sobota, 28 kwietnia 2018

Każdego dnia w innym ciele 👧, każdego dnia taki sam 👦, czyli recenzja filmu 🎬 "Każdego dnia"

CZEŚĆ! Nie mam zielonego pojęcia, jak to się stało, że ja jeszcze nie opowiedziałam wam, jakie były moje wrażenia po obejrzeniu filmu Każdego dnia 😱 W sumie, gdy teraz o tym myślę, to uświadomiłam sobie, że oglądałam go jakoś zaraz po premierze, czyli na początku marca... Mimo to postaram się jak najlepiej opowiedzieć wam, jakie były moje odczucia w stosunku do tego filmy - mam nadzieję, że uda mi się to jakoś ubrać w słowa!
Także jeśli jesteście ciekawi, czy warto poświęcić czas na tą ekranizację, zapraszam was dalej! 👇


Może zacznę najpierw od tego, że książkę Davida Levithana, na której podstawie powstał ten film, czytałam już jakiś czas temu. Pamiętam, że sama historia dość mocno mnie zaciekawiła i była dla mnie na prawdę oryginalna, jednakże nie do końca przekonał mnie styl autora i przez to moim zdaniem książka na prawdę dużo straciła. Była w porządku, ale nie zaciekawiła mnie na tyle, abym chciała zapoznać się z jej kontynuacją - pełną recenzję znajdziecie tutaj 👉 klik. Zapytacie pewnie, dlaczego w takim razie zdecydowałam się na obejrzenie ekranizacji? Chyba głównie dlatego, że po prostu miałam wielką nadzieję, że na wielkim ekranie może z tego wyjść coś znacznie lepszego. I powiem wam, że w sumie za dużo się nie pomyliłam.

W filmie poznajemy historię A... tak, A - jest to osoba, której nie można określić płci, ani wyglądu, ani tak na prawdę niczego oprócz jej charakteru. A bowiem odkąd pamięta każdego dnia przemieszcza się do ciała innego nastolatka w swoim wieku i przeżywa za niego jeden dzień. Dotychczas to jego życie wygląda praktycznie tak samo - stara się przeżyć dzień tak, aby za dużo nie ingerować w życie dane osoby. Gdy jedna poznaje Rhiannon po raz pierwszy zaczyna pragnąć stać się normalną osobą. Znajomość z taką osobą, jak A wydaje się wręcz niemożliwe, a jednak Rhiannon co raz bardziej zaczyna przyciągać do A, bo dopiero w jego towarzystwie czuje się na prawdę ważna i kochana.


Jak mówiłam na początku w filmie tym głównie ciekawiło mnie to, jak twórcy przedstawią fabułę, aby w pełni pokazać ideę tej historii. W książce było to bardzo łatwe - autor wymyślił sobie, jaki będzie A i bez problemu mógł się tego trzymać (miejscami nawet przyłapywałam się na tym, że nie wyobrażałam go sobie już jako danej osoby, jaką aktualnie był, tylko jako A). W filmie sprawa wygląda o tyle gorzej, że jednak potrzebnych było kilku całkiem różnych aktorów, którzy będą musieli przedstawić tak samo jednego bohatera - brzmi wręcz niemożliwie! Czy im się to udało? Powiem tak, czasem było lepiej, czasem gorzej. Nadal utrzymuję, że oglądanie takiej historii było bardzo ciekawe, jednakże nie da się ukryć, że ci aktorzy wcielający się w A umieli w pełni oddać jego charakter. Owszem, byli tacy, którzy radzili sobie świetnie, ale w innych przypadkach znowu dało się odczuć, że to już nie jest to samo. Nie było to może takie nad wyraz kujące w oczy, ale osoba, która tak jak ja, się na tym skupiła, dostrzeże te różnice. Mimo wszystko jednak sądzę, że całość przedstawienia A w ogólnym rozrachunku wyszła na prawdę dobrze, jak na tego typu produkcję. 
Skoro jestem już przy bohaterach, to jestem na prawdę miło zaskoczona tym, że tak bardzo polubiłam postać Rhiannon. W książce była mi raczej taka obojętna, a tutaj w filmie świetnie się z nią bawiłam. Nie znam aktorki, która się w nią wcielała, pierwsze o niej słyszę, ale myślę, że może jeszcze kiedyś o nie usłyszymy - może nie będzie jakąś wielką gwiazdą, ale w kilku młodzieżowych dobrych filmach może jeszcze zagrać. 


Nie wiem, czy kojarzycie taką aktorkę Debby Ryan, która grała w serialu Disney Channel Nie ma to jak statek postać Bayley. Ja w każdym razie w tym serialu bardzo ją lubiłam i widziałam ją jeszcze w dwóch innych filmach Disney Channel. Dlaczego o niej wspominam, bo bardzo ciekawiło mnie, jak przez te lata rozwinął się jej warsztat aktorski. Nastawiłam się na to, że jednak jej rola będzie w tym filmie w jakiś sposób widoczna, bo w zwiastunie jej nazwisko było głośno reklamowane... a tutaj klapa. Nie chodzi mi o to, że ona zagrała źle, bo w sumie jak dla mnie mocno się zmieniła, ale jej rola polegała głownie na tym, że odwoziła Rhiannon do szkoły (była jej siostrą) i w między czasie zamieniły jakieś dwa, trzy zdania... Koniec. Pamiętam, że podczas seansu bardzo mocno mi to przeszkadzało, no bo po co ją tak reklamowali? 😂 Nie ukrywam więc, że akurat obecnością Debby Ryan trochę się rozczarowałam.


Podsumowując więc, film nawet nieźle mnie zaskoczył. Nie nastawiałam się na coś bardzo spektakularnego, ale otrzymałam kawał dobrej młodzieżówki. Twórcy filmu nieźle się spisali przenosząc tą historię na wielki ekran - widocznie dla mnie problemem był David Levithan, który swoim stylem nie potrafił mnie dostatecznie zaciekawić. Główna aktorka poradziła sobie nad wyraz dobrze, a i poboczne postaci, czy ci wszyscy aktorzy wcielający się w A również się postarali (oczywiście były wyjątki). Myślę, że film ten jest więc godny polecenia - na pewno spodoba się wszystkim fanom młodzieżowych romansów. Ja sama na pewno będę do niego wracać. 
Zastanawia mnie tylko, czy pojawi się także druga część ekranizacji. Film zakończył się w taki sposób (nawiasem mówiąc, końcówka sprawiła, że pękło mi serce 😭), że kontynuacja śmiało mogłaby wyjść. Jeśli o mnie chodzi to ja bardzo chętnie zobaczyłabym, co będzie dalej bo za książkę nie mam zamiaru się zabierać, a słyszałam, że niby A w jakiś sposób ma stać się normalnym człowiekiem 🙊 Zobaczymy...








