niedziela, 29 listopada 2015

[77] Plaga samobójców [Book Tour]

Autor: Suzanne Young
Tytuł oryginału: The Program
Cykl: Program
Tom: 1
Ilość stron: 454 strony
Wydawnictwo: Feeria Young
Ocena: 8/10

Od pewnego czasu w USA śmiertelne żniwo zbiera podstępna choroba. Zarażone nastolatki nie umieją walczyć z narastającym przygnębieniem i poczuciem bezsensu, które popychają ich do ostatecznego kroku: samobójstwa.

Dlatego zaniepokojone władze wdrożyły pilotażowy program, który ma zapobiegać odbieraniu sobie życia. Wszyscy poniżej osiemnastego roku życia z objawami depresji są zabierani do specjalnych ośrodków, gdzie poddaje się ich tajemniczej kuracji. Wracają po niej do zwykłego życia, podobno wyleczeni, pozbawia się ich jednak najważniejszego: wspomnień.

Brat Sloane popełnił samobójstwo, a jej rodzice panicznie boją się stracić swoje ostatnie dziecko. Dziewczyna za nic w świecie nie chce trafić do Programu, stara się więc nie pokazywać po sobie przygnębienia. Wsparciem jest dla niej przede wszystkim jej chłopak James. Coraz trudniej jest im jednak wciąż przekonywać siebie nawzajem, że ich miłość przetrwa wszystko.

Bo wraz ze śmiercią kolejnego przyjaciela dopada ich depresja. A później Program. 
[opis pochodzi z okładki książki] 


Sloane żyje w świecie, gdzie okazywanie negatywnych emocji jest uznawane za objaw tajemniczej choroby, której skutkiem jest śmierć samobójcza. Od jakiegoś już czasu ów choroba rozszerza się wśród nastolatków, którzy początkowo żyjąc pełnią życia, czasem z nie wiadomo jakiego powodu lub po przeżyciu tragicznych wydarzeń, nagle popadają w depresję, która w końcu ciągnie ich do samobójstwa. Państwo opracowało więc specjalny Program, który ma na celu wyłapywanie zakażonych chorobą nastolatków (tych, którzy ewidentnie mają takie objawy) i umieszczanie ich w specjalnych placówkach, gdzie pozbywa się z ich umysłów wspomnień, które mogły wprowadzić ich w ten stan. Niestety dzięki temu ludzie tacy stają się kimś zupełnie innym, niż byli dotychczas. Zapominają o swoich dawnych znajomych, nie pamiętają wielu rzeczy ze swojego dawnego życia, nie są już sobą. Zarówno Sloane jak i wszyscy jej rówieśnicy muszą się więc pilnować, by nie okazywać tych złych i niepożądanych zachowań. Nie jest to jednak łatwe, gdy straciło się ukochanego brata, który popełnił samobójstwo na twoich oczach, a ty choć bardzo chciałeś nic nie mogłeś zrobić. Dodatkowo twoja najlepsza przyjaciółka i dziewczyna przyjaciela również stała się ofiarą Programu, a na twój widok wpada w panikę i w ogóle cię nie poznaje. Wkrótce dochodzi jednak do kolejnej tragedii, która przyczyniła się do zarażenia chorobą chłopaka Sloane - Jamesa. Czy dziewczyna znajdzie w sobie dość siły by uchronić przed Programem zarówno siebie jaki i Jamesa? Ile jesteś w stanie zrobić, by zachować wspomnienia miłości twojego życia?

"Są rzeczy, które trwają wiecznie i odradzą się w każdych okolicznościach."

Rzadko zdarza mi się sięgać po dystopie, których w ostatnim czasie coraz więcej pojawia się na rynku wydawniczym. Nigdy jakoś szczególnie nie interesowała mnie historia, gdzie świat dotyka jakaś tajemnicza choroba,  czy książka ukazująca, jak miałaby wyglądać przyszłość - pełna bólu, cierpienia i rozkazów. Na palcach jednej ręki mogę policzyć takie powieści, które wydały mi się być interesujące i które w końcu przeczytała. Od samego początku jednak coś ciągnęło mnie do zapoznania się z jednym z przedstawicieli tego gatunku - do Plagi samobójców. Nie wiem, czy przyczynił się do tego opis książki, czy może ta fantastyczna okładka, ale po prostu wiedziałam, że muszę się z nią zapoznać. Gdy więc nadarzyła mi się ku temu okazja nie wahałam się ani chwilę.

Główną bohaterką powieści jest niejaka Sloane. Jest ona jedną z wielu młodych osób, która bardzo pragnie sprzeciwić się idei Programu. Ze względu jednak na własne dobro stara się nie okazywać swoich uczuć w towarzystwie innych, by nie stać się jedną z jego części. Sobą może być jedynie w towarzystwie swojego chłopaka Jamesa oraz przyjaciela Millera. Tylko będąc razem, z dala od innych mogą pokazać co na prawdę czują i wypowiedzieć się na temat Programu. Gdy jednak Miller, z rozpaczy po stracie swojej ukochanej Lacey, popełnia samobójstwo w Sloane i Jamesie coś pęka. Nie mają już siły wszystkiego ukrywać. Czy więc tego chcą, czy nie powoli stają się ofiarami Programu. Ze Sloane miałam ten problem, że z początku nie bardzo przypadła mi ona do gustu. Powiedziałabym, że była dla mnie raczej obojętna. Obawiałam się, że tak będzie przez cały czas i będę musiała męczyć się, aby doczytać powieść do końca. Na szczęście jednak z każdą kolejną stroną moja obojętność odchodziła w niepamięć i wkrótce bardzo polubiłam tą bohaterkę. W książce mamy oczywiście do czynienia z trójkątem miłosnym . Choć Sloane całym sercem wciąż pozostawała przy Jamesie, z czasem coraz większej utraty wspomnień zaczynała czuć coś więcej do Realma - jednego z przebywających w tym samym ośrodku chłopaków, który stał się dla dziewczyny kimś w rodzaju przewodnika i najlepszego przyjaciela. Mimo iż Sloane cały czas czuje, że nie powinna obdarzać chłopaka uczuciem coś zaczyna się między nimi dziać. Jednakże wcale nie oznacza to, że jest to już koniec wielkiej miłości Sloane i Jamesa.

Sama historia wydaje mi się tu być bardzo interesująca i oryginalna. Jak już mówiłam, nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w powieściach dystopijnych, więc niestety nie mogę porównać jej z innymi takimi historiami. Jednakże moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Bardzo zainteresował mnie pomysł przedstawienia masowych samobójstw nastolatków w roli tajemniczej choroby. Temat ten wydał mi się być bardzo autentyczny, bo przecież gdyby się nad tym zastanowić coś takiego mogłoby zdarzyć w naszym prawdziwym świecie. Czytając cały czas zastanawiałam się, jak główna bohaterka poradzi sobie zarówno z chorobą jak i Programem. Styl autorki jest bardzo przyjemny i przemyślany. Suzanne Young nie zanudzała zbędnymi opisami sytuacji czy miejsc, a wszystkie wątki powieści zaplanowała w taki sposób, aby doskonale do siebie pasowały.

