Tytuł oryginału: Rubinrot
Reżyseria: Felix Fuchssteiner
Scenariusz: Katharina Schöde, Felix Fuchssteiner
Na podstawie: Kerstin Gier "Czerwień rubinu"
Gatunek: Dramat, Fantasy
Czas trwania: 2 godz. 2 min.
Premiera: 5 marca 2015 (świat)
Produkcja: Niemcy
Obsada: Maria Ehrich, Jannis Niewöhner, Laura Berlin, Jennifer Lotsi, Josefine Preuß, Florian Bartholomäi
Ocena: 5/10
Klikając na plakat filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com
Serię Silver - Księgi snów Kerstin Gier już dawno pokochałam całym sercem, ale dopiero od niedawna zaczęła się moja przygoda z pierwszą serią autorki Trylogia czasu. Czytając Czerwień rubinu (recenzja klik) nie wiedziałam, że w ogóle powstała ekranizacja tej pozycji. Jednakże, jako że po prostu uwielbiam Czerwień rubinu nie wyobrażałam sobie, żebym nie zapoznała się z tą filmową produkcją. Gdy zobaczyłam, że jest to niemiecki film oraz zobaczyłam, jak wyglądają filmowi Gwendolyn oraz Gideon, zaczęłam się obawiać, że to może być kompletna katastrofa i strata tak dużego potencjału. Oczywiście podchodziłam do tej ekranizacji z dużym dystansem, jednak i tak dość mocno się rozczarowałam. Wcześniej czytałam, że pomiędzy książką a filmem jest trochę różnic, ale to było trochę więcej niż trochę. Czy więc warto zapoznawać się z tą ekranizacją?
W rodzinie Gwendolyn Shephard od zawsze było wiadomo, że niektórzy jej członkowie obdarzeni są wyjątkowym genem, który umożliwia im podróżowanie w czasie. Wszyscy też wiedzą, że ostatnią z dwunastki podróżujących jest kuzynka Charlotte, która tylko czeka, aż ów gen się w niej objawi. Wkrótce się okazuje, że lata przygotowań dziewczyny do wstąpienia do tajnej loży hrabiego de Saint Germain idą całkowicie na marne, gdy to zamiast Charlotty gen odkrywa w sobie jej kuzynka Gwendolyn. Teraz to ona, razem z Gideonem (kolejnym z podróżników) ma za zadanie doprowadzić całą tą zabawę z chronografem do końca i uzyskać odpowiedź na pytanie, jaką tajemnicę kryje w sobie to tajemnicze urządzenie.
Na początku koniecznie muszę powiedzieć, że ten, kto wybrał niejaką Marię Ehrich do roli Gwenny Shepherd musiał chyba w ogóle nie czytać książki. Kompletnie nie pasuje mi ona do tej postaci. Nie chodzi już nawet o wygląd, czy styl ubierania się, jednak o samo zachowanie, charakter Gwendolyn, który zaprezentowała aktorka. Film oglądałam jeszcze tego samego dnia, gdy skończyłam czytać Czerwień rubinu i jakoś nie przypominam sobie, żeby Gwenny była tak mocno wycofana, antyspołeczna, bojaźliwa i przygnębiona. Książkę pokochałam między innymi dzięki tej postaci, która była pełna życia, radosna, o specyficznym poczuciu humoru. W ekranizacji powieści Kerstin Gier otrzymaliśmy kogoś całkowicie innego. Owszem, uważam, że w ekranizacjach można dokonywać zmian, w końcu nie mają one być całkowitym odbiciem książki, ale żeby zmieniać tak mocno czołową postać całej produkcji?
Nie lepiej było w przypadku innych postaci - jak chociażby w przypadku Leslie Hay (najlepszej przyjaciółki głównej bohaterki). Już pomińmy to, że nie przypominam sobie, żeby Leslie była czarna (chociaż to jest tak drobny szczegół, że nawet mógłby zostać), ale wystarczy spojrzeć na grającą Leslie Jennifer Lotsi, aby od razu zrozumieć, że to nie jest ta postać. W książce Lesli, tak samo jak Gwendolyn, była dla mnie bardzo zabawna i pełna życia, a tej filmowej Leslie po prostu się bałam. Zabrakło mi w niej tego ducha ciekawości i chęci dążenia do rozwiązania zagadek z życia Gwenny. Po prostu nie wzbudziła ona we mnie żadnego zainteresowania czy sympatii.