Tytuł oryginału: Every Day

Reżyseria: Michael Sucsy

Scenariusz: Jesse Andrews

Gatunek: Romans

Produkcja: USA

Na podstawie: David Levithan "Każdego dnia"

Czas trwania: 1 godz. 35 min.

Premiera: 2 marca 2018 (Polska), 22 lutego 2018 (świat)

Obsada: Angourie Rice, Justice Smith, Maria Bello, Debby Ryan, Colin Ford

Ocena: 7/10

Klikając na plakat filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com

piątek, 27 kwietnia 2018

Jak jedną książką stracić w oczach fana 😭, czyli recenzja książki 📖 "Kocham cię bez słów" Abbi Glines


CZEŚĆ! Myślę, że chyba już nie raz wam o tym wspominałam, ale co tam, mogę powtórzyć jeszcze raz - jestem wielką fanką książek Abbi Glines 😍 U mnie autorka ta stoi zaraz obok Kasie West, po której powieści sięgam tak na prawdę w ciemno i bez żadnego zastanowienia. Wyobraźcie sobie więc tą moją szaloną radość, kiedy dowiedziałam się, że na polskim rynku wydawniczym pojawi się nowa książka autorki, kora dodatkowo zapowiada pojawienie się całkowicie nowej serii - no miód, powidła ii orzeszki 💗. Jednakże czasem bywa tak, że mimo iż kochamy twórczość jakiegoś autora całym sercem, to pojawiają się takie powiedzmy sobie.... buble, które w jakiś sposób nawet nas, najwierniejszych fanów, nie są w stanie w pełni zadowolić.

Dzisiaj więc opowiem wam o książce Kocham cię bez słów, która nie ukrywam, że troszkę mnie rozczarowała. 👇

Jak wspomniałam na początku książka Kocham cię bez słów jest pierwszą z cyklu zatytułowanego The Field Party. Jak to chyba zawsze bywa w powieściach Abby Glines, poznajemy tutaj historię dwóch osób - Maggie Carleton oraz Westa Ashby. Na wstępie powieści dwójka ta nie ma ze sobą kompletne nic wspólnego - jedyną rzeczą, a raczej osobą, która je łączy jest kuzyn Maggie Brady, będący jednocześnie najlepszym przyjacielem Westa.  Każdy z bohaterów skrywa pewną tajemnice, której za żadne skarby nie chce wyjawić nikomu, ze swojego najbliższego otoczenia. W przypadku Westa jest to choroba ojca, która bardzo szybko doprowadza go do granicy życia, natomiast u Maggie sprawa ma się całkowicie inaczej - była ona świadkiem morderstwa swojej matki, którego na domiar złego dokonał jej ojciec. Od tego czasu dziewczyna milczy i komunikuje się z innymi tylko w przypadku na prawdę ważnej potrzeby i to za pośrednictwem kartki i długopisu. Czy dwie przypadkowe osoby mogą uratować siebie nawzajem? 

Gdy zaczynałam czytać Kocham cię bez słów byłam bardzo podekscytowana tym, co mogę poznać w środku. Oczekiwałam od tej książki na prawdę wiele, no bo w końcu jak dotąd chyba nigdy nie rozczarowałam się żadną powieścią autorki. Myślę, że chyba właśnie za mocno się nastawiłam i przez to się dość mocno rozczarowałam. Od razu jednak sprostuję - nie, żeby książka była tak koszmarna, że aż nie można na nią patrzeć. Po prostu zabrakło w niej tego czegoś, a i miejscami miałam wrażenie, że była robiona na siłę. Wiem, że książki Abby Glines nie należą do grona tych mocno ambitnych pozycji, ale autorka zawsze bardzo potrafiła mnie zaciekawić. W tym przypadku po prostu nie zaskoczyło - dla mnie Kocham cię bez słów była po prostu nudna.

Jedną z rzeczy, które przyczyniły się do takiej a nie innej mojej opinii są na pewno bohaterowie powieści. Zazwyczaj mam tak, że uwielbiam postaci wykreowane przez autorkę - zawsze świetnie się z nimi dogaduję (jeśli można tak powiedzieć o postaciach fikcyjnych...), uwielbiam spędzać czas w ich towarzystwie i wydają mi się po prostu bardzo ciekawi. Jeśli chodzi o Maggie i Westa to byli dla mnie niedopracowani. Owszem, każdy z nich miał swoją historię, która czyniła ich bardziej interesujących dla czytelniczych osób, ale chyba na tym by można zakończyć. W ich przypadku szczególnie nie podobało mi się również to, że tak na prawdę większość interakcji pomiędzy nimi była taka, że Maggie wspierała Westa, a on biegł do niej od razu, gdy było mu źle. Czytelnik cały czas był więc w takim napięciu, bo czekał, że może zaraz się tutaj coś wydarzy... a tu nic! Przez całą książkę praktycznie to samo. Nie wiem, może to moja wina, że w taki sposób odebrałam tą książkę, bo jednak czytam tego typu powieści na prawdę sporo i może zwyczajnie mi się już opatrzyły. A może jest po prostu tak, że autorka sama nie do końca wiedziała, jak miałaby tą książkę zaprezentować. Nie podobało mi się również to, że autorka skupiła się tylko i wyłącznie na głównych bohaterach. W przypadku chociażby serii Sea Breeze (recenzja klik) również mamy tak, że każdy tom odpowiada innym bohaterom, jednakże i tak chociaż trochę autorka stara się przedstawić postaci drugoplanowe tak, aby zaciekawić czytelnika tak na przyszłość, żeby chciało się czytać kolejny tom serii, w którym akurat ten, czy tamten bohater będzie grał pierwsze skrzypce. Tutaj bardzo tego zabrakło. 

Sama fabuła jest jak dla mnie trochę mdła. Od chwili, gdy ją przeczytałam minęło już kilka dni, jednakże cały czas mam wrażenie, że to, co autorka przedstawiła na 346 można by było spokojnie zmieścić na jakichś góra 200 stronach. Fabuła to bowiem ciągłe powtórki. Nie dzieje się tam za bardzo nic spektakularnego, tylko wciąż jedno i to samo, czyli jak powiedziałam - West rozpacza i leci do Maggie. Koniec. To dla mnie było po prostu nudne! Owszem, czytałam książkę z zaciekawieniem, ale tylko dlatego że miałam nadzieję, że jednak coś jeszcze się tam wydarzy - ale nic nie było.

Podsumowując więc, Kocham cię bez słów to na prawdę przeciętna książka, która może mocno rozczarować fanów pozostałych książek autorki. Ja przeczytałam ich już dosyć sporo, przez co czuję na prawdę wielkie rozczarowanie. Zabrakło w niej o wiele bardziej przemyślanej fabuły i rozbudowanej historii bohaterów. Przez te wszystkie braki książka jest raczej nijaka i taka... płaska. Powiem wam nawet, że gdybym sięgając po tą powieść zaczynałabym dopiero przygodę z Abby Glines, to chyba nie zdecydowałabym się na to, żeby sięgnąć po kolejne jej powieści. Także, jeśli nie znacie jeszcze powieści tej pani, stanowczo odradzam wam zaczytanie właśnie od tej pozycji. Nie chcę skreślać tej serii już na samym początku - cały czas mam nadzieję, że może jednak dalej będzie lepiej - jednak jeśli i drugi tom okaże się tak bardzo przeciętny, raczej nie będę marnować na tą serię czasu.

