Spotyka to każdego blogera książkowego... i zdecydowanie nie można tego uniknąć.
Chyba każdy z nas - blogerów książkowych - zmagał się z problemem, który nazwę sobie niemoc blogerska. Pojawia się nagle i często trudno jest nam sobie z tym poradzić. Inni z tego wychodzą, radzą sobie, mają wsparcie tysiąca nieprzeczytanych jeszcze książek... i wygrywają. Inni zaś przegrywają. Nie są w stanie poradzić sobie z ów niemocą, uważają, że nie ma już dla nich żadnego ratunku. Porzucają więc swoje blogi - czasem z nadzieją, że może jeszcze kiedyś do nich wrócą, że zrobią sobie jakiś tydzień przerwy, po czym wszystko znów wróci do normy, a tu bardzo szybko okazuje się, że lepiej im bez blogerskiego życia. Oj tak.. brzmi strasznie! I chyba żaden z nas nie chciałby zetknąć się z niemocą blogerską. Jednak nie da się przed nią uciec, dopadnie każdego z nas. KAŻDEGO. Prędzej czy później i ty staniesz się jej celem, ale czy sobie z nią poradzisz?
Co sprawia, że niemoc blogerska potrafi nas tak łatwo omotać?
PRZYCZYNA PIERWSZA
Brak odzewu ze strony czytelników bloga,
czyli mówiąc prościej
...
"Czy ktoś tu w ogóle zagląda?"
Doświadczeni blogerzy zapewne powiedzą teraz - nie ma co się przejmować statystykami, w końcu bloga prowadzimy dla siebie, by móc się dzielić z innymi swoją pasją i miłością do książek. I chociaż sama podzielam to zdanie, no bo w końcu z tym zamysłem wszyscy zaczynamy - chcemy po prostu stworzyć dla siebie miejsce, gdzie będziemy mogli dzielić się swoją opinią na temat przeczytanych przez nas książek z innymi, miejsce gdzie będziemy mogli wyrazić naszą miłość do książek - to jednak stanowczo uważam, że chociaż statystyki nie powinny namieszać nam w głowie, to niestety tak już jest. Można sobie powtarzać, że przecież nie ważne, kto czyta moje wpisy, ile będę mieć pod nimi komentarzy, itp. Jednak tutaj na przód wyrusza nasza psychika, która podpowiada nam, że przecież nie ma sensu się męczyć i pisać recenzje, skoro nikt ich nie przegląda. Tutaj niemoc blogerska po raz pierwszy daje o sobie znać - zakrada się po cichutku, szepcze "no i na co ci to było? Przecież nie ma sensu tworzyć dla nikogo." Tego nie uniknie żaden z nas! Nasza psychika zawsze będzie nam dawała o sobie znać. Ważne tylko, by jej nie ufać! Owszem posiadanie popularnego bloga oraz grona wielu zadowolonych czytelników sprawia przyjemność każdemu z nas, jednak przede wszystkim nie wolno zapominać o tym, że tak na prawdę to właśnie samo pisanie sprawia nam przyjemność. Przypomnijcie sobie teraz, jak bardzo podobały wam się te pierwsze chwile prowadzenia bloga, gdzie jeszcze nie przejmowaliście się tak statystykami, bo cieszyliście się z nawet tych kilku czytelników i komentarzy, które mieliście. Czy to nie było przyjemne - to tworzenie dla siebie i chociaż garstki swoich wiernych czytelników? Czasem warto więc nie przejmować się innymi i po prostu robić to, co nam sprawia ogromną radość.
PRZYCZYNA DRUGA
Brak weny,
czyli mówiąc prościej
...
"Minęła już trzecia godzina, a ja utknąłem na pierwszym zdaniu!"