Podsumowując więc, Plaga samobójców to bardzo ciekawa powieść, która choć z początku zaczyna się troszkę nudno z każdą chwilą staje się bardziej ciekawa. Jest ona bardzo dobrą zapowiedzią kolejnych części serii, które według końcówki Plagi... zapowiadają się niezwykle interesująco. Nie jest to powieść wyidealizowana i przedstawiająca wszystko w różowych barwach. Jej bohaterzy muszą zmierzyć się z trudnym życiem jakie muszą wieść, by nie paść ofiarą Programu, lecz mimo to, by przeżyć je choć trochę szczęśliwie. Bardzo się cieszę, że zdecydowałam się zapoznać z tą książką. Z pewnością sięgnę po dalsze części Programu, by dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy i czy bohaterom uda się w końcu przeciwstawić temu wszystkiemu. Jak najbardziej polecam.

PROGRAM:
remedium | epidemiaplaga samobójców | kuracja samobójców 

Powieść Plaga samobójców udało mi się przeczytać dzięki Book Tour organizowane przez Książkowe Kocha, Nie Kocha (Book Tour - klik) oraz wydawnictwo Feeria Young. Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję!


sobota, 28 listopada 2015

[48] FILMOWO: Igrzyska śmierci: Kosogłos część 2

Tytuł oryginału: The Hunger Games: Mockingjay Part 2

Reżyseria: Francis Lawrence

Scenariusz: Danny Strong, Peter Craig

Na podstawie: Suzanne Collins "Kosogłos"

Gatunek: Akcja, Sci-Fi

Czas trwania: 2 godz. 25 min.

Premiera: 20 listopada 2015 (Polska), 4 listopada 2015 (świat)

Produkcja: USA

Obsada: Jennifer Lawrence, Josh Hutcherson, Liam Hemsworth, Woody Harrelson, 

Ocena: 9/10

Klikając w okładkę filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com


Katniss nadal nie może dojść do siebie po ataku Peety. Okazuje się bowiem, że będąc w niewoli w Kapitolu chłopak zostawał poddawany licznym torturom, a także wmawiano mu, że Katniss jest winna całemu złu, jakie się dokonało, a nie tak jak wszyscy uważają Kapitol. Wojna jednak trwa nadal, a ludzie potrzebują swojego Kosogłosa, który zagrzeje ich do walki i pokaże, że mogą wygrać z prezydentem Snow'em. Katniss nie podoba się to, że cały czas wykorzystywana jest jako symbol, a jej głównym zadaniem jest tworzenie propagandy i wygłaszanie mów. Chce aktywnie uczestniczyć w walce, dlatego postanawia, na własną rękę, przebić się do rezydencji Snow'a by osobiście go zabić. Wbrew rozkazom prezydent Coin dostaje się do jednego z oddziałów znajdujących się w Kapitolu, by wcielić w życie swój plan.


Na Igrzyska śmierci: Kosogłos część 2 chyba wszyscy czekali z wielkim wyczekiwaniem. Sama byłam jej ogromnie ciekawa, chciałam w końcu poznać zakończenie tej historii, zobaczyć jak wszystko się ułoży. Teraz, gdy jestem już po seansie wprost nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Cały czas nie dociera do mnie, że już więcej niczego nie będzie. 


Jeśli chodzi o moje odczucia w stosunku tego filmu, to przyznam się, że trudno mi w tym momencie wyrazić swoje zdanie na jego temat. Wciąż próbuję pozbierać myśli, by ogarnąć wszystko to, co tam zobaczyłam. Jednakże jedno co mogę stanowczo powiedzieć, to  fakt, że jestem troszeczkę rozczarowana (podkreślam, że tylko troszeczkę!). Chodzi mi tu głównie o zakończenie, bo szczerze oczekiwałam czegoś innego, a to zakończenie jakie poznałam w filmie pozostawiło mnie z wieloma pytaniami. Pozostaje mi mieć nadzieję, że gdy w końcu zapoznam się z dwoma pozostałymi częściami książki wszystko mi się jasno wyjaśni. Nie omówię jednak, że zakończenie było złe, wręcz przeciwnie.


Jeśli pominąć jednak to zakończenie, to zdecydowanie mogę przyznać, że film jest po prostu fantastyczny. Akcja cały czas trzymała w napięciu, było wiele zwrotów akcji, których w ogóle się nie spodziewałam. Wielkie wrażenie, z resztą jak zawsze w przypadku Igrzysk..., wywarły ma niesamowite efekty specjalne oraz sama sceneria pokazywanych w trakcie filmu miejsc. Twórcy filmu świetnie się spisali i jeszcze bardziej pobili to, co mogliśmy zobaczyć we wcześniejszych częściach. Wszystko było niezwykle realistyczne, dzięki czemu widz oglądając ekranizację (dodatkowo, tak jak w moim przypadku w 3D), mógł poczuć się tak, jakby samo znajdował się w Kapitolu i towarzyszył bohaterom w przedzieraniu się przez niego.


Nie zawiodłam się również na aktorach, których mogliśmy podziwiać w filmie. Jeszcze bardziej oczarowała mnie niesamowita Jennifer Lawrence, filmowa Katniss, która moim zdaniem oddała całe serce w przedstawienie tej postaci. Za każdym razem, gdy oglądałam ją w tej roli odkrywała coś nowego. Nie inaczej było i w tym przypadku. Bardzo spodobała mi się tu również postać Peety, w którego wcielił się Josh Hutcherson. Do tej pory mogliśmy podziwiać raczej łagodniejszą jego stronę, a w tej części Kosogłosa, zobaczyliśmy również tą jego bardziej zawziętą i drapieżną część.Rzadko zdarza mi się, abym nie miała choć najmniejszych zastrzeżeń, do któregoś z aktorów, którego widziałam w filmie. W Igrzyskach... nie możliwe jest dla mnie, aby do kogoś się doczepić. Wszyscy aktorzy, nie ważne jak ważną grali postać, wykonali kawał świetnej roboty, wykorzystali sto procent swoich możliwości - zdecydowanie nic nie można by tu było zmienić.


Wielu z was zapewne jest takiego zdania, że w niektórych przypadkach serii filmowych lepiej by było, gdyby poprzestano na pierwszej części. Stanowczo nie można powiedzieć tego samego o Igrzyskach śmierci. Każda kolejna część wydaje się być lepsza od poprzedniczki, każda wzbudza wielkie napięcie w widzu, każda na długo pozostaje w pamięci. Kosogłos część 2 okazało się  być fantastycznym zwieńczeniem całej przygody jaką mogliśmy przeżyć między innymi u boku Katniss Everdeen. Jestem bardzo szczęśliwa, że miałam tą przyjemność zapoznania się z całą serią o Głodowych Igrzyskach. Ta historia na bardzo długo zapadłą w mojej pamięci i z pewnością jeszcze nie jeden raz będę do niej wracać - czy to za pośrednictwem filmów czy książek. Koniecznie więc wy samo zapoznajcie się i z tą ostatnią już częścią jak i z całą serią (jeśli jeszcze jak dotąd jakimś cudem tego nie zrobiliście). Z pewnością nie będziecie żałować swojej decyzji, a przeżyjecie dzięki temu niesamowitą przygodę. "I niech los zawsze wam sprzyja!"




FILMOWO: IGRZYSKA ŚMIERCI

czwartek, 26 listopada 2015

[9] Książkowe zdobycze listopada


Ostatnio bardzo długo na blogu nie było posta z moim stosikiem z nowościami w takiej formie. Postanowiłam jednak, że powrócę do tej formy, gdyż sama bardzo lubię oglądać wasze stosiki i podejrzewam, że nie tylko ze mną tak jest. Czasem okazuje się więc, że zmiany wcale nie wychodzą na lepsze i najlepiej pozostać przy starych przyzwyczajeniach, Nie powiem, bardzo stęskniłam się za pisaniem posta z moimi książkowymi nowościami, mam więc nadzieję, że wy również ucieszycie się z tego powrotu. 

