Autor: Suzanne Young
Ilość stron: 262 strony
Wydawnictwo: Feeria Young
Ocena: 7/10
Znasz ten stan, kiedy twoje życie rozsypuje się na kawałki, a ty desperacko chwytasz się jakichś fragmentów? Wiesz, jak to jest, kiedy twoje serce jest roztrzaskane i czujesz totalną samotność, gdy ani miłość, ani rodzina nie dają ci nadziei, gdy tkwisz w swojej najgorszej wersji piekła? Tam jest Savannah, dziewczyna, która próbuje z ruin odbudować swoje życie. Jej matki nie ma, ojciec pije, a brat jest chory. W życiu Savannah brakuje też chłopaka,bo kto by chciał siedzieć z nią w takim bagnie. Savannah musiała zbudować grubą skorupę, żeby jakoś żyć, więc zdaje się, że nie ma do niej dojścia.Wtedy przydarza się jej Cameron, kolega ze szkoły i z totalnie innego świata, który próbuje zburzyć mury wokół niej. Savvy nie chce pozwolić sobie na zaufanie,bo może się okazać, że wszystko, co z takim trudem próbuje trzymać w ryzach, rozleci się z hukiem. Czy chociaż na milimetr wpuści go do swojego życia?
To trudna i niecukierkowa opowieść o prawdziwych problemach i o sile. Sile dzikiego serca.
[opis pochodzi z okładki książki]
Od chwili, gdy po raz pierwszy natrafiłam na książki Suzanne Young i rozpoczęłam z nią fantastyczną przygodę z Programem (recenzja klik) wiedziała, że koniecznie muszę zapoznać się ze wszystkimi powieściami, jakie wyjdą z pod pióra tej autorki. Już od pierwszych stron byłam oczarowana jej stylem oraz historią, jaką udało jej się stworzyć i byłam świecie przekonana, że tak też będzie za każdym razem. Gdy więc w końcu dowiedziałam się o Dzikich sercach po prostu nie mogłam przejść koło tej książki obojętnie. Muszę przyznać, że miałam wokół niej jakieś oczekiwania, spodziewałam się, że dostanę coś podobnego do Programu i choć to, co łączy obydwie te historie to ból, cierpienie i trudne życie ich bohaterów, to jednak Dzikie serca są czymś całkowicie innym. Czy więc mogę powiedzieć, że jestem z tego zadowolona? Przekonajcie się czytając dalszą część recenzji.
Kiedyś Savannah miała dość znośne życie - miała rodzinę, matkę i ojca, którzy, choć nie zasługiwali na miano rodziców roku, to jednak byli, a to najważniejsze, miała przyjaciół i zwyczajne szczęśliwe życie. Lecz to już dawno przeminęło. Gdy na świat przyszedł jej braciszek Evan, a oni dowiedzieli się, że nie jest taki, jak wszystkie inne dzieci, wszystko powoli zaczęło się zmieniać. Wkrótce jej matka odeszła, porzucając całą rodzinę, ojciec się rozpił, a ona sama musiała wcielić się w rolę opiekunki Evana. Gdy w końcu nie wytrzymała i przebiła swojemu byłemu chłopakowi rękę ołówkiem na wylot, gdy ten zaczął naśmiewać się z jej brata, jej życie skomplikowało się jeszcze bardziej. Sąd orzekł, że ma problemy z kontrolowaniem gniewu i teraz razem z innymi wyrzutkami musi starać się ukończyć szkołę. I choć wszystko zaczyna się komplikować się jeszcze bardziej, gdy Savannah zaczyna zbliżać się do Camerona, jej życie zaczyna nabierać nieco więcej kolorów.
Jak mówiłam wyżej, miałam w stosunku do tej książki jakieś oczekiwania i bałam się, że mocno się na niej zawiodę. Przede wszystkim chciałam jednak, żeby była po prostu taka dobra, jak poprzednie powieści autorki, żeby była w jej stylu. W trakcie czytania często musiałam sobie przypominać, że to Suzanne Young ją napisała, gdyż tak bardzo różni się ona od tego, co dotychczas napisała. Jednak myślę, że mogę powiedzieć, że książka jest na prawdę bardzo dobra i warta przeczytania.