Za możliwość zapoznania się z książką serdecznie dziękuję Wydawnictwu Pascal!



Tytuł oryginału: Until Friday Night

Autor: Abbi Glines

Cykl: The Field Party

Tom: 1

Ilość stron: 346 stron

Wydawnictwo: Pascal

Ocena: 6/10

THE FIELD PARTY:
kocham cię bez słów | jesteś moim światem | pozwól się kochać | nie chcę cię stracić

📚 Wypożycz Kocham cię bez słów Abbi Glines w bibliotece! 📚

środa, 25 kwietnia 2018

Lista serca 💗 i taki jeden chłopak 👦, czyli przedpremierowa recenzja patronacka książki 📖 "Miłość i inne zadania na dziś" Kasie West


CZEŚĆ! Oj bardzo dawno nie było na blogu żadnej książkowej recenzji! Ale dzisiaj chcę to wszystko naprawić przychodząc do was z przedpremierową recenzją książki jednej z moich ukochanych autorek, która dodatkowo... (WERBLE PROSZĘ!) jest moim kolejnym patronackim dzieckiem! 💗 Nie ukrywam, że strasznie się z tego cieszę - w końcu heloł! to jest książka Kasie West. Jednak jestem zachwycona również z tego względu, że to kolejna cudowna książka, którą powinien poznać każdy fan romansów młodzieżowych.
Także jeśli jesteście ciekawi, jak wypadła powieść "Miłość i inne zadania na dziś" koniecznie zapoznajcie się z dalszą częścią recenzji! 👇

ABBY JEST artystką - to zdecydowanie nie podlega dyskusji. Wszyscy z jej otoczenia zawsze uważali jej obrazy za zjawiskowe i mocno wykraczające poza panujące w tym wieku standardy. Abby sama cały czas również uważała się za dobrą artystkę i nie wątpiła, że ma wielką szansę na wzięcie udziału w miejscowej wystawie dla profesjonalistów. Jednakże jak się okazało, niektórzy uważają nieco inaczej. Dziewczyna dowiedziała się, że nie wkłada serca w swoje prace, a to nie pomoże jej w osiągnięciu tego, o czym od dawna marzy. Po namowie ze strony dziadka i mamy, bohaterka tworzy listę serca, która ma pomóc jej w lepszym przerzuceniu swoich emocji na płótno. Pomóc ma jej w tym jej najlepszych przyjaciel Cooper, do którego dziewczyna czuje coś więcej, jednak ten nie odwzajemnia jej uczuć. Czy zdobywanie nowych doświadczeń pomoże jej w osiągnięciu wyznaczonych sobie celów?

WSPOMINAŁAM o tym na blogu już nie raz, nie dwa, ale powtórzę, że po książki Kasie West zawsze sięgam tak na prawdę w ciemno. Bardzo rzadko zdarza mi się czytać opis z tyłu książki i nigdy tak na prawdę nie mam pojęcia, co tym razem może mnie spotkać. Tak samo było i w tym przypadku. Byłam bardzo zaskoczona, gdy dowiedziałam się, że jednym z głównych wątków jest sztuka - nie ukrywam też, że trochę się tego obawiałam. Nie można nazwać mnie kimś, kto na co dzień lubuje się w malarstwie, a wcześniejsze doświadczenia w czytaniu powieści z podobnym motywem niestety nie zakończyły się dobrze. Ale no... To jest książka Kasie West, powtarzałam sobie, musi być dobra. No i co - i była dobra! Myślę, że motyw malarstwa świetnie wpasował się w całą historię i dodał jej nawet takiego pewnego konkretnego znaczenia. Bardzo spodobało mi się, że autorka nie zrobiła z tego motywu takiego głównego wątku i nie zamęczała swoich czytelników jakimiś typowymi fachowymi stwierdzeniami. Określiłabym to jako sztuka dla opornych, czyli w takiej swobodnej do przyjęcia dawce. Miejscami przyłapywałam się nawet na tym, że bardzo chciałam zobaczyć w realu, jak prezentują się obrazy Abby.


GDY JESTEM już przy Abby, od razu muszę powiedzieć, że niesamowicie ją polubiłam. Cieszę się, że autorka nie wykreowała jej jako taką typową stereotypową artystkę tylko jako normalną siedemnastolatkę. Jednakże to, co najbardziej mnie w niej urzekło to ten jej sarkazm - szczególnie w połączeniu z jej dziadkiem! Uwielbiam, gdy bohaterowie mają taki cięty język i specyficzne poczucie humoru, bo tym drugim często przypominają mi mnie samą, tylko w o wiele większej dawce. Przywykłam jednak do tego, że zazwyczaj znajdywałam takich bohaterów w wersji męskiej, więc Abby okazała się dla mnie świetnym odejściem od rutyny i takim dość sporym powiewem świeżości. Z wielką niecierpliwością czekałam na każdą kolejną zabawną scenę z jej udziałem - na szczęście nigdy nie musiałam zbyt długo czekać. Jeśli chodzi o Coopera, to tutaj mam trochę mieszane uczucia. Nie chodzi o to, że go nie polubiłam - na prawdę okazał się być bardzo przyjemnym bohaterem - po prostu jakoś niczym specjalnym mnie nie zaskoczył. Ogólnie odniosłam wrażenie, że było o nim trochę mało w całej książce. O głównej bohaterce dowiadujemy się na prawdę sporo, a w przypadku Coopera... tylko, że ma wspaniałe blond włosy, niebieskie oczy, bardzo optymistyczne podejście do życia i uwielbia jeździć kładami. No może jeszcze plus do tego, że ma młodszą siostrę, jego rodzicie nie przepadają za Abby i najprawdopodobniej są dość zamożni. Niby trochę tego jest, ale zabrakło mi jednak tych szczegółów. Odniosłam nawet wrażenie, że o Lacey (czyli dziewczynie, którą później poznaje główna bohaterka) dowiadujemy się mimo wszystko więcej. Także mówię, był on bohaterem na prawdę przyjemnym, jednak jak dla mnie troszeczkę nijakim.