W listopadzie uzbierało mi się kilka książek, na które miałam chrapkę już od dłuższego czasu. Jestem więc bardzo szczęśliwa, że w końcu udało mi się nabyć własne egzemplarze. Jedną z tych pozycji udało mi się już przeczytać za pośrednictwem biblioteki, mimo to już planuję, kiedy będę mogła znów do niej powrócić. A książki które udało mi się zdobyć w listopadzie to od góry:

Aż po horyzont Morgan Matson [efekt wymiany na Lubimy Czytać] recenzja klik
Nieprzekraczalna granica Colleen Hoover [zakup własny]
Pułapka uczuć Colleen Hoover [zakup własny]
Fangirl Rainbow Rowell [zakup własny - Biedronka]
DODATKOWO:
Minionki (2015) DVD [zakup własny] recenzja klik
Iluzja (2013) DVD [zakup własny]


Z zakupów jestem jak najbardziej zadowolona i nie mogę doczekać się, kiedy w końcu zabiorę się za serię Pułapka uczuć. Po wcześniejszych lekturach książek pani Hoover jestem przekonana, że i tym razem ponownie zakocham się w jej twórczości. Dajcie proszę znać, czy czytaliście którąś z książek i jakie są wasze odczucia w stosunku do nich oraz czy zapoznaliście się już z Iluzją  i Minionkami

poniedziałek, 23 listopada 2015

[76] Aż po horyzont

Autor: Morgan Matson
Tytuł oryginału: Amy & Roger Epic Detour
Ilość stron: 442 strony
Wydawnictwo: Jaguar
Ocena: 10/10


Życie Amy Curry dalece odbiega od ideału. Jej ojciec zginął niedawno w wypadku samochodowym. Matka, chcąc na nowo wszystko poukładać, postanawia przeprowadzić się ze słonecznej Kalifornii do Connecticut. Niedługo po zakończeniu roku szkolnego Amy ma do niej dołączyć - przejechać przez niemal cały kraj, by zacząć zupełnie inne życie z dala od miejsca, które kocha, oraz od wypróbowanych przyjaciół.

W długiej, zaplanowanej co do minuty, podróży Amy towarzyszyć ma Roger, syn znajomej rodziców. Dziewczyna nie widziała go od lat i początkowo jest przerażona wizją spędzenia kilku dni w obecności kogoś, kogo ledwie zna... Jednak Amy i Roger szybko znajdują wspólny język i postanawiają zmienić nudną jazdę z miejsca A do miejsca B w szaloną wyprawę po Ameryce - wyprawę, w trakcie której nie tylko przeżyją przygodę i odwiedzą kilka niezwykłych miejsc, ale również odnajdą samych siebie.
[opis pochodzi z okładki książki]

Śmierć ojca Amy zmieniła dosłownie wszystko. Niegdyś jej rodzina była szczęśliwa i choć jak każda miała jakieś swoje sprzeczki, nigdy jednak nie oddalali się od siebie aż tak bardzo. Teraz, gdy jest już po wszystkim nic już nie wygląda tak samo. Brat Amy trafił na odwyk, a jej matka postanowiła wyjechać do Connecticut, by tam na nowo urządzić rodzinie życie - z dala od jakichkolwiek złych wspomnień. Dziewczyna tym czasem została sama w wielkim pustym domu, by ukończyć naukę w szkole oraz dopilnować wszystkich spraw związanych ze sprzedażą domu. Teraz jeszcze dziewczyna musi przejechać prawie cały kraj, aby ze słonecznej Kalifornii dostarczyć matce samochód niezbędny do poruszania się po Connecticut. Z racji jednak, że Amy nie prowadzi już samochodu, w podróży ma towarzyszyć jej syn znajomej rodziców, którego bohaterka ledwie co pamiętała z dawnych lat. Ten Roger, którego Amy zapamiętała z dawnych lat okazuje się być jednak zupełnie innym chłopakiem. Czy po tak długim przebywaniu we własnym towarzystwie dziewczyna będzie potrafiła spędzić tych kilka dni sam na sam z kimś, kto jest dla niej prawie obcy? No i czy z pozoru błaha podróż może stać się przygodą życia?

"Rzeczy straszne, potworne, mogą się wydarzyć, kiedy najmniej się ich spodziewamy, w słoneczny niedzielny poranek. A potem trzeba z tym żyć, z dnia na dzień, codziennie."

Po Aż po horyzont sięgnęłam zupełnie spontanicznie. Zapoznałam się z tylko jedną jej recenzją na jednym z blogów, jednak wiedziałam, że to będzie coś wielkiego i po prostu nie mogę tego przegapić. To jednak, co najbardziej przyciągnęło mnie do tej pozycji to motyw podróży, który odgrywa tu bardzo ważną rolę. Choć sama nie jestem zbyt odważna jeśli chodzi o podróże, nie jestem pewna, czy znalazłabym u siebie tyle odwagi, by porwać się na coś takiego, bardzo lubię czytać powieści, gdzie bohaterowie udają się na takie wyprawy. W moim przypadku więc ta pozycja była wręcz obowiązkowa.

Główną bohaterką powieści, a zarazem jej narratorką jest niejaka Amy Curry, która w ostatnim czasie została bardzo mocno doświadczona przez życie. Czytając jakąkolwiek książkę często utożsamiamy się z jej bohaterem/bohaterami, ja właśnie tak miałam jeśli chodzi o Amy (mam tu na myśli tą Amy po śmierci jej ojca). Czytając nie raz czułam się, jakby ktoś przedstawiał mi mnie - to samo zachowanie w przypadku poznawania nowych osób, niekiedy te same myśli i upodobania. Nic więc chyba dziwnego, że od samego początku bardzo polubiłam tą postać. Bardzo podobało mi się, jak charakter bohaterki zmienia się z każdą kolejną stroną książki i z każdym kolejnym przejechanym kilometrem i dniem w towarzystwie Rogera. Łatwo było można zauważyć, jak Amy rozkwita - z zamkniętej w sobie i pogrążonej w smutku dziewczyny zmienia się w coraz bardziej pewną siebie i szczęśliwą z życia osobę. Amy okazała się być fantastyczną narratorką, która potrafiła opowiedzieć wszystko z wielką ciekawością i dokładnością. Potrafiła nawet najbardziej zwyczajną rzecz opowiedzieć tak, aby stała się prawdziwie interesująca. Za to ją pokochałam. Niezmiernie polubiłam również postać samego Rogera, który okazał się być niezwykle ciepłą osobą o wspaniałym guście muzycznym. Myślę, że takiego przyjaciela jak on chciałby mieć każdy - ja przynajmniej jak najbardziej. Pokochałam liczne zabawne sprzeczki pomiędzy nim a Amy no i jeszcze grę w dwadzieścia pytań w ich wykonaniu. Nie raz pękałam ze śmiechu. Sprawili, że sama bardzo chciałabym w nią zagrać! :D

Prócz wspaniałej fabuły, która zauroczyła mnie w każdym możliwym stopniu, to co tak wyróżnia tą książkę to liczne "dodatki z podróży", jakie umieściła w niej Amy. Powieść opatrzona jest bowiem w liczne, lecz bez przesady, ilustracje, zdjęcia czy paragony, które nawiązują do tego, gdzie nasi bohaterowie byli i co robili. Stałam się wielką fanką playlist Rogera, których w książce jest aż osiem (każda zapisana utworami od góry do dołu) i które Amy tak pilnie spisywała. Dzięki tym drobnym szczegółom poczułam się jakbym poznawała historię, która wydarzyła się na prawdę, a ja zapoznawałabym się właśnie, że tak powiem, z dziennikiem z wyprawy.Za to dla mnie książka zasługuje na naprawdę wielki plus i może też stanowić przykład dla innych tego typu powieści.

