sami - na prawdę oryginalne. Mimo sporej ilości stron książkę czyta się bardzo szybko. Przyczynia się do tego przyjazny styl pisarski autorki. Powieść zawiera wiele fachowych określeń  związanych z burzami, jednakże autorka wszystko dokładnie nam wyjaśniła, więc nawet osoba taka jak ja, która o tych sprawach wie tyle co nic, nie będzie miała problemu ze zrozumieniem wszystkiego. Niezwykle spodobało mi się to, w jaki sposób Gabriela poradziła sobie z opisami miejsc i niebezpiecznych zdarzeń. Sama nadal jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak umiejętnie przedstawiła ona wypadek pociągu, który miał miejsce w dalszej części fabuły oraz opis statku (nie zdradzę wam całkiem o co chodzi, ale musiałam o tym wspomnieć). W tych dwóch kwestiach wykonała ona mistrzostwo, gdyż czytając czułam się, jakbym sama znalazła się w tych dwóch miejscach - dosłownie wszystko miałam wyraźnie przed oczami. 

Podsumowując, chciałabym gorąco zachęcić was do zapoznania się z pierwszą powieścią Gabrieli Brown - Beautiful Lie. To jedna z tych pozycji, przy których po prostu nie da się nudzić. Mimo tego jednak, że tyle się tu dzieje zdecydowanie nie można powiedzieć, że czegoś jest za dużo. Fabuła jest niezwykle spójna, a brak jakiegokolwiek najdrobniejszego elementu mógłby zburzyć dosłownie wszystko. Czym wyróżnia się BL? Przede wszystkim niebanalną i niezwykle oryginalną fabułą, która na bardzo długa zapada w pamięci, gromadą cudownych bohaterów, przemyślanymi i niezwykle trafnymi opisami miejsc akcji, a także (co na pewno ważne jest dla nie jednej romansoholiczki) wspaniałym wątkiem miłosnym. Bardzo starałam się znaleźć choć jedną wadę powieści, jednakże jestem nią tak oczarowana, że było to dla mnie niemożliwe. Postanowiłam jednak nie oceniać książki za pomocą skali liczbowej, gdyż tym razem postanowiłam zadanie to pozostawić wam. Mam nadzieję, że moją recenzją choć w jakimś stopniu zachęciłam was do zapoznania się z Beautiful Lie. A jeśli nie? Cóż... wasza strata, ja swoje wiem - to wspaniała historia, którą koniecznie trzeba poznać.

poniedziałek, 7 września 2015

[61] Łowca chmur. Relaksująca kolorowanka dla dorosłych

Tytuł oryginału: Dream Catcher: finding peace
Autor: Christian Rose
Wydawnictwo: Pascal
Ocena: 9/10

Relaksujące kolorowanki dla dorosłych stały się ostatnimi czasy niezwykle popularne, a wydawnictwa tylko prześcigają się w wydawaniu coraz to nowszych pozycji z nowymi, jeszcze bardziej fikuśnymi wzorami. Ja dzisiaj chciałabym zaprezentować wam jedną z kolorowanek, które ostatnio miałam okazję poznać. W łowcy chmur znajdziemy wiele fantastycznych wzorów - jedne łatwiejsze drugie już nieco bardziej skomplikowane. Wszystkie jednak są niezwykle przemyślane i oczarowują już od pierwszego ujrzenia. Gdy pierwszy raz przeglądałam książkę nie mogłam nadziwić się, ile pracy musiał włożyć w nie autor by stworzyć coś takiego. 


Dzięki tak dużej ilości ilustracji każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli mamy ochotę na początek wypróbować jakąś prostą kolorowankę, nie ma sprawy i takich jest tu wiele. Gdy jednak chcemy sprawdzić się już w bardziej skomplikowanych wzorach, autor znowu nas zaskakuje. Dużym plusem jak dla mnie jest fakt, że każda z ilustracji znajduje się na osobnej stronie, co jest dużym plusem - nie musimy martwić się, że kolory gotowych kolorowanek będą na siebie nachodzić, przez co wzajemnie się popsują. Warto wspomnieć o tym, że dodatkowo każda ze stron posiada przy grzbiecie książki ślady pozwalające ją wyciąć. Dzięki temu możemy, jeśli chcemy powiesić sobie gotową ilustrację na ścianie lub po prostu zrobić z nią co tylko chcemy.


