Tytuł oryginału: Stepbrother Dearest
Autor: Penelope Ward
Ilość stron: 272 strony
Wydawnictwo: Editio
Ocena: 6/10
PREMIERA: 24 MAJ 2017!
Greta była cichą nastolatką, a jej życie miało swój spokojny rytm — szkoła, nauka, dorywcza praca i dom... Kiedy pewnego dnia w domu pojawił się jej przyrodni brat Elec, nie była na to przygotowana. Nienawidziła tego, jak wyżywał się na niej, dając upust swojej niechęci wobec nowej rodziny. Nienawidziła tego, że sprowadzał do swojego pokoju różne dziewczyny z ich szkoły. Nienawidziła tego, że coraz bardziej ją fascynował. Zbuntowany, irytujący i odpychający, coraz bardziej pociągał Gretę. Jego aroganckie zachowanie, muskularne ciało, pięknie wyrzeźbiona twarz sprawiły, że jej ciało wbrew umysłowi reagowało tak, jak jeszcze nigdy przedtem.
Łączące ich uczucia zaczęły się zmieniać, aż pewnej nocy przekroczyli granicę, spoza której nie było już odwrotu...
Następnego dnia Elec wrócił do Kalifornii, zniknął z jej życia równie nagle, jak się w nim pojawił. Minęły lata, od kiedy widziała go po raz ostatni. Gdyby nie rodzinna tragedia, która pewnego dnia zaskoczyła wszystkich, pewnie już nigdy nie stanęliby ze sobą twarzą w twarz. Oszołomiona Greta stwierdza, że nastolatek, dla którego straciła głowę, wyrósł na mężczyznę, który dziś potrafi doprowadzić ją do szaleństwa.
Ze śmierci zrodziło się życie. Z nienawiści zrodziła się miłość.
[opis pochodzi z okładki książki]
Greta to cicha i spokojna nastolatka, z którą nigdy nie było żadnego problemu. Jakiś czas temu jej matka wyszła ponownie za mąż i cała rodzina wiodła wspólnie szczęśliwe życie. Dziewczyna nie wiedziała jednak, że jej ojczym ma syna z poprzedniego małżeństwa, który teraz niespodziewanie miał z nimi mieszkać przez rok. Szybko okazało się, że Elec to całkowite przeciwieństwo Grety - jest brawurowy, pewny siebie, zaborczy i niesamowicie wściekły na swojego ojca i jego nową rodzinę (a przynajmniej takiego udaje). Początkowe próby nawiązania kontaktu z przyrodnim bratem szybko spełzają na niczym, jednakże choć Elec traktuje Gretę jak śmiecia, dziewczynę ciągle coś do niego ciągnie. Szybko zaczyna rozkwitać pomiędzy nimi uczucie, które w ogóle nie miało mieć miejsca.
Powiem tak, choć zanim zabrałam się za czytanie tej książki, byłam do niej raczej neutralnie nastawiona - opis przedstawiony na okładce wydawał się być na prawdę interesujący, a sama okładka dość intrygująca, to już po pierwszych stronach chciałam się poddać i całkowicie się jej pozbyć. Gdy już po kilku stronach zaczęłam czytać, jak to główna bohaterka niesamowicie zachwyca się swoim przyrodnim bratem (oczywiście z podtekstem seksualnym), całkowicie odechciało się się poznawania tej historii. Przez to wszystko obawiałam się, że cała książka będzie taką typową nic nie wartą książką, a na poznawanie takiej pozycji zdecydowanie nie miałam ochoty. Ale postanowiłam zacisnąć zęby i brnąć w to wszystko dalej. Na szczęście z czasem wszystko zaczęło się w miarę uspokajać i koniec końców bardzo się cieszę, że już na początku się nie poddałam.
Przede wszystkim, o czym koniecznie muszę tutaj wspomnieć, uważam, że opis przedstawiony na okładce książki na prawdę mocno odbiega od tego, co możemy znaleźć w jej wnętrzu. Sama spodziewałam się jakiegoś na prawdę wielkiego znęcania się psychicznego w wykonaniu Eleca nad Gretą, a otrzymałam tak na prawdę zwyczajne słowne utarczki ze strony chłopaka, który zwyczajnie nie mógł znieść tego, że jego ojciec ma nową rodzinę. Ja przynajmniej tak to odebrałam, Już od pierwszych stron było bowiem widać, dlaczego Elec zachowuje się tak a nie inaczej i łatwo można było dostrzec, że zależy mu na Grecie. Myślę więc, że Wydawnictwo trochę poniosła fantazja, gdy pisali opis dla tej pozycji.