Styl pisania Morgan Matson jest bardzo przyjemny, dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko. Nie oznacza to jednak, że jest zwyczajny, wręcz przeciwnie. Autorka już od pierwszych stron powieści potrafi zainteresować czytelnika. Świetnie bowiem opisała każdy ważny szczegół przygodny oraz samych bohaterów. Ciekawe jest to, że przygotowując się do napisania Aż po horyzont Morgan Matson odbyła dokładnie taką samą drogę co Amy i Roger. Była w wielu tych samych miejscach dzięki czemu potrafiła tak dokładnie oddać ducha każdego z nich. Nawet jechała dokładnie takim samym autem co oni. Co prawda jej podróż trwała o wiele dłużej niż wyprawa bohaterów jej książki, ale jak sama przyznaje przecież nie musiała dotrzeć do Connecticut w narzuconym przez kogoś terminie. To wszystko z pewnością przyczyniło się do tego, że Aż po horyzont jest tak dobrze skonstruowana i przemyślana.

Dzięki Amy i Rogerowi dowiedziałam się kilku istotnych rzeczy dotyczących włóczęgi. Pierwsze i najważniejsze - muzyka musi być! Dobra podróż nie może obejść się bez idealnie do tego pasującej playlisty. Po drugie - przekąski! Trzeba być zaopatrzonym w liczne ulubione smakołyki, bo bez tego włóczęga nie będzie już taka przyjemna. No i po trzecie najważniejsze - lepiej zdać się na los! Czasem warto odpuścić sobie planowanie i po prostu pójść na żywioł. To z pewnością uczyni naszą podróż jeszcze bardziej udaną. Jestem niezwykle usatysfakcjonowana tym, że udało mi się poznać tak wspaniałą powieść  jaką jest Aż po horyzont. Jest to świetne połączenie przygody i rozkwitającego romansu. Bardzo spodobało mi się to, że wątek miłosny nie grał tu głównych skrzypiec. Co prawda już od samego początku widać, że coś się dzieje, jednakże nie jest on dominujący i nie przytłacza pozostałych wątków powieści. Jest to miła odmiana od tego schematu, który towarzyszy nam ostatnio w innych powieściach młodzieżowych. Morgan Matson stworzyła fantastyczną powieść, która zapewne wielu z nas zachęci do zmiany swojego życia i włóczęgi. Ja mówię tej książce jak najbardziej tak! Myślę, że jeszcze długo pozostanie ona w mojej pamięci. Sama z pewnością będę jeszcze nie raz do niej wracać. Mam nadzieję, że w waszym przypadku będzie dokładnie tak samo.

niedziela, 22 listopada 2015

[7] Niedzielny przegląd muzyczny


Tak, tak wiem... Jakiś czas temu wspominałam wam, że rozważam porzucenie tej serii postów, ale... No właśnie... Po prawie miesięcznej przerwie doszłam do wniosku jednak, że brakuje mi trochę tych postów i choć początkowo często narzekałam na brak muzycznych znalezisk, stwierdziłam że się nie poddam. Tak więc znów powracam! Zmieni się jednak częstotliwość pojawiania postów. Nie będą one, tak jak było to prędzej - co niedzielę, tylko trzy razy w miesiącu. Będę zbierać to, co chciałabym wam zaprezentować, oraz znalezione przeze mnie newsy. Myślę, że tak dla was i dla mnie będzie o wiele lepiej. Możliwe, że powrócę również do muzycznego podsumowania miesiąca, ale to jeszcze muszę dokładnie przemyśleć, więc na razie niczego nie obiecuję. To by było na tyle, jeśli chodzi o ogłoszenia.


W ostatnim czasie ukazało się kilka bardzo ciekawie zapowiadających się albumów. Ellie Goulding zaprezentowała krążek Dellirium, na którym znalazły się single takie jak On My Mind, Love Me Like You Do, Army czy Lost And Found. Z całej płyty zapoznałam się na razie tylko z tymi utworami, lecz patrząc z ich perspektywy mogę stwierdzić, że Ellie spisała się bardzo dobrze. Justin Bieber zaprezentował album o tytule Purpose gdzie możemy znaleźć single takie, jak What Do You Mean?, czy Where Are U Now. Choć nie jestem wielką fanką tego artysty przyznaję, że te utwory jak najbardziej się mu udały. Haiz to pierwszy krążek aktorki i piosenkarki Hailee Steinfeld. Zawiera on tylko cztery single, w tym jeden który już jakiś czas temu wpadł mi w ucho, czyli Love Myself. Nie miałam jeszcze okazji dłużej zapoznać się z całością, jednakże z pewnością to nadrobię, gdyż nie jestem w stanie odpuścić sobie kolejnych piosenek w jej wykonaniu. Na koniec One Direction z krążkiem Made In The A. M. Piosenek chłopaków słucham raczej rzadko, jednak jestem bardzo ciekawa, co też nowego przygotowali na tym krążku. Wszyscy mają na prawdę świetny wokal, a inne ich utwory, które znam są bardzo udane (jak na przykład fantastyczne Story of My Life), więc chętnie poświęcę im trochę czasu.


Z singlowych nowości bardzo zainteresowały mnie utwory zespołów Coldplay  oraz Panic! At The Disco. Obydwa zespoły znam już troszeczkę, ten pierwszy nieco dłużej, a ich nowe kawałki od razu wpadły mi w ucho. Coldplay przychodzi do nas z radosną propozycją - Adventure Oda Fifetime, która moim zdaniem jest bardzo podobna stylem do innych ich piosenek, lecz wcale nie oznacza to, że jest to złe. Wręcz przeciwnie. Emperor's New Clothes Panic! At The Disco to niezwykle charakterystyczny kawałek, który jak najbardziej odzwierciedla ducha tego zespołu. Cały dorobek grupy oceniłabym jako dziwne (ale oczywiście takie pozytywnie dziwne :D ), więc i tym razem tą swoją dziwnością nas nie zawodzą. W przypadku obydwóch kawałków jestem jak najbardziej na tak.

To tyle, jeśli chodzi o nowości na rynku muzycznym. W przypadku utworów, które ostatnimi czasy udało mi się poznać, na mojej liście znalazło się na prawdę wiele fantastycznych kawałków, które z pewnością pozostaną ze mną na dłużej. Szczególnie od pierwszego przesłuchania zakochałam się w Where Is My Mind? w wykonaniu Yoav oraz Emily Browning oraz Precious Depeche Mode. Pozostawiam was więc z listą tych wszystkich utworów, mam nadzieję, że znajdziecie tu coś dla siebie. Oczywiście piszcie w komentarzach, które kawałki wam przypadły do gusty oraz co ostatnio gościło na waszej playliście. 

Z playlistą na You Tube zapoznacie się po kliknięciu w poniższy baner!