Troszeczkę lepiej było w przypadku Gideona - tutaj jedynie czepiałabym się okropnej fryzury bohatera (owszem miał on dłuższe włosy, ale tylko do ramion, a nie ciągle zawiązane w jakąś dziwną kitkę), jednak jeśli chodzi o członków rodziny Gwenny znowu klapa. Uwielbiałam cioteczną babkę Maddy i nawet histeryczny charakter ciotki Glendy Montrose (matki Charlotte), jednak twórcy postanowili całkowicie pozbawić te postacie wszystkiego, co w nich najlepsze. Jak więc widzicie pod względem bohaterów jestem na prawdę bardzo mocno zawiedziona. Nie mogę zrozumieć, dlaczego zrezygnowano z tego, co było podstawią całej tej historii i nadawało ten fantastyczny charakter wszystkim powieściom Kerstin Gier.
Pod względem trzymania się przy tym, co było w książce, nie obyło się oczywiście bez wielu zmian. Ale wbrew pozorów nie było to aż takie złe, gdyż większość zmian była taka, że zmieniła się tylko kolejność niektórych wydarzeń, czy drobne szczegóły. W niektórych miejscach dodano fragmenty, których w ogóle w książce nie było, ale to jest jeszcze do zniesienia. Muszę więc przyznać, że pod względem nawiązania treści filmu do fabuły książki na prawdę nie było aż tak źle, jak przypuszczałam (a spodziewałam się, że będzie na prawdę wszystko pozmieniane).
To, co niesamowicie mi się w tej produkcji spodobało, było to, że wiele razy bohaterowie posługiwali się dokładnie takimi samymi dialogami, jakie były w książce! Tego się kompletnie nie spodziewałam, gdyż przeważnie w ekranizacjach zmieniane są właśnie te drobiazgi, a tutaj bohaterowie czasem jechali cytatami słowo w słowo z książkowej Czerwieni rubinu. Bardzo mi się to spodobało i właśnie przez to postanowiłam dotrwać w tym filmie do końca.
Pozytywnie zaskoczyło mnie też to, że chociaż film był produkcji niemieckiej, nie zmieniono w sumie nic pod takim kontem, żeby to było niemieckie. Chodzi mi o to, że zarówno bohaterowie byli Brytyjczykami, jak również wszystko działo się w Londynie. Dało się również zauważyć, że nawet takie szczegóły, jak chociażby treść przepowiedni nie była napisana na kartce po niemiecku, tylko po angielsku. Również bohaterowie sms-owali do siebie po angielsku. Niemieccy byli tak na prawdę tylko aktorzy oraz język, w jakim jest film. Nie wiem czemu, ale na prawdę spodziewałam się, że mogą tam coś za bardzo pomieszać, a tu proszę jaka miła niespodzianka mnie spotkała.
Powiem więc tak - film ten miał na prawdę spory potencjał i z tej historii można było stworzyć coś na prawdę dobrego, ale przez to, że dosłownie pozbyto się tego, co w książce Kerstin Gier było najlepsze powstała bardzo przeciętna ekranizacja. Filmowy Czerwień rubinu chyba chciano zrobić jako taką poważniejszą historię, zamiast zatrzymać tą beztroskę, która tak zawsze przyciąga fanów autorki do jej książek. Trochę też za dużo zdradzono już na samym początku i na końcu filmu, przez co można się łatwo domyślić o co mniej więcej chodzi z kuzynką Lucy i Paulem (obawiam się, że dość mocno sobie to wszystko zaspoilepowałam....). Ja jestem tym filmem dość mocno zawiedziona, jednak jak tylko przeczytam pozostałe części serii, to zapewne sięgnę też po dalsze części ekranizacji, bo jednak jestem ciekawa, czy może dalej się co nieco poprawiło. Jednak książka i tak jest zdecydowanie o niebo lepsza.