W SAMEJ książce dzieje się na prawdę dużo. Nie znajdziemy tutaj takich momentów, gdzie niby coś się dzieje, ale tak na prawdę stoimy w miejscu i mamy ochotę odłożyć książkę na bok. Dosłownie od pierwszej do ostatniej strony cały czas ma miejsce coś, czego nie możemy sobie odpuścić - co ciekawe mimo wszystko nie dzieje się tam aż tyle, żeby mogło okazać się tego za dużo. Wszystko jest odpowiednio wyważone i dozowane w stosownej ilości. Na tym między innymi polega moim zdaniem fenomen Kasie West - autorka potrafi pisać w taki sposób, że nie dość, że stworzy coś z niczego, to jeszcze potrafi tak przykuć do siebie uwagę swojego czytelnika, że ten czyta dosłownie jak zaklęty! Myślę, że nie tylko mnie to zawsze urzekało w jej książkach.

CÓŻ, CO mogę więcej powiedzieć na temat książki Miłość i inne zadania na dziś? Za każdym razem, gdy sięgam po nową powieść Kasie West myślę sobie, że niczym nie może mnie już zaskoczyć, a i za każdym razem okazuje się, że się mylę. O tym, że koniecznie musicie ją przeczytać chyba nie muszę już wspominać - i nie mówię tak z tego względu, że to mój patronat! Jeśli lubicie sięgać po romanse młodzieżowe zwyczajnie jestem na sto procent pewna, że zakochacie się w tej powieści! W tym momencie zazdroszczę wam, że ta książka jest dopiero przed wami! Pilne wyczekujcie więc daty 9 maja, bo takiej premiery nie można przegapić!

Za możliwość zapoznania się z książką serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young!



Tytuł oryginału: Love, Life, and the List
Autor: Kasie West

Ilość stron: 416 stron

Wydawnictwo: Feeria Young

Ocena: 8/10

PREMIERA 9 MAJA 2017!



PS Już niedługo na moim Instagramie wyruszy konkurs, w którym będę miała dla was aż dwa egzemplarze tej cudownej książki! Bądźcie czujni. 😋

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Książki i jeszcze więcej książek - czyli marcowy 📚 book haul 📚!

CZEŚĆ! W ciągu ostatnich tygodni marca przybyło do mnie na prawdę dużo książek. Wszystkie z nich to tak na prawdę egzemplarze recenzenckie, dlatego co raz bardziej zaczynam się zastanawiać, kiedy ja to wszystko przeczytam 🙈 Ale jak wiadomo każdy mól książkowy cieszy się, gdy może pochwalić się swoimi nowymi zdobyczami, dlatego i ja dzisiaj chciałabym wam pokazać, co dotarło do mnie w marcu.

Także jeśli jesteście ciekawi, zapraszam was dalej! 👇


PIERWSZĄ pozycją, na którą bardzo długo czekałam jest Mój przyjaciel kot 😺 Chyba wam jeszcze tego nie mówiłam, ale jestem straszną kociarą, dlatego no dla mnie ta książka jest wręcz obowiązkowa! Sama historia zapowiada się baaardzo ciekawie, a tym bardziej powieść mocno mnie do siebie zachęca, gdyż jest oparta na prawdziwej historii. W ogóle to bardzo się cieszę, że Wydawnictwo Kobiece wydało w końcu książę o kotach. Czytałam wcześniej Był sobie pies (recenzja klik) i w sumie nie spodziewałam się, że książka o psie tak bardzo mi się spodoba. Mam więc wielką nadzieję, że i historia o kocie i człowieku spodoba mi się  w takim samym stopniu - albo i jeszcze bardziej 💗

DALEJ trafiło do mnie nowe, filmowe wydanie Player One. Akurat z tą książką jest taka zabawna historia, że zanim obejrzałam trailer filmu na podstawie tej powieści, nie miałam na nią najmniejszej ochoty (to po protu nie moje klimaty). Jednak właśnie po tym trailerze całkowicie przepadłam i obiecałam sobie, że zanim wybiorę się na film, koniecznie muszę poznać książkę. Tak się składa, że wczoraj zaczęłam ją czytać i muszę wam powiedzieć, że chociaż jestem dopiero na początku, to już zakochałam się w tej historii i niesamowitym stylu autora 😍 Książka zapowiada się na prawdę obiecująco i liczę na to, że dalsza lektura będzie dla mnie tak samo pasjonująca!

DWIE KOLEJNE książki, Bad Boy's Girl oraz Begin Again to takie typowe młodzieżówki, a jak wiecie, ja w takich gatunkach czuję się najlepiej. Nie oczekuję od tych powieści czegoś wielce ambitnego, ale mam po prostu nadzieję, że to będzie zwyczajnie dobra i odprężająca lektura. Tak właściwie to nie wiem do końca, czego się mogę po nich spodziewać, ale liczę, że nie będę żałować tego, że się na nie zdecydowałam. 

JEŚLI CHODZI o Naznaczonych. Więzy krwi to może pamiętacie, że dwa pierwsze tomy tej serii niesamowicie mi się spodobały. Na swojej półce mam już od dawna trzeci tom, dlatego obowiązkowo musiałam zaopatrzyć się także  czwarty. Ostatnio sobie tą serię troszkę odpuściłam, dlatego zanim zabiorę się za Naznaczeni. Więzy krwi będę musiała w końcu poznać poprzedni tom. To moim zdaniem jedna z lepszych serii młodzieżowych, która dodatkowo łączy w sobie element thrillera (dla mnie bomba!).

PRZYZNAJĘ się, że po To zdarza się tylko w filmach chciałam sięgnąć tylko dlatego, że.... to romans młodzieżowy. Bardzo zaintrygował mnie pomysł połączenia motywu filmu z książką dla młodzieży, dlatego stwierdziłam, że co tam - zaryzykuję 😁 

DWIE OSTATNIE pozycje - Kocham cię bez słów oraz Ktoś mnie obserwuje mam już za sobą. Recenzję tej drugiej znajdziecie już na blogu, dlatego nie będę się wam na ten temat tutaj już rozpisywać (recenzja klik), natomiast o tej pierwszej mówiłam wam już trochę na moim story na Instagramie (możecie te filmiki w moich zapisanych relacjach). Recenzja powinna pojawić się na blogu już na dniach. Powiem więc tylko w bardzo dużym skrócie - Ktoś mnie obserwuje świetna i czekam z wielką niecierpliwością na drugi tom 😍, Kocham cię bez słów dobra, bo to w końcu Abbi Glines, ale nie zachwyciła mnie tak bardzo, jak chociażby cała seria Sea Breeze.