środa, 18 listopada 2015

[75] Ten jeden rok

Tytuł oryginały: Just One Year
Autor: Gayle Forman
Cykl: Ten jeden dzień
Tom: 2
Ilość stron: 358 stron
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Ocena: 9/10

Willem stracił kontrolę nad swoim życiem. Boleśnie zraniony śmiercią ojca obawia się kolejnej miłości i kolejnej (być może) straty. Nie potrafi jednak zapomnieć dnia spędzonego w Paryżu z pewną niezwykłą dziewczyną. Czuje, że musi ją odnaleźć, chociaż nie zna nawet jej prawdziwego imienia. Mimo to będzie próbował. W najbliższym roku czeka go kilka ważnych decyzji. Czy zaryzykuje? Czy otrzyma dar od losu i spotka ponownie Allyson?
[opis pochodzi z okładki książki]

Po tym, jak Willem u boku Lulu przeżył w Paryżu jedne z najlepszych dni swojego życiu, nie może wybaczyć sobie, że ją stracił. Gdyby chociaż znał jej prawdzie imię i nazwisko, mógłby ją odnaleźć. Choć wydaje mu się, że tamtego dnia poznał ją bardzo dobrze, nie pomoże mu to w dotarciu do niej. Willem zaczyna gubić się w swoich uczuciach, bo przecież nie raz spotykał się z wyjątkowymi dziewczynami, jednakże jeszcze żadna tak bardzo nie zawróciła mu w głowie. Tak bardzo, że teraz nie wie, kim już jest, ani gdzie jest jego prawdziwe miejsce. Początkowe poszukiwania bardzo szybko jednak nie przynoszą żadnych rezultatów, dlatego Willem postanawia znów wyruszyć w podróż. Nie ma pojęcia jednak, że podświadomie nadal stara się odnaleźć Lulu, na wszelkie możliwe sposoby. Czy jedna osoba może tak bardzo zamącić w naszym życiu? Tak bardzo, że nie będziemy chcieli już wracać do tego, co kiedyś było dla nas idealne?

"Wątpliwości stanowią element poszukiwań. Tak samo jak wiara."

Ten jeden rok to kontynuacja powieści Ten jeden dzień autorstwa Gayle Forman (recenzja - KLIK). Pierwszą częścią byłam po prostu oczarowana, a zakończenie pozostawiło po sobie wielki niedosyt, który miałam nadzieję, zaspokoi Ten jeden rok. Jednakże ta sama historia, opowiedziana jedynie z perspektywy innego bohatera (tutaj Willema) nie wydaje się być zbyt obiecująca - śmiało można powiedzieć nawet, że będzie po prostu nudna. Czytałam już kilka takich powieści, które choć nie do końca tragiczne, nie wnosiły za bardzo nic nowego do całej historii i były jedynie przyjemnym dodatkiem, bez którego spokojnie można się obejść. Gayle Forman osiągnęła jednak coś zupełnie innego, coś bez czego nie można po prostu się obejść zapoznając się z historią Allyson i Willema. Ten jedne rok to zupełnie inna historia. Wyjaśnia wiele spraw, które zarówno dla nas jak i do głównej bohaterki pierwszej części serii były niewiadome.

Całą historię poznajemy za pośrednictwem Willema, który opowiada nam, co się z nim działo podczas jego zniknięcia. To on jest narratorem i prezentuje nam wszystko w niezwykle ciekawy i przemyślany sposób. Czytając czujemy się, jakbyśmy sami nim byli i stopniowo przypominamy sobie najpierw jak doszło do tego, że zostawił Lulu samą, by później towarzyszyć mu podczas szukania jej. Dzięki temu możemy jeszcze lepiej poznać bohatera, który nie ukrywajmy na kartach Tego jednego dnia był dla nas wielką zagadką. Nie przeszkadzał mi tu fakt, że Lulu tak na prawdę pojawiła się tu osobiście jedynie na samym końcu powieści - w całej książce towarzyszy nam jedynie jako wspomnienie Willema. Powieść jest bowiem skarbnicą wielu ciekawych bohaterów z dosłownie całego świata, a każdy z nich swoją osobą wprowadza coś zupełnie nowego i niezwykle interesującego. Razem z głównym bohaterem zwiedzamy też liczne zakamarki Meksyku oraz Indi, a także jeszcze lepiej zapoznajemy się z samą Holandią - ojczyzną Willema. Dzięki tej książce możemy więc, nie ruszając się z domu, razem z chłopakiem poznać wiele ciekawych i niezwykle urokliwych miejsc. Bardzo spodobało mi się to, że podczas lektury możemy zaobserwować, jak również przeżyć zmianę jaka zachodzi w Willemie. Tak jak było to w przypadku Allyson i on po spędzeniu jednego dnia w Paryżu w jej towarzystwie, dostrzega, że dotychczasowe życie nie przynosiło mu dostatecznej radości i satysfakcji. Nieświadomie więc zaczyna się zmieniać, a wkrótce okazuje się, że zmiany te to najlepsze, co mogłoby mu się przydarzyć.

"Czasem łatwiej udawać kogoś innego."

Zapoznając się prędzej z trzema poprzednimi dziełami Gayle Forman wiedziałam, że z każdą kolejną nowo poznaną powieścią autorki przenosić się będę do zupełnie innego świata, który jeszcze bardziej mnie zaskoczy i na długo zapadnie mi w pamięć. Ma ona fantastyczny talent do opisywania miejsc, w których aktualnie znajdują się jej bohaterowie, dzięki czemu może spokojnie oczami wyobraźni się tam przenieść. Dodatkowo tworzy niezwykle interesujących i przemyślanych bohaterów, którzy choć pozornie zwyczajni, stanowczo wyróżniają się na tle innych postaci. Książką Ten jeden rok Gayle Forman sprawiła, że jeszcze bardziej zakochałam się w jej twórczości i zdecydowanie nie odmówię żadnego kolejnego jej dzieła. Mówiąc więc krótko, Ten jeden rok to pozycja obowiązkowa dla każdego, kto wcześniej zapoznał się już z powieścią Ten jeden dzień. Wyjaśnia wiele tego, co nie zostało wyjaśnione prędzej i pozwala nam jeszcze bardziej poznać życie Willema. Gdyby nie zakończenie, po którym czuję lekki niedosyt, gdyż liczyła, że autorka opowie nam trochę, co działo się dalej z Allyson i Willemem, oceniłabym tą książkę na równo dziesięć punktów. Mimo tej drobnej wady śmiało mogę powiedzieć, że nie zawiodłam się na tej książce, jak i na całej historii. Zdecydowanie polecam!     

TEN JEDEN DZIEŃ
ten jeden dzień | ten jeden rok

wtorek, 17 listopada 2015

[74] Wszystkie jasne miejsca

Autor: Jennifer Niven
Tytuł oryginału: All the Bright Places
Ilość stron: 415 stron
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ocena: 10/10

Theodore Finch codziennie rozmyśla nad różnymi sposobami pozbawienia się życia, a jednocześnie nieustannie szuka czegoś, co pozwoliło by mu pozostać na tym świecie.
Violet Markley żyje przyszłością i odlicza dni do zakończenia szkoły.  Marzy o ucieczce z małego miasteczka w Indianie i od rozpaczy po śmierci siostry.
Kiedy Finch i Violet spotykają się na szczycie szkolnej wieży, sześć pięter nad ziemią, nie do końca wiadomo, kto komu ratuje życie. A gdy ta zaskakująca para zaczyna pracować razem nad projektem geograficznym, by odkryć "cuda" Indiany, ruszają - jak to określa Finch - tam, gdzie poprowadzi ich droga: w miejsca maleńkie, dziwaczne, piękne, brzydkie i zaskakujące. Zupełnie jak życie.
Wkrótce tylko przy Violet Finch może być sobą - śmiałym, zabawnym chłopakiem, który wcale nie jest takim wariatem, za jakiego go uważają. I tylko przy Finchu Violet zapomina o odliczaniu dni, a zaczyna je przeżywać. Uczy się żyć od chłopaka, który pragnie umrzeć.
[opis pochodzi z okładki książki]