Miałam do niej dwa podejścia - za pierwszym razem odłożyłam ją po pierwszym rozdziale, gdyż zwyczajnie nie czułam, aby w tym momencie mi się ona spodobała. Po kilku dniach spróbowałam jeszcze raz i choć troszkę ciężko mi było przebrnąć przez te początkowe strony, z każdą kolejną akcja się rozwijała, bardziej wchodziłam w życie Savannah i w jej historię, a to na prawdę mi się spodobało. Strasznie chciałam dowiedzieć się wszystkiego na jej temat, poznać ją lepiej, spędzić więcej czas w towarzystwie jej i jej przyjaciół - Travisa i Rethy, którzy nawiasem mówiąc mimo problemów, z jakimi muszą się zmagać (uzależnienie i niekontrolowanie złości) okazali się być na prawdę świetnymi ludźmi. Nie zaskoczę was pewnie, gdy powiem też, że bardzo ciekawiła mnie relacja łącząca ją z Cameronem, a raczej to, co dopiero na moich oczach zaczęło się między nimi rozwijać. Camerona polubiłam już od pierwszych stron, a gdy na bok coraz bardziej zaczęła odchodzić ta jego cała tajemniczość, miałam wrażenie, że lubię go coraz bardziej i bardziej.Tak samo jak Savvy pokochałam także jej młodszego braciszka Evana. Cały czas starałam się zrozumieć, na czym polega jego choroba, chyba miało to jakiś związek z niekontrolowaniem złości i emocji (nie wiem do końca, czy to właśnie o to chodziło), jednakże mimo tego wszystkiego dostrzegłam go takiego, jakiego kochała go Savannah.
Jeśli jestem już przy bracie głównej bohaterki koniecznie muszę wspomnieć o pewnej scenie, która się tam wydarzyła, dlatego też jeśli jeszcze nie czytaliście książki i nie chcecie spoilerów, koniecznie omińcie ten moment.
W trakcie czytania książki dowiadujemy się o tym, że ojciec Savvy postanawia oddać synka siostrze swojej żony, która już od dawna starała się przejąć nad nim opiekę. Gdy się o tym dowiedziałam serce pękło mi tak samo jak Savannah, bo choć doskonale wiedziałam, że u ciotki Kathy chłopiec będzie miał zdecydowanie lepiej, a Savvy zostanie odciążona od obowiązków, których jeszcze w tym wieku nie powinna mieć, uważałam, że jest to strasznie niesprawiedliwe. Tym bardziej z resztą, że Kathy postanowiła nie pozwolić dziewczynie się kontaktować Evanem - tego już kompletnie nie mogłam pojąć! Gdy więc w końcu nadszedł moment pożegnania płakałam jak dziecko - serio, już dawno nie popłakałam się tak podczas czytania książki. Zdecydowanie był to najmocniejszy element powieści, chociaż był też najbardziej poruszającym momentem w całości. Ale to właśnie dla takich momentów sięgamy po takie książki, jak Dzikie serca, prawda?
Koniec spoilerów!
Cała historia z pozoru wydaje się być łatwa, jednakże tak na prawdę jest bardzo trudna i przygnębiająca. Czytając cieszyłam się bardzo, że choć czasem moja codzienność mnie przygniata i mam wszystkiego na prawdę dosyć, nie mam tak koszmarnego życia, jak Savannah - mam rodzinę, na którą zawsze muszę liczyć, nie ciąży na mnie wyrok sądowy za to, że broniłam honoru mojego brata, czy nie jestem wytykana przez dawnych znajomych. Gdy czytałam o tym, z jakimi problemami musi zmagać się ta dziewczyna, bardzo chciałam, aby w dalszej części książki w końcu spotkało ją coś o wiele lepszego, niż to co ma. Mimo tego Dzikie serca nie jest wcale przytłaczającą pozycją, gdyż dzięki Cameronowi zarówno wszystko w życiu Savvy, jak i w całej książce, zmienia się na lepsze.
Jedyne, do czego muszę się przyczepić w przypadku tej pozycji to jej okładka. Jest to więc na prawdę drobny minus, bo w końcu ważne, że to co w środku jest warte uwagi, czyż nie? A moim zdaniem okładka w cale nie odzwierciedla zawartości, a wręcz może działać nieco na niekorzyść tej pozycji. Dziwię się, że Wydawnictwo Feeria Young wypuściło ją właśnie w takiej szacie graficznej patrząc na to, jak pięknie wydane są wszystkie części Programu. Po polskich wydaniach powieści Suzanne Young spodziewałam się, że wszystkie będą tak fantastycznie wydane, a tu proszę jakie zaskoczenie. Jedyne, co mi się w tym wydaniu podoba, to wewnętrzna strona okładki, gdzie umieszczone zostały różne opinie blogerów na temat powieści i która wyglądają jak napisane kredą. To moim zdaniem jest jak najbardziej na plus.