TRYLOGIA CZASU:
czerwień rubinu | błękit szafiru | zieleń szmaragdu
Bardzo lubię film, chociaż z tego co pamiętam książka podobała mi się dużo bardziej. Miałam dużą rozbieżność czasową pomiędzy filmem a książką, dlatego nie zwracałam uwagi na dobór aktorów, gdyż niewiele pamiętałam bohaterów książkowych ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
bookowe-love.blogspot.com
Ja właśnie oglądałam go zaraz po przeczytaniu książki. Może dlatego właśnie tak wielką uwagę skupiałam na tych wszystkich detalach ;)
UsuńKocham "Czerwień rubinu", ale jakoś nie ciągnie mnie do filmu. Wydaje mi się, że te małe zmiany i złe przedstawienie postaci mogłyby wpłynąć destrukcyjnie na moją opinię o tej historii :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Truskawkowy blog książkowy, nowa recenzja!
Powiem ci szczerze, że zdecydowanie lepiej będzie jeżeli w ogóle nie obejrzysz tej ekranizacji ;) Rzeczywiście mogłabyś nieco zmienić wówczas opinię na temat tej historii :/
UsuńOglądałam ten film, ale już dość dawno i przed przeczytaniem książki. Ogólnie pamiętam, że dla mnie był całkiem niezły :P Muszę koniecznie obejrzeć go od początku razem z pozostałymi dwoma częściami, których nie miałam okazji zobaczyć.
OdpowiedzUsuńWidzisz, może mi się już tak nie podobał, bo właśnie najpierw przeczytałam książkę :/ Podejrzewam, że gdyby też najpierw zabrała się za ekranizację, również moje odczucia byłyby co do niej o niebo lepsze ;)
UsuńMoże poczekajmy na amerykańską produkcję, która być może w przyszłości powstanie. A póki co mam w planach przeczytanie tej serii, gdyż intryguje mnie motyw podróży w czasie.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że też tak o tym myślałam? :) Stwierdziłam, że gdyby film został wyprodukowany przez Amerykanów lub Brytyjczyków, byłby znacznie lepszy :D
UsuńJestem bardzo ciekawa, czy książka ci się spodoba ;)
Ja tę serię od Gier po prostu kocham i filmu nie planuję oglądać, bo mi popsuje wspomnienia z lektury :P
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze! Szkoda, żebyś miała sobie przez to popsuć wspomnienia o dobrej lekturze :)
UsuńLektura książki wprawdzie jeszcze przede mną (ale już w planach), ale zdecydowanie nie zamierzam się zabierać za ekranizację. Po pierwsze nienawidzę niemieckiego i nie sądzę, żebym była w stanie przebrnąć przez film w tym języku, a po drugie jeszcze nie spotkałam się z dobrą ekranizacją ;). W takim sensie, że jeśli już książka mi się spodoba, to jej filmowa adaptacja to zawsze dla mnie za mało i mam żal do twórców o zmienianie historii, która na wstępie była rewelacyjna :D.
OdpowiedzUsuńOdnośnie czarnoskórych autorów - równouprawnienie równouprawnieniem, ale czasami nie wiem, co siedzi producentom w głowach. Najgorzej było w przypadku Miasta kości, gdzie eleganckiego, jasnowłosego Valentina zamienili w czarnego bojownika w dredach - no co to ma być, ja się pytam? :O
Powiem ci, że ja tego języka też się na początku mocno obawiałam. Również nie przepadam za niemieckim i myślałam, że jego brzmienie będzie mi mocno przeszkadzać. Ale powiem ci, że nie było wcale aż tak bardzo źle ;)
UsuńA co do tych czarnoskórych postaci, to dobrze wiem, co masz na myśli i właśnie to mnie denerwuje, że z typowego białego człowieka, który został do fabuły włożony nie bez powodu zmienia się go na czarnego, który zwyczajnie do danej postaci nie pasuje. To tak, jakby z np. typowego czarnego Amerykanina zrobić białego - całkowicie nie pasuje.
Książka jest świetna, ale film jest nudny. Wydaję mi się, że jeśli ktoś nie czytał książki, to może nie do końca wiedzieć o co chodzi. :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, miejscami może się lekko pogubić i nie nie nadążyć za pewnymi scenami :)
UsuńPo przeczytaniu książki byłam ciekawa ekranizacji, ale jednocześnie się jej obawiałam, co ostatecznie mnie odwiodło. I jakoś tak w końcu wypadła mi z głowy, najwyraźniej słusznie. ;)
OdpowiedzUsuńDobrze zrobiłaś, że koniec końców sobie ją odpuściłaś ;)
Usuń