Myślę, że w tym miesiącu, jeśli chodzi o książkowe zdobycze, z całą pewnością można powiedzieć, że pobiłam swój życiowy rekord. Jeszcze nigdy, odkąd pamiętam, nie udało mi się nagromadzić w ciągu jednego miesiąca aż taką ilość książek! Cieszę się bardzo z tego powodu, że część z nich to nowości minionego miesiąca, lub jeszcze końca lutego - to na nie właśnie czekałam z wielką niecierpliwością i teraz, gdy w końcu mam je w swojej biblioteczce, nie mogę doczekać się już lektury. Osobiście jestem ze swoich zbiorów na prawdę bardzo dumna. Jest tylko jeden problem - dosłownie nie mam już gdzie ich upchnąć na półce! Ale jest to i tak tylko mały kłopot w porównaniu z tym, że w marcu mam się na prawdę z czego cieszyć.
Nie przedłużając już, tak oto prezentują się moje marcowe zdobycze!
↠Before. Chroń mnie przed tym, czego pragnę Anna Todd [zakup własny]
↠Ktoś taki jak ty Sarah Dessen [egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa HarperCollins Polska]
↠Ten jeden rok Gayle Forman [zakup własny] recenzja klik
Życie Jacoba nie zapowiadało się ekscytująco. Pogodził się z myślą, że nigdy nie zostanie odkrywcą i nigdy nie będzie miał wielu przyjaciół. Ważne miejsce w jego życiu zajmował dziadek. To on najbardziej mu imponował i to on opowiadał mu najlepsze historie na dobranoc o pogodnym sierocińcu na walijskiej wysepce, ukrytym przed złem, wojną i potworami... Aż pewnego dnia dziadek Portman umarł w niejasnych okolicznościach.
I wtedy wszystko się zaczęło...
Jacob rusza na odciętą od świata wyspę, by zgłębić jej tajemnice. Czy zmierzy się z potworami ze swoich snów? Czy osobliwe dzieci ze starych fotografii naprawdę istniały? Co jest bajką, a co prawdą? Co jest faktem, a co urojeniem?
Osobliwy dom pani Perergine to trzymający w napięciu thriller nie tylko dla młodzieży. Rdzeń książki stanowią niezwykłe, dziwne fotografie, od których trudno oderwać wzrok, choć sprawiają, że ciarki chodzą po plecach i zasnąć jakoś trudniej. Całości dopełniają niesamowite zwroty akcji, klimat grozy i postacie... cokolwiek osobliwe.
Może ta książka jest dziwaczna, może jest ekscentryczna, ale uważaj! - pochłonie Cię bez reszty.
[opis pochodzi z okładki książki]
Osobliwy dom pani Peregrine intrygował mnie już od samego początku. Fantastyczna, lekko przerażająca, ale mimo wszystko przepiękna okładka, jeszcze bardziej tylko zachęcała mnie do sięgnięcia po książkę, jednakże, gdy zajrzałam do jej środka dosłownie przepadłam... Wiedziałam, że to będzie genialna książka i wiecie co... nie myliłam się ani trochę!
Powieść ta opowiada historię młodego chłopaka Jacoba Portmana - zwykłego, niczym nie wyróżniającego nastolatka, który wbrew temu, co sam myślał, miał coś, a raczej kogoś, kto czynił go jednak niesamowitym - dziadka Abrahama Portmana. Odkąd tylko sięgał pamięciom dziadek opowiadał mu przeróżne historie o osobliwych dzieciach, z którymi się wychowywał w czasie wybuchu wojny po ucieczce z Polski. Razem z nimi mieszkał w przepięknym sierocińcu, którego dyrektorką była tajemnicza dama Alma Peregrine. Co jednak może być niesamowitego w starym sierocińcu z grupką dzieci z różnych zakątków kraju, zapytacie. Nie były to bowiem zwyczajne dzieci - jeden chłopiec na przykład był całkiem niewidzialny, a o jego obecności dowiadywało się tylko wtedy, gdy się odezwał, lub gdy wyzwany przez panią Peregrine, założył ubrania, inna dziewczyna natomiast, gdyby nie nosiła koszmarnie ciężkich butów, od razu by odleciała, a jeszcze inna była tak malutka, że spokojnie zmieściła się w szklanej butelce. Nie ma się więc co dziwić, że historie dziadka Portmana niezwykle podobały się młodemu Jacobowi, z czasem jednak chłopak doszedł do wniosku, że takie osobliwości z całą pewnością nie mogą mieć miejsca na świecie w jakim żył i koniec końców opowieści dziadka Portmana stały się tylko dziwnymi historyjkami starca. Gdy jednak w wieku szesnastu lat Jacob znajduje zakrwawione ciało nieżyjącego już dziadka w przydomowym lesie, oraz widzi tajemniczą i niezwykle przerażającą postać, którą dotąd znał tylko z opowieści dziadka, zaczyna do niego docierać, że chyba te szalone historie mogły jednak być prawdziwe.