To kolejna, moim zdaniem, najczęstsza przyczyna pojawienia się niemocy blogerskiej. Przeczytałeś fantastyczną książkę, która swoją genialnością pobiła wszystkie poznane przez ciebie do tej pory pozycje? Wydaje ci się, że mógłbyś opowiadać o niej godzinami? A gdy przychodzi co do czego, nie możesz złożyć nawet jednego zdania? O tak, to jest właśnie brak weny. Nie mam pojęcia, czy jest jakieś wyjaśnienie, dlaczego właśnie tak się dzieje. Przecież cały czas pisanie szło nam bardzo dobrze. Owszem, czasem musieliśmy troszkę dłużej zastanowić się nad tym, co byśmy chcieli przekazać, o czym opowiedzieć, a co lepiej przemilczeć. Jednak ni z tą ni zowąd nie potrafimy napisać dosłownie nic. A gdy w końcu uda nam się zakończyć jakieś zdanie kropką i to jeszcze takie, nad którym zastanawialiśmy się ponad godzinę, koniec końców i tak okazuje się, że jest ono całkowicie niewarte ujrzenia światła dziennego. Każdy z nas się z tym zmaga - inni częściej, inni rzadziej. Jaka jest moja rada w takim przypadku - odpuść sobie! Tak, dokładnie widzisz, masz sobie odpuścić. Oczywiście nie mówię, że masz zostawić napisanie recenzji na jakiś tydzień. Jeśli dzisiaj nie idzie ci pisanie, daj sobie odpocząć. Nawet nie czytaj, bo to też może pogorszyć tylko sprawę. Spędź dzień całkowicie z dala od książek - nadrób odcinki ulubionego serialu, upiecz ciasteczka, pobaw się z psem lub daj pogryźć kotu, czy zwyczajnie wybierz się na spacer i dokładnie przyjrzyj temu, co możesz spotkać w swojej miejscowości. Może właśnie takie błahe sprawy sprawią, że cię natchnie! Właściwe zdanie może pojawić się dosłownie w każdej chwili i wtedy załatwisz pisanie recenzji w mgnieniu oka. Uwierzcie mi, to na prawdę pomaga!
PRZYCZYNA TRZECIA
Terminy gonią,
czyli mówiąc prościej
...
"Skąd się wzięło tyle egzemplarzy recenzenckich!?"
I tutaj wiem co mówię... przeżyłam to na własnej skórze (i nadal przeżywam). Nie spotyka to każdego recenzenta książkowego, jednakże ci, który nie musieli się z tym zmagać niech wiedzą, że są wielkimi szczęściarzami. No więc dobra, prowadzicie bloga już od jakiegoś czasu, jednak jak dotąd w książki zaopatrywaliście się poprzez własne fundusze, fundusze znajomych i rodziny oraz egzemplarze z miejscowej biblioteki. Aż tu nagle dostajecie maila: "... z chęcią nawiążemy z Panią współpracę...". Nie posiadacie się z radości, w końcu jakieś wydawnictwo was doceniło i możecie w pełni poczuć się jak prawdziwy recenzent. No i te wszystkie książki za darmo! Jednak bardzo szybko z jednej współpracy robi się ich kilka, książki do recenzji się mnożą, a wy zwlekacie z terminami, bo za dużo wzięliście na siebie. Chcieliście dobrze, głupio wam było odmówić, no bo przecież taka okazja może się więcej nie zdarzyć. Przechodziłam dokładnie przez to samo. Bardzo szybko nazbierały mi się książki otrzymane do recenzji, a ja nie miałam czasu, by się z nimi zapoznać, bo w kolejce czekały jeszcze te poprzednie. To jednak nie było jeszcze najgorsze. Okazało się, że nie mogę czytać tego, czego chcę! Oczywiście książki do recenzji każdy wybiera sobie sam. Nikt nie mówi nam, co mamy czytać. Jednak, gdy już coś wybrałeś niestety musisz doprowadzić to do końca. A co z tymi wszystkimi książkami, z którymi chciałbyś zapoznać się o tak poza kolejnością? Szczerze mówiąc nie pamiętam już, kiedy ostatni raz czytałam jakąś książkę z mojej własnej kolekcji. Na prawdę nie miałam ku temu czasu. A gdy już się spostrzegłam, okazało się być już za późno. Nie zrozumcie mnie źle - otrzymywanie książek do recenzji to świetna sprawa i zdecydowanie warto z tego korzystać. Oznacza to, że wydawnictwo docenia nasze starania i daje nam możliwość kolejnego wykazania się. Sztuka polega jednak na tym, by robić to umiejętnie. Często zaglądając na jakieś blogi widzę, że blogerzy dostają całe stosy książek od wydawnictw do recenzji. A ja się zastanawiam, kiedy oni mają na nie wszystkie czas? Cóż, może tylko ja mam z tym problem, może inni potrafią sobie odpowiednio zaplanować czas czytelniczy. Nie należy jednak zapominać o tym, dlaczego zaczęliśmy blogować - bo chcieliśmy dzielić się swoją opinią na temat przeczytanej przez nas książki, którą sami chcieliśmy przeczytać i której poznawanie przyniosło nam masę frajdy. Nie zaczęliśmy prowadzić bloga tylko i wyłącznie, żeby później w przyszłości czerpać z tego jakiś zysk (chociaż i takie gwiazdy się niestety zdarzają). Nie róbmy więc tego i teraz. Śmiało korzystajmy z możliwości, jakie dają nam współprace z wydawnictwami, autorami, portalami internetowymi, itp, jednak pamiętajmy by robić to umiejętnie. Jeśli o tym nie zapomnimy, niemoc blogerska tak łatwo nas nie dopadnie!