Tak prezentują się moje nowości książkowe z marca 💖 Jestem bardzo ciekawa, czy czytaliście którąś z tych pozycji - jeśli tak, koniecznie dajcie znać, czy warto! 

wtorek, 10 kwietnia 2018

Must have 👍 każdego fana Harry'ego? - czyli recenzja książki 📖 "Harry Potter. Podróż przez historię magii"


CZEŚĆ! Myślę, że nie muszę wam mówić, że jestem wielką fanką Harry'ego Potter'a (ta.... wielka fanka, która nie przeczytała jeszcze wszystkich części serii 🙊😂) i zawsze z wielkim zaciekawieniem śledzę wszystkie dodatki, które pojawiają się na polskim rynku wydawniczym. Choć często jestem zdania, że akurat w przypadku Harry'ego można by zakończyć przygodę po prostu na... Harrym, to jednak i tak chętnie poznaję wszystkie te dodatki - jak na przykład ilustrowane wydania, czy też cykl o fantastycznych zwierzętach 💗. Nie da się ukryć, że większość z tych publikacji jest już robionych typowo pod publikę i dla kasy, ale czy można jeszcze znaleźć, coś, co stanie się takim typowym must have każdego potteromaniaka? 
Cóż... myślę, że właśnie mi się to udało! Jeśli więc jesteście ciekawi, o co chodzi, zapraszam was na świeżutką recenzję książki Harry Potter. Podróż przez historię magii! 👇

Nie ukrywam, że gdy jakiś już czas temu dowiedziałam się o tym, że ta książka powstaje byłam na prawdę mocno zaintrygowana. Hasła głoszące, że zawiera ona cenne publikacje z British Library brzmiały dla mnie na prawdę kusząco. Wydawało mi się, że przez to, pozycja ta może zdecydowanie wyróżniać się na tle innych tego typu dodatków. I wiecie co, myślę, że się nie myliłam!

MÓWIĄC krótko - Harry Potter. Podróż przez historię magii to pozycja obowiązkowa dla każdego potterhead! A mówiąc już nieco bardziej szczegółowo jest to książka, która zawiera wiele ciekawych informacji i zdjęć, o których albo nie mieliśmy pojęcia (bo dopiero teraz wyjawiła je sama J.K. Rowling), albo których nigdy byśmy nie zobaczyli (chyba, że ktoś z was mieszka w Londynie i mógł odwiedzić British Library 😊). Wszystko dotyczy oczywiście Harry'ego Pottera - zarówno samej fabuły, procesu powstawania tego magicznego świata, albo inspiracji, jakimi kierowała się autorka. Muszę przyznać, że sama byłam na prawdę zaskoczona tym, jakie informacje mogę znaleźć w tej niepozornej książeczce! To, co jednak urzekło mnie najbardziej, to wszystkie zdjęcia rękopisów J.K. Rowling, a nawet rysunki jej autorstwa, które przedstawiały niektórych bohaterów, czy plany miejsc w Hogwarcie. W przypadku tych rękopisów jedynym minusem jest jednak to, że w polskim wydaniu nie zostały przetłumaczone niestety dodatkowo na język polski - ja sama, choć dość dobrze posługuję się angielskim, miałam miejscami problem, aby zrozumieć niektóre rzeczy, a co dopiero gdyby książkę miał czytać młodszy czytelnik, do którego książka jest zdecydowanie przeznaczona. No niby drobna rzecz, ale myślę, że byłby to ogromny plus, gdyby jednak na to tłumaczenie się zdecydowano.


GDY JESTEM już przy tych graficznych sprawach, to muszę powiedzieć, że samo wydanie książki na prawdę mi się podoba. Okładka utrzymana jest w odcieniach niebieskiego, przy czym nie brak też licznych złotych elementów, które dodają całości tej szczypty magii. Reszta również jest jak najbardziej przemyślana. Jak mówiłam w książce znajdziemy bardzo dużo rękopisów i innych dokumentów z pod pióra autorki (stanowią one bardzo dużą część całej książki), dodatkowo znajdziemy tam także zdjęcia miejsc, czy rzeczy, które w jakiś sposób przyczyniły się do powstawania serii. W pozycji tej umieszczono również bardzo dużo ilustracji Jima Kay - czyli tego pana, który odpowiada za grafiki we wszystkich ilustrowanych wersjach Harry'ego... I tutaj mam jednak problem, bo chociaż uwielbiam te wszystkie grafiki, to jednak... znam je już z wydań ilustrowanych. Przez to, że nie dodano tutaj niczego nowego, zabrakło troszkę tej świeżości. Osoba, która tak jak ja, zna już te ilustracje będzie po prostu zawiedziona i poczuje lekki niedosyt (mimo, że tak jak już wspomniałam, grafiki są przecudowne 😍). W całości charakterystyczne jest również to, że w książce nie ma tak na prawdę jakoś dużo tekstu, w końcu nie o to tutaj chodzi. Największą uwagę skupiono na zdjęciach i innych grafikach i myślę, że to jest jak najbardziej dobre posunięcie. W końcu, gdybyśmy wybrali się do British Library, również skupialibyśmy się tylko na eksponatach i ich opisach, prawda?


PODSUMOWUJĄC więc, myślę, że mogę śmiało powiedzieć, że książka Harry Potter. Podróż przez historię magii to na prawdę ciekawy i przede wszystkim dobry dodatek do serii o słynnym czarodzieju, na który powinien zwrócić uwagę każdy fan tego magicznego świata. Choć znalazłam tutaj kilka minusów, to jednak całość prezentuje się na prawdę interesująco i oryginalnie. Jeśli ktoś, tak jak ja, po przeczytaniu jakiejś książki lubi dowiedzieć się na jej temat czegoś więcej, to w przypadku Harry'ego Pottera ta pozycja będzie po prostu w sam raz! Fakt, cena za tą książkę może być trochę wygórowana, ale myślę, że mimo wszystko ewentualny zakup można śmiało uznać za udany!

Za możliwość zapoznania się z książką serdecznie dziękuję Wydawnictwu Media Rodzina!








Tytuł oryginału: Harry Potter - A Journey Through a History of Magic

Autor: British Library

Cykl: Harry Potter

Ilość stron: 143 strony

Wydawnictwo: Media Rodzina

Ocena: 8/10

📚 Wypożycz Harry Potter. Podróż przez historię magii w bibliotece! 📚

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Zakazana miłość 💔 i wspaniała historia 👫 - czyli recenzja książki 📖 "Slammed"/"Pułapka uczuć"


CZEŚĆ! Muszę wam się przyznać, że choć jestem wielką fanką twórczości Colleen Hoover, to jednak mam jeszcze kilka tytułów od autorki, z którymi się jeszcze niestety nie zapoznałam 🙈 Przykładem może być właśnie seria Pułapka uczuć, czyli tak na prawdę pierwsze, co wyszło z pod pióra autorki, co zostało wydane w Polsce. Ja swoją przygodę z CoHo zaczęłam od Hopeless i choć od samego początku miałam tak na prawdę ochotę poznania historii Lake i Will'a, to jednak z czasem ten mój zapał bardzo osłabł i jakoś nie nadarzyła się nigdy odpowiednia okazja, aby brać się za książkę. Ale jak pewnie większość z was wie, ostatnio postanowiono wznowić całą serię w całkiem nowym wydaniu, a to zaowocowało tym, że ja sobie w ogóle o niej przypomniałam 😂 Nadarzyła mi się okazja, abym w końcu mogła przekonać się, czy Pułapka uczuć rzeczywiście zasługuje na te wszystkie ochy i achy, więc grzechem byłoby z tego nie skorzystać!