Dodatkowo każdej pozycji towarzyszą różne sentencje, które w jakiś sposób do nich nawiązują. Czy kolorowanki spełniają główne założenie - czy relaksują? Jak najbardziej! Zdecydowanie trzeba się skupić na kolorowaniu wybranej pracy, aby nie wyjechać za linie, które miejscami są bardzo wąskie. Dzięki temu zapominamy o otaczającym nas świecie, a co za tym idzie relaksujemy się. Czyli mówiąc krótko - kolorowanki jak najbardziej spełniają swoje zadanie. Chciałabym zwrócić tu jeszcze uwagę na wspaniałą okładkę książki. Zdecydowanie przyciąga wzrok i zachęca do zajrzenia do środka.

Możliwość zapoznania się z tymi kolorowankami było dla mnie nowym, jednakże jak najbardziej udanym i ciekawym doświadczeniem. W dzieciństwie bardzo lubiłam kolorowanki, a tu mogłam wypróbować swoje możliwości w o wiele bardziej skomplikowanych wzorach. Nie zawsze było to łatwe i wiele razy poniosłam klęskę. Koniec końców bardzo cieszę się jednak, że spróbowałam. Nie wiem, czy osobiście zdecydowałabym się na zakup takiej książki, byłaby to dla mnie chyba zbyt duża strata pieniędzy, dlatego bardzo się cieszę, że dzięki wydawnictwu Pascal miałam możliwość zaznajomienia się z nią. Jak najbardziej jednak polecam wam zapoznanie się z relaksującymi kolorowankami dla dorosłych - zdecydowanie warto.


Za możliwość zapoznania się z kolorowankami dla dorosłych serdecznie dziękuję Wydawnictwu Pascal!


piątek, 4 września 2015

[41] FILMOWO: Najdłuższa podróż

Tytuł oryginału: The Longest Ride

Reżyseria: George Tillman Jr.

Scenariusz: Craig Bolotin

Na podstawie: Nicholas Sparks "Najdłuższa podróż"

Gatunek: Dramat

Czas trwania: 2 godz. 19 min.

Premiera: 12 czerwca 2015 (Polska), 3 kwietnia 2015 (świat)

Produkcja: USA

Obsada: Britt Robertson, Scott Eastwood, Alan Alda, Jack Huston, Oona Chaplin, Lolita Davidovich

Ocena: 9/10

Klikając w okładkę filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com


Podczas zawodów w ujeżdżaniu byków Sophia Danko poznaje Luke'a Collins'a - jednego z najlepszych i najbardziej obiecujących zawodników. Dziewczyna już od samego początku czuje, że coś ją ciągnie do Luke'a, jednakże postanawia się nie angażować, gdyż i tak ma niedługo wyjechać do Nowego Jorku, by tam odbyć wymarzony staż w jednej z galerii sztuki. Za namową przyjaciółki postanawia jednak dać sobie szansę i umawia się z mężczyzną na randkę. W czasie drogi powrotnej para znajduje płonący samochód, który nieoczekiwanie zjechał z trasy oraz znajdującego się w nim starszego mężczyznę. W szpitalu Sophia zaprzyjaźnia się z niejakim Irą Levinson'em, który prosi dziewczynę, aby ta poczytała mu listy, które niegdyś pisał do swojej ukochanej Ruth. 


Głównymi bohaterami filmu są Sophia oraz Luke. Para ta całkowicie różni się od siebie - ją interesuje sztuka oraz muzyka klasyczna, a jego ujeżdżanie byków i pokonywanie wyznaczonych przez siebie celów. Coś jednak sprawia, że bohaterowie pragną swojej wzajemnej obecności, a wypadek Iry staje się pretekstem, dzięki któremu rozpoczynają swoją wspólną podróż. 