PRZYCZYNA CZWARTA
Brak czasu,
czyli mówiąc prościej
...
"Ja nawet nie mam kiedy porządnie odetchnąć!"
Jest to przyczyna, z którą ja się całkowicie nie zgadzam, a którą tłumaczy się bardzo ogromna ilość blogerów. Z czasem przychodzą nowe obowiązki - a to zaczynamy pracę, a to znów idziemy do szkoły, czy jak to było w moim przypadku, od października zaczynamy studia. Wymówek jest wiele - jedne mogą być na prawdę przekonujące i nie da się ich podważyć, jednak większość to tak na prawdę zwykłe wymówki, które wymyślamy, by mieć po prostu jakieś wyjaśnienie, gdy ktoś się nas zapyta, czemu już nie czytamy. Jest to dokładnie to samo, jak w przypadku tych osób, które na co dzień nie czytają wcale, bo mówią, że nie mają kiedy. A na oglądanie telewizji masz czas, na bezsensowne włóczenie się z kąta w kąt, albo imprezowanie co tydzień? Każdy z nas ma jakieś swoje obowiązki, czy inne zainteresowania, jednak jestem tego zdania, że jeśli czegoś się chce, to na wszystko znajdzie się jakieś rozwiązanie. Rozpoczęłam studia od października, dodatkowo muszę dojeżdżać cztery dni w tygodniu godzinę do mojej szkoły w jedną stronę! Jest to dla mnie sytuacja całkowicie nowa i też obawiałam się z początku, że blog i czytanie okaże się być dla mnie ogromnym obciążeniem. Jednak powoli się uczę, bo nie chciałabym porzucać tego, co kocham. Czytanie i prowadzenie bloga (mimo nękającej mnie od czasu do czasu niemocy blogerskiej) sprawia mi ogromną radość i stało się to już częścią mojej osoby. Nie powinnam więc rezygnować z tego całkowicie. Na razie nie przeznaczam na czytanie i prowadzenie bloga tyle czasu, ile na prawdę bym chciała, jednak wszystko idzie w dobrą stronę, bym potrafiła w końcu się w tym wszystkim odnaleźć. Cały czas staram się wykorzystać każdą wolną chwilę, jaka mi wpadnie w łapki na to, aby tylko nadrobić powstałe zaległości w czytaniu, czy pisaniu postów. Zawsze ogromną trudność sprawiało mi czytanie podczas jazdy (mówiąc prościej, gdy tylko chciałam przeczytać coś w trakcie jazdy samochodem lub autobusem... brało mi się na wymioty), jednak postanowiłam to zwalczyć, by nie marnować tych dwóch godzin dziennie, które jestem zmuszona spędzić na nic nie robieniu. I mamy sukces! W sumie już nie sprawia mi to żadnego problemu. Zawsze zastanawiało mnie, jaki inne osoby obciążone jeszcze większą dozą obowiązków niż ja, potrafią cały czas czytać i to w dodatku bardzo dużo, nie zapominając przy okazji o swoich innych zainteresowaniach. Skoro więc oni potrafią, to dlaczego ja i wy nie mielibyśmy sobie z tym poradzić? Rozumiecie już co mam na myśli? Zawsze jest jakiś złoty środek, ważne tylko, by umieć go odnaleźć.
Niemoc blogerska to na prawdę paskudna sprawa. Potrafi doprowadzić do upadku wielu na prawdę mocno zagorzałych blogerów powodując nie tylko porzucenie bloga, ale również koniec czytelniczego życia. Nie ma na nią złotego środka, jak mówiłam dopadnie dosłownie każdego blogera. Może i czasem nie ma innego wyjścia, niż porzucenie życia blogera, bo jednak zmuszanie się do czegoś, co nie sprawia nam przyjemności, jest jedną z najgorszych rzeczy, jakie znam, jednak jestem zdolna to wybaczyć tylko wtedy, gdy zrobi się wszystko, by tylko uratować to, co się do tej pory stworzyło. Ja wymieniłam tylko kilka przykładów sytuacji, które mogą zwiastować nadejście
niemocy blogerskiej, jednak jestem przekonana, że jest ich o wiele wiele więcej. Każdy z nas ma zapewne swoje własne indywidualne sytuacje, z którymi musiał się zmagać. Mnie jednak ostatnio wzięło na właśnie takie przemyślenia i wzorując się na swoich doświadczeniach postanowiłam napisać dla was ten post.
Bardzo ciekawi mnie, jak wy radzicie sobie z niemocą blogerską. Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!