Książkę przeczytałam w ramach Book Tour, które zorganizowała u siebie Karolina z bloga Dzosefinn's Books 😘

Po nagłej śmierci ojca, Lake wraz z młodszym bratem i matką przeprowadza się do Ypsilanti - dawnej rodzinnej miejscowości mamy głównej bohaterki. Już pierwszego dnia poznaje tam swojego sąsiada - przystojnego Willa, który sprawia wrażenie, jakby dziewczyna znała go od bardzo dawna. Para w ciągu kilku dni bardzo się do siebie zbliża i oboje zaczynają czuć, że łączy ich coś więcej, niż tylko przyjaźń. Wszystko byłoby dobrze, gdyby wkrótce nie okazało się, że Will, to... nauczyciel poezji z liceum, do którego zapisała się Lake. Łączące ich uczucie zaczyna być czymś całkowicie zakazanym, bo jak się okazuje są rzeczy znacznie ważniejsze, niż miłość...

Szczerze powiem wam, że zanim zabrałam się za czytanie Slammed trochę zaczęłam się obawiać tego, że teraz książka ta może mi się nie spodobać.... Miałam wobec niej na prawdę duże oczekiwania i po prostu zaczęłam się zastanawiać, czy zbyt mocno nie wyidealizowałam sobie tego, jak bardzo zawsze zaskakiwała mnie w swoich powieściach Colleen Hoover. Wyobraźcie sobie, jak wielka była moja radość, gdy już właściwie po kilku pierwszych zdaniach zakochałam się w tej książce - brzmi dość surrealistycznie, ale na prawdę tak było 💖 Nie do końca wiedziałam, czego mogę spodziewać się po samej fabule, bo tak jak mówiłam, planowałam zabrać się za tą powieść już ładnych parę lat temu i całkowicie zapomniałam, o czym miała być. Dlatego też wielkim zaskoczeniem było dla mnie chociażby to, że głównym wątkiem Pułapki uczuć jest miłość, powiedzmy sobie, uczennicy do nauczyciela. Nie wiem, jak wy, ale ja jak najbardziej uwielbiam ten motyw i na prawdę byłam w niebo wzięta, gdy zorientowałam się, że to będzie właśnie taka historia. Pewnie niektórzy z was powiedzą teraz "To jak, Katherine, zabierasz się za jakąś książkę i nie wiesz, o czym ona jest?". A ja wam na to odpowiem, że tak robię tak bardzo często 😁 Oczywiście nie oznacza to, że biorę jakąś książkę w ciemno (wyjątek stanowią książki Kasie West 😍) - zawsze czytam opisy, jednak nic poza tym. Dodatkowo ostatnio bardzo rzadko zdarza mi się, żebym zabrała się za jakąś książkę od razu, gdy o niej usłyszę, dlatego też po prostu zapominam, co w danej pozycji miało być i tak jakoś wychodzi. Jeśli chodzi więc o ten główny wątek to ja jestem jak najbardziej na tak i myślę z resztą, że autorce udało się go na prawdę dobrze wypracować. Mimo tego, że gra on w książce pierwsze skrzypce, to jednak bardzo spodobało mi się to, że nie jest on taki... powiedzmy... nachalny. To znaczy, owszem jest ważny i gdyby nie on to na pewno by się wszystko tam posypało, ale Colleen Hoover rozmieściła go tak, że po prostu nie przytłacza on czytelnika. W książce znajdziemy wiele wątków pobocznych i myślę, że to one nadają też tej równowagi całemu utworowi.


Myślę, że nie muszę nawet wspominać, jak bardzo zakochałam się w Willu 💕 Chłopcy (a raczej powinnam powiedzieć, że mężczyźni) wykreowani przez Colleen Hoover mają to do siebie, że zawsze, ale to zawsze kradną moje serce. W przypadku Willa było dokładnie tak samo i to już na samym początku książki. Sama Lake również bardzo mi się spodobała. Pewnie nie raz, podczas czytania jakiejś książki mieliście tak, że po poznaniu jakiegoś bohatera stwierdzaliście, że "O! Z nią/z nim mogłabym się przyjaźnić!". Dla mnie Lake jest właśnie takim przykładem bohaterki. Od samego początku jej kibicowałam i miałam wielką nadzieję, że uda się znaleźć jakiś sposób, aby mogła być z Willem. Bardzo polubiłam także postać Eddie, czyli przyjaciółki Lake i żałuję tylko, że tak mało było jej w książce. Mam więc wielką nadzieję, że dalej będę mogła ją nieco lepiej poznać.

Co do samego stylu autorki to myślę, że nie muszę tutaj za dużo mówić. Już dawno wiedziałam, że Colleen Hoover, to jedna z lepszych pisarek powieści NA, a Pułapka uczuć tylko utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Potrafi ona bowiem z pozoru niewinną historią oczarować czytelnika już pierwszymi słowami. Autorka świetnie radzi sobie również z wczuwaniem się w swoje postaci, a także potrafi w bardzo inteligentny sposób wpleść do swoich historii wątki, które poruszają ważne problemy, z jakimi musi się zmagać nie jeden z nas.

Także podsumowując dosłownie zakochałam się w historii, jaką poznałam w Slammed i choć wiedziałam, że tak będzie, to teraz bardzo żałuję, że nie zabrałam się za jej poznanie znacznie wcześniej. Podejrzewam z resztą, że gdyby nie Book Tour Karoliny, to zwlekałabym z tym jeszcze o wiele dłużej. Co mogę więcej powiedzieć? Chyba tylko tyle, że jeśli lubicie powieści NA ta pozycja jest dla was obowiązkowa! A jeśli kochacie twórczość Colleen Hoover nie możecie przejść koło tej książki obojętnie 😍



Tytuł oryginału: Slammed

Autor: Colleen Hoover

Cykl: Pułapka uczuć

Tom: 1

Ilość stron: 282 strony

Wydawnictwo: YA!

Ocena: 10/10

📚 Wypożycz Slammed Colleen Hoover w bibliotece! 📚

PUŁAPKA UCZUĆ:
pułapka uczuć | nieprzekraczalna granica | ta dziewczyna

środa, 4 kwietnia 2018

Było dobrze, ale będzie jeszcze lepiej- czyli podsumowanie marca 2018


CZEŚĆ! Zapewne pamiętacie to, jak w poprzednim podsumowaniu strasznie narzekałam, że było u mnie baaardzo źle... Pisząc dla was tamtego posta obiecałam sobie jednak, ze spróbuję się jakoś poprawić. Czy mi się udało? Hmn... sama nie wiem. 