Rozmawiałam o tym z jedną dziewczyną, gdy zaczęłam czytać Przyrodniego brata, że jest to chyba kolejna pozycja, gdzie przyrodnie rodzeństwo się w sobie zakochuje (dla niej niestety, dla mnie jak najbardziej stety) - jak chociażby Czy wspominałam, że Cię kocham (recenzja klik). Jednak co mi sie w tej książce podobało to to, że jest to tak jakby połączenie właśnie książki Estelle Maskame oraz Love, Rosie Cecelii Ahern (recenzja klik). Chodzi mi o to, że owszem mamy motyw, gdzie główni bohaterowie (przyrodnie rodzeństwo) się w sobie zakochują, jednakże z jakiegoś powodu obydwoje duszą w sobie te uczucia i dzieje się wszystko tak jak we właśnie Love, Rosie, że gdy w końcu któreś z nich ma odwagę, aby odzyskać tego drugiego, już jest za późno, bo ten ktoś zaczyna układać sobie życie. Bardzo lubię czytać takie historie mimo, że są dla mnie one na prawdę przygnębiające, gdy bohaterowie w końcu uświadamiają sobie, ile tak na prawdę czasu zmarnowali na te wszystkie gierki. Pod tym względem Przyrodni brat na prawdę mi się spodobał.
Samych bohaterów na prawdę polubiłam (oczywiście mój number one to nie kto inny, jak Elec) i z całych sił kibicowałam im z całego serca. Przyjemnie obserwowało mi się, jak ich uczucie zaczyna rozkwitać i z jakim wielkim bólem muszą zmagać się podczas rozłąki (chociaż obydwoje mocno starają się to ukryć). W przypadku bohaterów jedyne co mi się nie podobało to to, że po pierwszej rozłące autorka przenosi historię kilka lat naprzód i tak na prawdę nie mamy zielonego pojęcia, co w tym czasie się z nimi działo. Owszem sami troszkę wspominają swoją przeszłość, jednak jest tego tak mało, że nie wiele można dowiedzieć się o ich życiu. Mi osobiście się to nie spodobało, czułam przez to zwyczajnie na prawdę spory niedosyt. Myślę, że skoro już autorka chciała zastosować taki zabieg, powinna go lepiej przemyśleć i bardziej popracować nad szczegółami.
W całej książce jednak najbardziej denerwowało mnie to, że wszystko działo się tam w bardzo zawrotnym tempie. W szczególności można było to dostrzec na samym początku książki. Autorka potrafiła opisywać jedno zdarzenie, by nagle przenieść do następnego, nie dając tym samym czytelnikowi możliwości oswojenia się z daną sytuacją. Ja czułam się jakbym jechała jakąś szaloną kolejką górską, gdzie obrazy zmieniają się dosłownie co chwila i zanim zawieszę na jakimś konkretnym wzrok, wszystko się już zmienia, a mi pozostaje jedynie oszołomienie tym, co się stało. Strasznie mi się to nie podobało i czasem miałam wrażenie, jakbym czytała książkę jakiegoś kompletnie zielonego w tych tematach pisarza, a wydaje mi się, że Penelope Ward raczej do takich osób nie należy.
Podsumowując więc, gdy przebrnie się już przez początkowe rozdziały książki, reszta jest na prawdę przyjemna. Nie jest to oczywiście jakaś wybitna lektura, jednakże idealnie nadaje się ona moim zdaniem do odprężenia się. Historia jest dość wciągająca, przez co czyta się ją raczej szybko. Zdecydowanie największym plusem są tutaj główni bohaterowie oraz relacja ich łącząca - szkoda więc, że autorka nie wykorzystała do końca ich potencjału. Mimo wszystko książkę polecam, jednak radzę nie nastawiać się na coś bardzo spektakularnego.
Za możliwość przedpremierowego zapoznania się z książką serdecznie dziękuję Wydawnictwu Editio!
O ile "Love. Rosie" kocham, to "Czy wspomniałam że Cię kocham" mnie strasznie irytowało, i ta książka do mnie wcale, a wcale nie przemówiła. I motyw z miłością przyrodniego rodzeństwa całkowicie do mnie nie przemawia. Dlatego po tę książkę nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jednak kiedyś zmienisz co do niej zdanie ;)
UsuńTa książka w ogóle mnie nie przekonuje. Nawet zalety wymienione przez Ciebie nie są w stanie zmienić mojego negatywnego nastawienia. Chyba po prostu daruję sobie tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńCóż, nie wszystkich ta książka musi interesować, prawda :)
UsuńBardzo spodobała mi się książka "Dręczyciel", gdzie niby nie ma wątku miłości między przyrodnim rodzeństwem, ale sam opis bardzo przypomina mi ją. Poza tym również uwielbiam "Czy wspominałam, że cię kocham?". Myślę, że ta pozycja przypadnie mi do gustu ;)
OdpowiedzUsuńczytamogladampisze.blogspot.com
Myślę, że z całą pewnością ta książka powinna ci się spodobać :)
Usuńświetna recenzja, bardzo wnikliwa! :)
OdpowiedzUsuńJesteś świeżo po przeczytaniu! :D
~Pola
www.czytamytu.blogspot.com