Finch codziennie rozmyśla na temat przeróżnych sposobów, dzięki którym mógłby się zabić. Choć jednak uważa, że zdecydowanie lepiej byłoby gdyby nie żył, jeszcze nigdy jak dotąd nie popełnił żadnej próby samobójczej. Przez swoich rówieśników uważany jest za dziwaka, wariata, furiata i tym podobne. Nikt tak na prawdę się o niego nie martwi, nie przejmuje się, gdy znika na jakiś czas - w końcu to Finch, to jest normalne. Pewnego razu na szczycie szkolnej wieży, rozmyślając oczywiście, jakby to było, gdyby z niej skoczył, Finch zauważa pewną dziewczynę, która faktycznie chce skoczyć. Choć początkowo spokojna, bohaterka w końcu budzi się z transu i wpada w panikę widząc, gdzie się znajduje. Bohater postanawia uspokoić ją, aby pomóc jej wrócić na bezpieczną część wierzy, a co za tym idzie - nie popełnić samobójstwa. Od tego momentu Finch nie może przestać o niej myśleć, dlatego postanawia zrobić coś, dzięki czemu będzie mógł ją lepiej poznać.

Życie Violet wyglądało kiedyś zupełnie inaczej - była lubiana, dobrze się uczyła, uwielbiała pisać, miała wspaniałą siostrę, z którą prowadziła jedną z najpopularniejszych stron internetowych. Teraz jednak wszystko wygląda inaczej, a wszystko to przez wypadek, któremu uległa razem z siostrą. Violet przeżyła, Eleanor nie. A to zmieniło wszystko. Dla Violet życie straciło ten swój niepowtarzalny blask, nic już się dla niej nie liczyło. Wszyscy znajomi się od niej odsunęli, jakby bali się, że jej strata może dosięgnąć również ich, jakby mogli się tym zarazić. Przez wszystkich, nawet przez rodziców, traktowana jest jak coś kruchego, co w każdej chwili mogłoby się rozsypać. To nie jest już to samo życie. Zrozpaczona, pewnego razu będąc pod wpływem jakiegoś zamroczenia, Violet trafia na sam szczyt szkolnej wieże. Budzi się dopiero, gdy znajduje się na jej krawędzi gotowa do skoku. Gdyby nie Finch, ten którego wszyscy wyzywają od wariatów, który również znajdował się na wieży, Violet zapewne już dawno by nie żyła. Czy to możliwe, aby dwie osoby, które bardzo potrzebują pomocy, mogłoby uratować siebie nawzajem?

"Byłaś pod każdym względem wszystkim, czym można być. [...] Gdyby ktokolwiek mógł mnie uratować, byłabyś to Ty."

Sięgając po Wszystkie jasne miejsca spodziewałam się, że książka ta nie będzie się niczym wyróżniać na tle innych pozostałych. Myślałam, że to kolejna z tych powieści, gdzie akcja jest przewidywalna, postaci przekoloryzowane, a styl w jakim została napisana zwyczajny... po prostu nudny. Jak się już zapewne domyślacie, moje wcześniejsze oczekiwania całkowicie różnią się z tym, co otrzymałam w tej powieści, która nawiasem mówiąc jest po prostu niesamowita. Przede wszystkim to, co tak najbardziej zauroczyło mnie we Wszystkich jasnych miejscach to po prostu niesamowici główni bohaterowie, czyli wyżej wspomniani już Violet oraz Finch. Zapewne każdy z was ma tak czasami, że podczas czytania zauroczy się w jakiejś postaci - ja sama mam tak bardzo często. Tu natomiast było coś zupełnie innego, gdyż tą dwójkę pokochałam już od pierwszych stron powieści. Od samego początku wiedziałam też, że tą dwójkę coś ze sobą połączy i ile sił w płucach kibicowałam im przez cały czas. Z Violet utożsamiałam się od samego początku - choć nie straciłam w życiu tak ważnej osoby, jaką Eleanor była dla niej - czułam, że jest między nami coś bardzo podobnego. Nic więc chyba dziwnego, że ja również zakochałam się w Finchu, który dla mnie, tak jak dla Violet, wcale nie był wariatem. Zauroczył mnie sam jego sposób postrzegania świata, to, że tak różnił się od swoich rówieśników. Myślę więc, że to dzięki niemu w dużej mierze książka ta jest dla mnie taka fantastyczna i wyjątkowa.

Bardzo spodobał mi się sam pomysł na fabułę, który z początku może wydawać się błahy. Jednakże autorka przedstawiła wszystko w taki sposób, że ta zwyczajność przekształciła się w coś niezwykłego i niezwykle wciągającego. Z dopisku od autorki dowiedziałam się, że historia ta oparta jest na jej własnych przeżyciach - ona sama miała przyjaciela, który postanowił popełnić samobójstwo. To więc ukazuje, że czasem nie trzeba wymyślać wielce nieprawdopodobnych historii, gdyż czasem te nasze, z codziennego życia (choć często trudne) mogą okazać się świetną podstawą fabuły. Ciekawym faktem jest również to, że strona internetowa stworzona przez Violet i jej siostrę Eleanor istnieje naprawdę (dla ciekawskich - ELEANOR AND VIOLET). Zdecydowanie jedną z najmocniejszych stron tej historii jest jej zakończenie. Sama nie mogłam się po nim długo pozbierać.

Wszystkie jasne miejsca to książka po którą koniecznie trzeba sięgnąć. Niesie ona za sobą niezwykle ważne przesłania, które niejednemu czytelnikowi mogą pomóc poukładać swoje życie. Prezentuje więc nie tylko wspaniała (choć smutną) historię, w której idzie zatracić się już od pierwszych stron, ale skłania również do rozmyślań nad naszym własnym życiem. Posiada jednych z najwspanialszych bohaterów, jakich miałam jak dotąd okazję poznać. Warto więc sięgnąć po książkę nawet tylko dla nich. Autorka świetnie się spisała prezentując na tak ważną zapewne dla siebie historię. Z wielką chęcią zapoznałabym się z innymi jej powieściami dla młodzieży. Fabułę poznajemy za pośrednictwem zarówno Fincha jak i Violet (ich opowieści przeplatają się ze sobą nawzajem), co tylko czyni tą powieść jeszcze bardziej interesującą i wciągającą. Tak więc koniecznie sięgnijcie po Wszystkie jasne miejsca, bo coś mi mówi, że nie będziecie tego żałować. Jeśli chodzi o mnie, trafiła ona do jednych z moich ulubionych powieści, o których z pewnością tak łatwo nie zapomnę.

"Idealny dzień rzeczywiście istnieje."

piątek, 13 listopada 2015

[47] FILMOWO: Marley i Ja

Tytuł oryginału: Marley & Me

Reżyseria: David Frankel

Scenariusz: Scott Frank, Don Roos

Na podstawie: John Grogan "Marley i Ja"

Gatunek: Komedia obyczajowa

Czas trwania: 2 godz.