Jeśli chodzi o książki, które przeczytałam w marcu, były takie trzy - te z powyższego zdjęcia. Powiem wam, że trochę się zdziwiłam, że było ich tak mało, bo miałam wrażenie, jakbym ciągle coś czytała. Ale usprawiedliwiam ten wynik trochę tym, że w międzyczasie czytałam także Śpiew kukułki, a lektura tej książki szła mi na prawdę okropnie i dopiero w połowie i chyba po tygodniu czytania postanowiłam całkowicie sobie ją odpuścić. I chociaż na prawdę ciężko mi uwierzyć w to, że w marcu przeczytałam tylko trzy pozycje, to mimo wszystko cieszę się z tych książek, które poznałam (wyjątek stanowi Mały sennik, ale to już wiecie). Na blogu znajdziecie już recenzje wszystkich tych trzech pozycji, więc wspomnę tylko tyle, że Present Perfect pomimo kilku wad, które dość mocno kuły mnie w oczy podczas czytania, na prawdę ciepło wspominam i z całych sił będę trzymała kciuki za to, aby kolejny tom również został u nas wydany. Nad kolejnym tomem Ktoś mnie obserwuje wciąż bardzo mocno rozpaczam, bo nie wiem, jak ja wytrzymam do 2019 roku. Jeśli miałabym wybierać, która podobała mi się najbardziej, chyba miałabym ogromny problem, ponieważ obydwie podobały mi się w takim samym stopniu. Co do najgorszej nie mam wątpliwości - przykro mi Mały senniku 😝 
Pamiętam, że pisałam wam w moich planach na marzec, że chciałabym przeczytać Zieleń szmaragdu i Dzień ostatnich szans. Jeśli chodzi o tą pierwszą, to jak widzicie nic z tego nie wyszło, ale bardzo chciałabym to nadrobić w najbliższym czasie, bo chcę w końcu zabrać się za ostatnią cześć ekranizacji tej serii 🙈 Natomiast odnośnie drugiej książki chyba całkowicie sobie ją odpuszczę... czytanie jej szło mi kompletnie źle i to w dużej mierze przez nią popadłam w lutym w tą moją książkową depresję. Także na pewno w najbliższym czasie nie zobaczycie u mnie tej książki.

Choć w przypadku książek, jakie przeczytałam w marcu nie mogę pochwalić się ich ilością, to już w przypadku filmów sytuacja baaardzo mi się poprawiła. Uwierzycie, że obejrzałam osiem filmów 😱? Takie coś już dawno nie miało u mnie miejsca, więc jest się z czego cieszyć. Recenzje Kształtu wody oraz Deadpoola znajdziecie już na blogu, a ja cały czas zbieram się jeszcze do napisania postów o Każdego dnia i Trzy billboardy za Ebbing, Missouri. Dodatkowo obejrzałam także dwie pierwsze części Avengersów (i tak sobie myślę, że chyba wybiorę się do kina na trójeczkę), pierwszą część X-menów oraz Iron Mana, ale cały czas zastanawiam się, czy pisać wam o tych filmach (dajcie znać czy bylibyście nimi zainteresowani). Z tych wszystkich moim zdecydowanym faworytem okazał się być oczywiście Kształt wody, ale tuż za nim stoją na podium Deadpool i Trzy billboardy... Na samym końcu dałabym chyba Avengersów bo choć na prawdę dobrze mi się ich oglądało, to jednak jakoś na prawdę mocno mnie nie zachwycili 😕

A CO W KWIETNIU?
Na pewno chciałabym zamieścić na blogu jakiś post około książkowy (może drugą część bitwy okładek, bo bardzo się cieszę, że ten wpis tak bardzo wam się spodobał 💕) no i oczywiście nadrobić wszystkie zaległe recenzje! Jeśli chodzi o moje TBR na kwiecień, to mam na prawdę sporo egzemplarzy recenzenckich, które czekają sobie cierpliwie w kolejce, aż się na nie zdecyduje i to one w głównej mierze będą na pewno stanowiły moją listę lektur. Jeśli jesteście ciekawi, jak to są książki, to już niedługo na blogu pojawi się nowy Book Haul, gdzie będziecie mogli zobaczyć wszystkie moje ostatnie zdobycze 😏 
Chciałabym nadrobić też kilka seriali, bo niestety wiele z nich mocno zaniedbałam... Jeśli uda mi się któryś z nich skończyć na pewno też wam tutaj o tym opowiem!

Pod względem blogowym mój kwiecień zapowiada się na prawdę ambitnie, więc trzymajcie kciuki, żeby udało mi się ze wszystkim uporać!
A jak wam minął marzec? Jesteście z niego zadowoleni?


wtorek, 3 kwietnia 2018

Każdy z nas toczy jakąś bitwę - czyli recenzja książki 📖 "Ktoś mnie obserwuje" A. V. Geiger


CZEŚĆ! Jeśli śledzicie mnie na Instagramie i Snapchacie to z całą pewnością już wiecie, jakie jest moje zdanie na temat książki, o której chciałam wam dzisiaj trochę opowiedzieć 😏. Szczerze, na prawdę nie spodziewałam się, że historia w niej zawarta aż tak bardzo mnie zaciekawi i zaintryguje, bo jednak powiedzmy sobie szczerze - sam pomysł na fabułę wydaje się być dość przeciętny. W sumie nie raz już przekonałam się, że nie zawsze można wierzyć opisom (jak i oczywiście okładkom 🙈).

Zapraszam was więc do poczytania na temat niezwykle ciekawej książki, jaką jest Ktoś mnie obserwuje A. V. Geiger! 👇

W Ktoś mnie obserwuje mamy nie jednego, a dwóch głównych bohaterów - Tessę oraz Erica. Powiem wam, że dawno nie czytałam książki z takim dwu osobowym podziałem narracji, dlatego bardzo się z tego ucieszyłam. Zawsze wydaje mi się, że przez to czytelnik może dowiedzieć się na temat samych bohaterów, jaki i fabuły znacznie więcej, bo każda z postaci dorzuci od siebie te swoje trzy grosze

TESSA jest dziewczyną, która od roku cierpi na agorafobię, czyli lęk przed wychodzeniem z domu. W przeszłości spotkało ją coś, co wywalało u niej tą chorobę, jednak nie chce ona wyjaśnić nikomu, co to było. Choć jej chłopak oraz matka są przy niej, dziewczyna czuje się dość mocno samotna. Jedyną odskocznią, kiedy może poczuć się sobą, jest jej profil na Twitterze poświęcony pewnemu znanemu piosenkarzowi Erick'owi Thornie. Śmiało można powiedzieć, że dziewczyna ma na jego punkcie lekką obsesję, jednakże to, co wyróżnia ją na tle innych fanek to to, że dziewczyna zdaje się dostrzegać ból oraz problemy, jakie w swoim życiu ma Eric. Pewnego dnia dziewczyna publikuje w sieci swoje fan fiction o piosenkarzu, a to sprawia, że z dnia na dzień jej profil, jak i stworzony przez nią hasztag #ericthornobsessed zyskują ogromną popularność. 