Podsumowując więc, gdybym miała zdecydować, czy ta właśnie pozycja podobała mi się bardziej, od poprzednich książek autorki, muszę powiedzieć, że nie, gdyż jednak nie pobiła ona tego, co otrzymałam zapoznając się z całym Programem. Nie powiem, że jestem nią zachwycona, jednakże cieszę się, że mogłam ją przeczytać. Na prawdę miło mi się spędzało czas w jej towarzystwie, mocno zżyłam się z jej bohaterami i z wielką przyjemnością dowiedziałabym się, jak dalej potoczą się losy głównej bohaterki. Śmiało mogę powiedzieć, że książka była dobra, a nawet bardzo dobra i nie żałuję, że poświęciłam czas na jej przeczytanie. Sam Cameron Ramsey trafił już na moją listę ulubionych męskich książkowych bohaterów i to na dość wysokiej pozycji. Jak najbardziej więc polecam wam zapoznanie się z powieścią Dzikie serca, gdyż to na prawdę poruszająca historia, z którą koniecznie trzeba się zapoznać!
Jedyne, do czego muszę się przyczepić w przypadku tej pozycji to jej okładka. Jest to więc na prawdę drobny minus, bo w końcu ważne, że to co w środku jest warte uwagi, czyż nie? A moim zdaniem okładka w cale nie odzwierciedla zawartości, a wręcz może działać nieco na niekorzyść tej pozycji. Dziwię się, że Wydawnictwo Feeria Young wypuściło ją właśnie w takiej szacie graficznej patrząc na to, jak pięknie wydane są wszystkie części Programu. Po polskich wydaniach powieści Suzanne Young spodziewałam się, że wszystkie będą tak fantastycznie wydane, a tu proszę jakie zaskoczenie. Jedyne, co mi się w tym wydaniu podoba, to wewnętrzna strona okładki, gdzie umieszczone zostały różne opinie blogerów na temat powieści i która wyglądają jak napisane kredą. To moim zdaniem jest jak najbardziej na plus.
Podsumowując więc, gdybym miała zdecydować, czy ta właśnie pozycja podobała mi się bardziej, od poprzednich książek autorki, muszę powiedzieć, że nie, gdyż jednak nie pobiła ona tego, co otrzymałam zapoznając się z całym Programem. Nie powiem, że jestem nią zachwycona, jednakże cieszę się, że mogłam ją przeczytać. Na prawdę miło mi się spędzało czas w jej towarzystwie, mocno zżyłam się z jej bohaterami i z wielką przyjemnością dowiedziałabym się, jak dalej potoczą się losy głównej bohaterki. Śmiało mogę powiedzieć, że książka była dobra, a nawet bardzo dobra i nie żałuję, że poświęciłam czas na jej przeczytanie. Sam Cameron Ramsey trafił już na moją listę ulubionych męskich książkowych bohaterów i to na dość wysokiej pozycji. Jak najbardziej więc polecam wam zapoznanie się z powieścią Dzikie serca, gdyż to na prawdę poruszająca historia, z którą koniecznie trzeba się zapoznać!
Za możliwość zapoznania się z kolejną książką wspaniałej Suzanne Young serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young!
Pewnie gdybym była młodsza, to bez zastanowienia sięgnęłabym po tę lekturę. Teraz nie do końca mnie do niej ciągnie.
OdpowiedzUsuńMoże z czasem jednak zmienisz zdanie ;)
UsuńFaktycznie moim zdaniem okładka działa na minus, wszak nie czarujmy się, że jednak patrzymy na oprawę (choć każdy powie, że nie po okładce ocenia się książkę, ale prawda pozostaje prawdą) - ładna okładka przyciąga i jest wizytówką dla książki. Nie znam innych dzieł autorki, ale chyba będę musiała w końcu to zmienić :)
OdpowiedzUsuńWyjątkowa! Moja ulubiona :)
OdpowiedzUsuń