Film przedstawiony jest w bardzo interesujący sposób. W czasie seansu przeplatają się losy dwóch par, które dzielą od siebie lata doświadczeń. Łączy je jednak ze sobą fakt, iż pary te mają takie same problemy, które z czasem stają się motywem kłótni pomiędzy partnerami. Raz i to w największej dawce, poznajemy losy Sophii oraz Luke'a, by później przenieść się do listów czy opowieści z młodości Iry i towarzyszyć historii miłosnej jego oraz ukochanej Ruth. Jest to zdecydowanie ciekawe posunięcie, gdyż przez to zdecydowanie nie można się nudzić podczas oglądania filmu. Jest on tak umiejętnie przygotowany, iż niemożliwe jest pogubienie się w opowieści tych dwóch par.


Bardzo spodobał mi się sposób przedstawienia filmu. Fabuła przedstawia prawdziwe problemy, które mogą spotkać każdego z nas, a nie jakieś wymyślne sytuacje zdarzające się raz na sto lat. Dzięki temu wielu z nas może utożsamić się z  bohaterami, którzy przeżywają tak samo trudne sytuacje, jak te, z którymi musimy zmagać się osobiście. Mimo tego film bardzo długo trzyma w napięciu, a oglądając go nie możemy oderwać się od ekranu. Cały czas chcemy wiedzieć co będzie dalej i jak bohaterowie Najdłuższej podróży sobie poradzą.

Zdecydowanie od razu widać tu, że jest to ekranizacja jednej z powieści Nicholasa Sparksa. Sama jednak bardzo lubię od czasu do czasu zapoznać się z jego dziełami jak i z filmami, które powstały na ich podstawie. Obydwie pozycje są zawsze bardzo lekkie, jednak mają w sobie coś takiego, że przynajmniej mnie zawsze chwytają za serce. I tym razem nie było inaczej.


Od samego początku przypadli mi do gustu główni bohaterowie - Sophia oraz Luke. Aktorzy, którzy wcielili się w te postaci, czyli Britt Robertson oraz Scott Eastwood świetnie moim zdaniem poradzili sobie prezentując nam te osobowości i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie na ich miejscu nikogo innego. Książki jeszcze nie czytałam, tak więc nie wiem, jak odebrałabym ich gdybym najpierw zapoznała się z powieścią, jednakże teraz jestem z nich jak najbardziej zadowolona.

Zdecydowanie mocnym, jak dla mnie, elementem Najdłuższej podróży jest zakończenie filmu. Jego części spodziewałam się już od początku, jednakże w większości przeżyłam ogromny szok, który wywołał ogromny uśmiech na mojej twarzy. Myślę, że żaden z widzów nie mógł przewidzieć takiego obrotu sytuacji.


Podsumowując, świetnie bawiłam się w towarzystwie Najdłuższej podróży. Jest to jeden z najlepszych filmów, który powstał na podstawie powieści Nicholasa Sparksa, który miałam przyjemność oglądać. Posiada wciągającą i oryginalną przede wszystkim historię (o której oczywiście zapomniałam wspomnieć wyżej), a także interesujących, charyzmatycznych i niezwykle przyjaznych bohaterów. Nie mam żadnych zarzutów do wykonania filmu oraz do gry aktorskiej, co chyba mówi już samo za siebie. Pozycja ta zdecydowanie warta jest polecenia. Ja z pewnością jeszcze nie raz do niej wrócę, a w najbliższym czasie mam zamiar zapoznać się z wersją papierową, która mam nadzieje oczaruje mnie tak samo, albo chociaż w podobnym stopniu, jak jej ekranizacja. Na koniec chciałabym jeszcze podziękować mojej przyjaciółce Emily, która tak bardzo namawiała mnie do zapoznania z tą pozycją. Kochana, dziękuję!


Copyright © 2014 About Katherine
Designed By Blokotek