Tytuł oryginału: Nothing Left to Lose
Autor: Kirsty Moseley
Cykl: Guarded Hearts
Tom: 2
Ilość stron: 336 stron
Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Ocena: 5/10
Powiem wam, że chociaż pierwszy tom tej serii pochłonęłam tak na prawdę jednym tchem, to w przypadku tej książki miałam ogromne problemy. Nic do stracenia. Początek spodobała mi się tak bardzo, że zwyczajnie nie mogłam się od niej oderwać, co mnie bardzo zaskoczyło, bo moje poprzednie spotkanie z autorką, było raczej bardzo neutralne. Jednak jeśli chodzi o Nic do stracenia. Wreszcie wolni jestem na prawdę rozczarowana, gdyż przez bardzo długi czas nie mogłam dojść dalej niż do połowy książki...
O co chodzi? Już wyjaśniam. Zanim książka ta dotarła w moje ręce, niesamowicie ciekawiło mnie, co też ciekawego się w niej wydarzy. Liczyłam na to, że trochę bardziej zostanie rozwinięty wątek porywacza Anny, no i oczywiście, że dziewczyna się w końcu ogarnie i podda się wszystkim tym uczuciom, które odczuwa względem swojego ochroniarza. Od razu też wam powiem, że nie przeczytałam całej książki... Bardzo rzadko robię tak, że piszę recenzję pozycji, której nie doczytałam - nie lubię tego robić, jednak tym razem stwierdziłam, że innego wyjścia nie mam. Podchodziłam do tego tomu na prawdę wiele, wiele razy, jednak w ogóle nie byłam w stanie go ukończyć. Zawsze dochodziłam do połowy i to tak na prawdę cudem mi się to udawało - przez ten czas wynudziłam się tak, jak chyba jeszcze nigdy. Owszem, często zdarza mi się sięgać po powieści, które tak na prawdę mnie nie zainteresują i sama lektura wydaje się być stratą czasu, ale bardzo długo nie miałam już tak, jak właśnie w przypadku książki Nic do stracenia. Wreszcie wolni. I żeby nie było, że nie próbowałam - miałam chyba pięć, czy sześć prób z tą historią i zawsze (dosłownie zawsze!) kończyło się to w taki sposób. Także niestety tym razem poległam, z czego jestem na prawdę bardzo rozczarowana, gdyż nie spodziewałam się, że akurat ta książka może okazać się tą, której nie dokończę.
Strasznie mi się nie spodobało, że przez większą część książki tak na prawdę śledzimy tylko to, co bohaterowie robią będąc wspólnie na wakacjach. Czytając o tym czułam się, jakbym oglądała zbyt dużą ilość zdjęć, które podczas urlopu zrobili moi znajomi... Z początku jeszcze jest ciekawie, ale jak to się mówi, co za dużo, to nie zdrowo i po prostu czytając niesamowicie się zanudziłam. Wydawało mi się, że Anna i Carter przez większość czasu robią praktycznie to samo, a jeśli właśnie coś takiego mam przez cały czas czytać, to ja jednak podziękuję.
W recenzji pierwszego tomu wspomniałam, że jestem zaskoczona tym, jak poprawił się styl Kirsty Moseley, ale czytając tą część stwierdzam, że był to chyba taki tylko jednorazowy wypadek, bo tutaj było tak samo (albo może nawet i gorzej), jak w przypadku Chłopaka, który zakradał się do mnie przez okno (recenzja klik). Z książkami tej autorki mam właśnie tak, że choć miejscami historia wydaje mi się być na prawdę ciekawa i wciągająca, to jednak styl autorki działa na mnie raczej usypiająco i przez to muszę się zwyczajnie zmuszać do czytania.
Trochę żałuję, że nie doczytałam tej pozycji do końca, bo jak wspominałam, bardzo nie lubię zostawiać niedokończonych książek, ale powiem wam, że jeżeli miałabym się tak męczyć przez tą część, która mi jeszcze została, to cieszę się bardzo, że jednak postanowiłam z niej zrezygnować.
Na razie nie będę sięgać dalej po książki Kirsty Moseley, bo zwyczajnie zbyt często się na nie rozczarowuję . Mam wrażenie, że przez to tylko tracę czas, podczas którego mogłabym poznać jakąś bardziej interesującą pozycję. Także podsumowując jestem na prawdę rozczarowana tą częścią, choć spodziewałam się czegoś o wiele lepszego. Jak dla mnie po prostu trochę szkoda na nią czasu. Może jeszcze kiedyś dam jej szansę i uda mi się poznać ją w całej okazałości (ale raczej nie wydaje mi się, żebym zmieniła co do niej zdanie). Jestem przekonana jednak, że na pewno nie będzie to miało miejsca w najbliższym czasie.
GUARDED HEARTS:
nic do stracenia. początek | nic do stracenia. wreszcie wolni
Za możliwość zapoznania się z książką serdecznie dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska!
Mnie udało się skończyć książkę, ale oceniłam ją tak jak ty, chociaż pierwszego tomu nawet nie znam do teraz. Moseley coraz bardziej mnie zawodzi i nie mam ochoty sięgać po jej twórczość ;v
OdpowiedzUsuńCieszę się że w swojej opinii nie jestem sama :) ja tyle razy próbowałam ale no kurcze nie udało się....
UsuńPoczątkowo strasznie ciągnęło mnie do tej serii, zwłaszcza, że wydała mi się w podobnym klimacie co moje ukochane "Black ice"... jednak spotkałam się z wieloma nie do końca pozytywnymi, lub też negatywnymi recenzjami i po prostu nie jestem pewna, czy w ogóle warto gospodarować dla niej czas, zwłaszcza, że stos nieprzeczytanych książek wciąż rośnie, zamiast maleć... Może kiedyś uda mi się upolować pierwszy tom w bibliotece, wtedy na pewno sięgnę, a jeśli nie... Cóż, płakać nie zamierzam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Książki bez tajemnic
Szczerze to ja podobieństwa do Black ice w ogóle nie widzę :) i uwierz mi za dużo nie stracisz, jeśli z tej serii zrezygnujesz ;)
UsuńA mi i pierwszy i drugi tom się bardzo spodobał mój blog
OdpowiedzUsuńMi pierwszy tom również się ogromnie podobał... Ale drugi... Aż brak mi słów :(
UsuńO kurcze, no to odpuszczam sobie tę historię xD
OdpowiedzUsuńMyślę, że za dużo nie stracisz :)
UsuńJa sobie odpuściłam. Jakoś średnio mi się podoba pióro autorki.
OdpowiedzUsuńJa chciałam dać jej szansę i niestety bardzo tego żałuję, także powiem ci, że na prawdę niczego nie tracisz ;)
Usuń