Premiera: 20 marca 2009 (Polska), 25 grudnia 2008 (świat)

Produkcja: USA

Obsada: Owen Wilson, Jennifer Aniston, Eric Dane, Alan Arkin

Ocena: 10/10

Klikając w okładkę filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com

Jenny i John tuż po ślubie przeprowadzają się na Florydę, by tam wspólnie rozpocząć nową pracę i całkiem nowe życie. Wszystko byłoby idealnie, gdyby Jenny nie chciała mieć dziecka. John uważa jednak, że nie jest jeszcze gotów na ten krok, tak więc za radą przyjaciela postanawia kupić żonie w zamian szczeniaka. Ma on zastąpić dziecko, a jednocześnie być tym, na którego kobieta będzie mogła przelać swój instynkt macierzyński. John natomiast, dzięki opiece nad nim będzie mógł sprawdzić się w roli przyszłego ojca, by zdecydować, czy jest już gotowy na dziecko, czy faktycznie nie. Mężczyzna postanawia kupić małego labradora, któremu daje na imię Marley. Szybko okazuję się jednak, że mały słodziak nie jest jednak takim niewiniątkiem na jakiego wygląda i że opieka nad psem może być równie ciężka jak opieka nad dzieckiem.



Myślę, że Marleya nie trzeba nikomu przedstawiać, gdyż chyba większość z was słyszała chociaż o tym psotnym psiaku. Ja sama widziałam jego filmową historię już nie raz i za każdym razem przepadałam w niej od nowa. Każdego razu od nowa podziwiałam Jenny i Johna za ich cierpliwość wobec Marleya, śmiałam się z jego wybryków, cieszyłam się z każdej nowej zmiany w życiu bohaterów oraz płakałam podczas wzruszających momentów. Żałuję jednak, że do tej pory nie udało mi się zapoznać z pierwowzorem tej historii, którą jest książka Johna Grogana o tym samym tytule. Kiedyś, zanim poznałam jeszcze całą tą historię, miałam ku temu okazję nie raz, ale nigdy nie odważyłam się, aby poznać jej fabułę. Jednak nie o książce dzisiaj mowa a o filmie, który jak już pewnie zdążyliście się domyślić, uważam za po prostu genialny.


Głównym bohaterem filmu, z którego perspektywy poznajemy całą historię jest właśnie John Grogan, który razem ze świeżo poślubioną żoną Jenny zaczyna nowe życie. Bardzo spodobał mi się sposób przedstawienia całej historii. John bowiem pełni tu funkcję swoistego narratora, który opowiada nam swoją historię związaną z Marleyem. Myślę, że jest to świetny pomysł na zaprezentowanie fabuły, gdyż dzięki temu możemy bardziej zżyć się z bohaterem, poznać go lepiej i czuć to samo co on. To, co jeszcze zwróciło moją uwagę to momenty, gdzie John rozmawiał z Marleyem, jak z normalnym człowiekiem. Miejscami było to bardzo zabawne - bardzo poważny ton Johna i niewinna, nic nie rozumiejąca mordka Marleya. Zdecydowanie idealnie w roli Johna zaprezentował się Owen Wilson, którego bardzo lubię z innych filmów. Nie wyobrażam sobie nikogo innego do tej roli. Miło wspominam również Jennifer Aniston jako Jenny. Tak więc jeśli chodzi o dobór aktorów nie mam tu nic do zarzucenia.


Niestety w tym momencie nie mogę porównać filmu do książki i stwierdzić, które z nich jest lepsze. O samej ekranizacji jednak mogę śmiało powiedzieć, że jest to jeden z lepszych, zabawniejszych i pouczających filmów z tego gatunku. Jego zadaniem nie jest tylko rozbawić widza, ale również nauczyć go, że zwierzęta to nie zabawki i potrzebują takiej samej uwagi jak dzieci, że choć czasem ze zwierzęcia wychodzi taki mały diabełek (no z Marleya wcale nie taki mały), to należy kochać go mimo wszystko, gdyż on odwdzięczy się nam tym samym. Marley i Ja to jeden z tych filmów, po który każdy powinien sięgnąć w wolnej chwili, gdyż pominięcie go byłoby wielkim błędem. Ja sama jestem przekonana, że do tej historii powrócę nie raz, by znów na nowo móc przeżywać to samo, co za pierwszym razem. Istnieje kontynuacja tego filmu pt. Marley i Ja: Szczenięce lata, jednak tym razem zdecydowanie trzeba powiedzieć, że historia ta powinna skończyć się na tym jednym filmie. Kontynuacja jest przedstawiona w sposób bardziej przeznaczony dla młodszych widzów (a Marley i Ja świetnie nada się dla każdego) i przedstawia nam czas, kiedy Marley był jeszcze mały. Kontynuacji wam nie polecam, ale ekranizację powieści Johna Grogana jak najbardziej. Jestem pewna, że spodoba się ona nie jednemu z was.


środa, 4 listopada 2015

[73] 15 dni bez głowy

Autor: Dave Cousins
Tytuł oryginału: 15 Days Without a Head
Ilość stron: 278 stron
Wydawnictwo: YA!
Ocena: 8/10

Ma piętnaście lat, sześcioletniego brata udającego psa i wiecznie pijaną mamę. Musi być niewidzialny i sprawić, by nikt - ani nauczyciele, ani koledzy ze szkoły, ani sąsiedzi - nie dowiedział się o tym, co się dzieje w jego domu. Gdy niespodziewanie mama znika, Laurence ma piętnaście dni na to, by poukładać życie swojej rodziny na nowo. Jak się okazuje, sprostanie wyzwaniom dorosłego świata wcale nie jest takie łatwe i może wymagać wielu poświęceń...
[opis pochodzi z okładki książki]

Choć Laurence ma zaledwie piętnaście lat, już musiał wcielić się w rolę jedynego trzeźwo myślącego członka rodziny. Nie może liczyć na opiekę swojej matki, która wiecznie albo pracuje, albo upija się tak, że lepiej zejść jej z drogi. Na głowie ma też młodszego brata Jay'a mającego swoje humory, które nie ułatwiają ich i tak już ciężkiego życia. Może nie było idealnie, ale przynajmniej byli bezpieczni i mieli co jeść. Chłopak postanowił wziąć udział w radiowym teleturnieju Bonanza Bazza - quizie, gdzie główną nagrodą są wakacje marzeń w dowolne miejsce dla całej rodziny. Ma nadzieję, że gdy przyniesie mamie wygraną i udadzą się na zasłużony wypoczynek wszystko wróci do normy. Niestety pewnego dnia matka chłopców nie wraca na noc do domu, a jej nieobecność stosunkowo zaczyna się wydłużać. Pieniędzy zaczyna braknąć, a na dodatek wścibska sąsiadka zaczyna coraz bardziej pchać nos w nieswoje sprawy, przez co grozi im trafienie do domu dziecka. Laurence nie poddaje się jednak i postanawia odszukać mamę, sprowadzić ją do domu i wreszcie wygrać wymarzone wakacje. Ale czy wygrana może wszystko naprawić?

15 dni bez głowy to powieść, o której słyszałam już jakiś czas temu, jednakże nigdy nie było mi po drodze by się z nią zapoznać. Jest to również moje pierwsze spotkanie z twórczością autora - i mam nadzieję, że nie ostatnie. Jej głównym bohaterem jest niejaki Laurence Roach - piętnastolatek, który musiał bardzo szybko dorosnąć, aby zając się swoją rodziną. Jest to chłopak, którego zdecydowanie należy podziwiać za jego wytrwałość. Pewnie wielu z nas, będąc w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się Laurence, już na samym początku by się załamało i poddało. Chłopak jednak, po zniknięciu matki, postanowił, że nie da jej tak łatwo odejść. Nie może przecież tak po prostu zostawić na lodzie swoich synów. To ona jako matka powinna się nimi opiekować, a nie na odwrót. I mimo licznych przeszkód i chwil załamania chłopak szedł dalej. Myślę, że zdecydowanie można nazwać go wzorem do naśladowania. 