ERIC jest niezwykle popularnym piosenkarzem, który wprawia w szybsze bicie serca każdą ze swoich fanek. Choć od najmłodszych lat chciał brnąć w karierę muzyczną, teraz nie sprawia mu ona już tak dużej radości. Nie może znieść tego, że większość fanek widzi w nim tylko kawał przystojnego faceta i tak na prawdę nie liczy się dla nich żaden z jego utworów. Jednakże spece od PR chcą, aby gwiazdor jeszcze bardziej zachęcał do szaleństwa młode fanki. Chłopak postanawia więc założyć konto na Twitterze, gdzie podając się za kogoś całkowicie innego, będzie mógł w końcu powiedzieć, co o tym wszystkim sądzi, a co za tym idzie, zniechęci do siebie te wszystkie psychofanki.

Wkrótce drogi tej dwójki się krzyżują i zaczyna rozwijać się pomiędzy nimi przyjaźń, która może stać się tym, co uratuje ich oboje przed samozniszczeniem...

TO, CO ZDECYDOWANIE wyróżnia tą książkę od wszystkich innych, w których występuje motyw social mediów, to to, że tutaj Twitter gra ta na prawdę pierwsze skrzypce - w końcu, gdyby nie to, to tak  na prawdę znajomość dwójki naszych bohaterów nigdy by nie powstała. W całej powieści możemy znaleźć więc bardzo dużo odniesień do Twittera, jednak co mi się bardzo spodobało, autorka przedstawiła to wszystko w tak umiejętny sposób, że czytelnik nie czuje się przytłoczony. Choć większość fabuły rozgrywa się w sieci, to jednak dodatkowe wątki z życia bohaterów uzupełniają całość i sprawiają, że lektura staje się jeszcze bardziej interesująca i wciągająca. Gdybym miała podsumować tutaj wątek Twittera to powiedziałabym, że jest go tutaj na prawdę dużo, ale jednocześnie w odpowiedniej ilości. Mówiąc krótko, autorka poradziła sobie z wprowadzeniem tego wątku na prawdę świetnie!


W KSIĄŻCE bardzo spodobało mi się to przedstawienie postaci Erica Thorna, jako gwiazdy, która musi zmagać się z ciężarem kariery, którą tak bardzo chciał kiedyś osiągnąć. Ucieszyłam się, że autorka postanowiła przedstawić życie piosenkarza, aktualnej gwiazdy, który musi zmagać się z tymi wszystkimi psychofankami. Z tego, co się dowiedziałam, kreując postać Erica A.V. Geiger kierowała się osobą Adama Levina z Maroon 5 i choć ja osobiście nie widziałam żadnego podobieństwa tych dwóch panów pod względem charakteru, czy wyglądu, to jednak jeśli chodzi o te wszystkie szalone "fanki" autorce udało się to bardzo dobrze odwzorować. Smutne jest to, że są takie osoby, które nazywają siebie "fanami", jednak tak na prawdę nimi nie są. Zależy im tylko na wyglądzie danej osoby, a nie na tym, co ona tworzy - poprzez swoją muzykę, czy grę aktorską. Jestem pewna, że gdyby spytać się ich, za co cenią tego artystę, na pewno nie wymienili by tego, co w gruncie rzeczy jest najważniejsze. Myślę więc, że autorka świetnie poradziła sobie z postacią Erica. Ja sama niesamowicie go polubiłam i przyjemnie śledziło mi się wszystkie rozdziały, w których to on był narratorem.
Jeśli chodzi natomiast o Tessę, to ją również polubiłam, jednak głównie dlatego, że w wielu miejscach się z nią identyfikowałam. Cały czas też ciekawiło mnie, co wydarzyło się w przeszłości, że dziewczyna zachorowała. I jeśli chodzi o ten wątek, to niestety koniec końców jestem trochę zawiedziona tym powodem Tessy. Myślałam, że będzie to coś nieco bardziej mrocznego, a chociaż to, co spotkało dziewczynę na pewno przeraziłoby niejedną osobę, to jednak nie ukrywam, że troszkę się rozczarowałam.

W Ktoś mnie obserwuje bardzo spodobało mi się także to połączenie romansu z powieścią, która poruszała problemy psychiczne z dodatkową lekką nutką thrillera. Nie chcę zdradzać wam za dużo z lektury, jednak muszę powiedzieć, że nie spodziewałam się tych ostatnich rozdziałów w książce. Mam tutaj na myśli te, które wyjaśniają nam, co się działo w przeszłości z Tessą. Bardzo długo myślałam, że będzie to kolejna książka młodzieżowa, gdzie główną rolę będzie odgrywał jednak romans, a tu proszę takie zaskoczenie! Jednak zdecydowanie najmocniejszym punktem książki jest jej zakończenie! Bo niby wszystko kończy się już dobrze, aż nagle mamy takie wielkie BUM! i wszystko zmienia się o trzysta sześćdziesiąt stopni! I jedyne, co nam wtedy zostaje to takie NIE WIERZĘ! CO TU SIĘ PRZED CHWILĄ WYDARZYŁO!? Muszę przyznać, że to się autorce jak najbardziej udało 😁

PODSUMOWUJĄC więc, Ktoś mnie obserwuje to na prawdę bardzo wciągająca książka, od której dosłownie nie da się oderwać. Myślę, że śmiało można powiedzieć, że lektura tej powieści to jedno wielkie zaskoczenie! Autorka ma interesujący styl, który sprawia, że całość czyta się bardzo szybko. Z tego, co widziałam, historia zawarta w tej książce była najpierw opowiadaniem na Wattpadzie, więc tym bardziej jestem miło zaskoczona, że to właśnie tam powstało takie cudeńko. Ja jestem jak najbardziej zadowolona z lektury i myślę, że jedyne, co mogę teraz zrobić to tylko zachęcić was do sięgnięcia samemu po tą powieść i przekonania się an własnej skórze, jak dobra jest to lektura.
Niestety na drugi tom będziemy musieli jeszcze trochę poczekać (Wydawnictwo Jaguar zapowiada, że będzie to dopiero w 2019 roku 😭), ale myślę, że będzie warto! Sama już nie mogę się go doczekać i nawet zastanawiam się, czy nie sięgnąć po tą powieść prędzej w oryginale.

Także mówiąc krótko - polecam i to bardzo! To cieniutka i niepozorna książka, która skrywa kawał na prawdę dobrej lektury!

Za możliwość zapoznania się z książką serdeczne dziękuję Wydawnictwu Jaguar!



Tytuł oryginału: Follow Me Back

Autor: A. V. Geiger

Cykl: Follow Me Back

Tom: 1

Ilość stron: 275 stron

Wydawnictwo: Jaguar

Ocena: 8/10

FOLLOW ME BACK:
ktoś mnie obserwuje | tell me no lies

📚 Wypożycz Ktoś mnie obserwuje A. V. Geiger w bibliotece! 📚

Copyright © 2014 About Katherine
Designed By Blokotek