"Tajemnica jest jak walizka, którą trzeba stale ze sobą taszczyć. Codziennie wrzuca się do niej kolejne kłamstwo, a ona robi się coraz cięższa i coraz trudniej dźwigać ją samemu."

Od samego początku bardzo przypadła mi do gustu fabuła książki. Nie spotkałam się jeszcze z takim pomysłem na książkę, a trzeba przyznać, że wyszedł on niezwykle udanie. Autor bardzo dobrze poradził sobie z z wymyśleniem i przedstawieniem wszystkich wątków, a także z ciekawymi opisami miejsc i zdarzeń. Czytając czułam się jakbym towarzyszyła Laurencowi w jego zmaganiach - w myślach miałam idealnie wykreowany widok mieszkania rodziny bohatera, jak i okolicy kanałów. Bardzo cienię sobie coś takiego u pisarzy, a Dave Cousins bardzo mile mnie tym wszystkim zaskoczył. Przyznam się szczerze, że nie do końca się tego spodziewałam. 
Powieść można nazwać istnym kalejdoskopem emocji. Podczas czytania towarzyszy nam za równo radość, smutek, rozczarowanie, strach i wiele wiele innych. Nie raz śmiałam się z zachowań chłopców, cieszyłam razem z Laurencem, gdy udało mu się przejść do kolejnego etapu quizu, rozpaczałam podczas "wypadku" Jaya nad kanałami. Tak więc jak sami widzicie, jeśli chodzi o emocje z tą książką zdecydowanie nie można się nudzić.

Książkę czytało mi się na prawdę bardzo przyjemnie. Zżyłam się ze wszystkimi jej bohaterami, nawet z dość irytującym lecz za razem zabawnym Bazem z Bonanzy Baza. Zauroczyłam się (z resztą jak wszyscy) małym Jay'em zmieniającym się czasem w odważnego psa Scoobiego oraz bardzo polubiłam Minę - przyjaciółkę Laurenca. Samą lekturą powieści jestem niezwykle zaskoczona, gdyż z początku nie spodziewałam się czegoś tak bardzo dopracowanego i interesującego. Zdecydowanie warto zapoznać się z tą powieścią - myślę, że wielu z was może być nią zaskoczonym tak samo jak ja. Myślę, że śmiało można powiedzieć nawet, że przejście obok niej obojętnie byłoby dużą stratą.

poniedziałek, 2 listopada 2015

[5] Podsumowanie października [2015]

Witajcie kochani! Myślę, że nie tylko mi październik zleciał wyjątkowo szybko. Mimo drobnych problemów zdrowotnych, z którymi borykałam się w minionym miesiącu myślę, że październik jak najbardziej mogę uznać za udany. Miesiąc ten skłonił mnie do nie małych przemyśleń na temat bloga, wpadłam na kilka ciekawych pomysłów, co by tu pozmieniać, aby zarówno mi prowadziło się go lepiej, oraz żeby wam lepiej się go czytało. Mam w planach niemałą zmianę wyglądu bloga (muszę to wszystko jeszcze tylko perfekcyjnie dopracować) oraz, że tak to nazwę, redukcję postów, jakie będą pojawiać się tutaj. Myślę, że z kilku serii zrezygnuję i powrócę do tych starych sprawdzonych rozwiązań. Coś czuję, że doda mi to swoistego powera, dzięki któremu będę więcej czytać i regularnie pisać (nie oszukujmy się, ostatnio szło mi to troszeczkę słabo). Jak więc widzicie, listopad zapowiada się u mnie dosyć pracowicie. Miejmy tylko nadzieję, że moje plany wypalą.


Przechodząc już do książek, jakie udało mi się w październiku przeczytać, to choć było ich zaledwie pięć to muszę wam powiedzieć, że nie wiedzieć czemu jestem tym wynikiem dosyć usatysfakcjonowana. Oczywiście nie mam zamiaru na tym zaprzestać - na listopad planuję przeczytać przeszło sześć książek. W gronie moich faworytów października znajdują się dwie pozycje - Ten jeden dzień oraz Boy 7. Nie potrafię zdecydować, która z tych pozycji bardziej mnie zachwyciła, każda była na swój sposób genialna, a Ten jeden dzień ma ten plus, że posiada kontynuację, której jestem bardzo ciekawa i mam nadzieję, że uda mi się z nią zapoznać w listopadzie.

zanim zasnę (przeczytana we wrześniu) | tease | co, jeśli... | ten jeden dzień | boy 7 | 7 dni


Choć październik był dla mnie dość ubogi jeśli chodzi o filmy, również jestem zadowolona z tych pozycji, z którymi w końcu udało mi się zapoznać. Zdecydowanie najlepszymi pozycjami były tutaj Czas na miłość oraz Frankenweenie. Z pewnością jeszcze nie raz powrócę do tych pozycji. Dużym rozczarowaniem było dla mnie jednak Zanim zasnę. Oczekiwałam czegoś więcej od tej ekranizacji, tym bardziej, że książka okazała się być po prostu genialna, a w dwoje głównych bohaterów wcielili się niepowtarzalny Colin Firth oraz czarująca Nicole Kidman. Tak więc i tym razem książka okazała się być o niebo lepsza niż ekranizacja.


Pozostałe pięć postów to głównie niedzielne przeglądy muzyczne, z których myślę, że zrezygnuję w listopadzie, bądź jakoś je podrasuję, gdyż jak już pisałam w jednym z tych wpisów sprawiają mi one coraz większe trudności. Jeśli więc macie jakieś pomysły śmiało informujcie mnie o nich w komentarzach lub wiadomości prywatnej na facebooku. 



W październiku udało mi się zdobyć tylko dwie nowości książkowe - Zaczekaj na mnie oraz Ostatnie dni królika. Pierwsza pozycja to zakup zupełnie przypadkowy - trafiłam na nią w Biedronce, gdzie przeżyłam chyba największe rozczarowaniu w stosunku do tych sklepów. Jak widziałam na facebooku wielu z was również polowało na kilka pozycji z jesiennego festiwalu książkowego i tak jak ja wielu z was przeżyło ogromne rozczarowanie. W trzech Biedronkach, w których byłam nie znalazłam ani jednej z wyszukiwanych przeze mnie pozycji, ba w ogóle nie było w nich żadnej informacji o tym festiwali... Mam nadzieję, że to tylko taki jednorazowy wypadek i coś takiego nigdy więcej się nie powtórzy. Natomiast Ostatnie dni królika to mój ostatni zakup na Gumtree, z którego jestem bardzo zadowolona, a czytania nie mogę się wprost doczekać. Oprócz książek udało mi się upolować jeszcze dwa filmy (które niestety nie załapały się do zdjęcia) - PS Kocham Cię oraz Jagodowa miłość. Pierwszy oczywiście znam i bardzo lubię, a drugi zaczęłam już oglądać, lecz musiałam w połowie przerwać. Coś czuję jednak, że film mi się w ogóle nie spodoba, gdyż patrząc już tylko na to, co udało mi się obejrzeć muszę stwierdzić, że jego sposób przedstawienia jest okropny. Ale zobaczymy, może dalej się jakoś rozkręci.

Tak u mnie prezentował się październik - mówiąc krótko, było dość spokojnie, ale bardzo przyjemnie. Plany na listopad już są, pozostaje je tylko dopracować i wcielić w życie. A jak wam minął październik?
Copyright © 2014 About Katherine
Designed By Blokotek