"Czasem lepiej jest nie oglądać się za siebie."
Sama uwielbiam bardzo takie przedziwne i tajemnicze historie z nutką grozy, dlatego nic dziwnego, że od samego początku spodobała mi się idea ów osobliwych dzieci. W fabułę wciągnęłam się już od pierwszych stron i nawet nie mam pojęcia, kiedy książka tak szybko mi się skończyła. Dodatkowo te niezwykłe zdjęcia, które znalazły się w środku i którymi możemy cieszyć oczy podczas czytania, jeszcze bardziej czynią Osobliwy dom pani Peregrine niezwykle fascynującą. Najlepsze w nich jest to, że są to autentyczne fotografie - nie jakieś przerobione za sprawą nowoczesnej techniki, tylko zebrane stare fotografie, które prezentują prawdziwe życie. No powiedzcie, czyż to nie jest niesamowite?! Nie muszę więc chyba już mówić, że po prostu zakochałam się w tej książce - zarówno jeśli chodzi o jej treść, jak i efekty wizualne.
Ransom Riggs ma na prawdę ciekawy styl - pisze lekko i zrozumiale, jednakże widać, że wszystko co pisze jest doskonale przemyślane i w wielu miejscach zachęca do chwili zadumy. Już od pierwszego zdania potrafi on zachęcić czytelnika do dalszej lektury, przez co wprost nie idzie się oderwać od książki. To, co pisze, cały czas trzyma w napięciu. Nie ma tu ani chwili na nudę, ani odpoczynek. Po prostu ciągle coś się dzieje, a nie jest to w żadnym stopniu przesadzone. Ransom Riggs ma wyjątkowy dar oczarowania swoich czytelników. W tym miejscu mogę śmiało stwierdzić, że zdecydowanie trafił on do grona moich ulubionych autorów i obowiązkowo przeczytam wszystko, co tylko wyjdzie z pod jego pióra.
"Kiedyś marzyłem o ucieczce przed zwykłym życiem, ale tak naprawdę moje życie nigdy nie było zwyczajne. Po prostu nie zauważałem jego niezwykłości."
Co tu więcej mówić, Osobliwy dom pani Peregrine to książka, którą po prostu trzeba przeczytać! Jest ona kierowana głównie do młodzieży, ale jestem przekonana, że z całą pewnością zauroczyłaby sobą każdego dorosłego. Dzięki niej możemy przenieść się do niesamowitego świata, który może mieć miejsce również w naszym. Książka pozwala nam przenieść się na chwilę do świata osobliwych dzieci, równocześnie razem z Jacobem poznając ich fantastyczną historię. To podróż, którą zdecydowanie warto odbyć.Z całą pewnością nie będziecie jej żałować!
Sama z wielką niecierpliwością czekam na moment, kiedy będę mogła zapoznać się z kolejną częścią cyklu, która mam nadzieję, będzie równie niesamowita jak jej poprzedniczka. Obowiązkowo również muszę zapoznać się z ekranizacją książki, która w Polsce ma mieć swoją premierę 7 października bieżącego roku i której reżyserem został niesamowity i niepowtarzalny Tim Burton. Mam więc nadzieję, że będzie to coś tak fantastycznego, że na bardzo długo zostanie w pamięci niejednego z nas.
Czy można zakochać się w swoim oprawcy? Obserwował ją od dawna. Intrygowała go. Zaprosił ją na randkę. Z tego spotkania już nie wróciła... Claire Nichols budzi się w luksusowej sypialni. Przypomina sobie, że została porwana. Zdenerwowana i przestraszona zaczyna walkę o przetrwanie... Od teraz jej życie zależy od zamożnego, czarującego, wspierającego fundacje charytatywne biznesmena Anthony'ego Rawlingsa. Jednocześnie, jak się okazuje - groźnego, uwielbiającego sprawować nad wszystkim kontrolę porywacza. Anthony jednak nie przewidział siły miłości i namiętności, które potrafią połączyć ludzi w najbardziej nieoczekiwanych sytuacjach. Jak potoczą się losy porywacza i ofiary połączonych pożądaniem?
[opis pochodzi z okładki książki]
Życie Claire, zanim poznała Anthony'ego, było całkowicie zwyczajne. Pracując jako barmanka starała się powiązać koniec z końcem, jednakże nigdy nie narzekała na swoje dotychczasowe życie. Jej prawdziwym zamiłowaniem była meteorologia, jednakże po zlikwidowaniu stacji telewizyjnej, dla której pracowała, musiała na jakiś czas porzucić swoje dotychczasowe marzenia związane z karierą meteorologa. Po stracie rodziców, którzy zginęli w tragicznym wypadku, jej jedyną rodziną pozostała kochająca siostra oraz jej mąż, którego sama traktowała jak starszego brata. Mimo tak wielkiej straty miała rodzinę, która zawsze ją wspierała. Oczywiście, gdyby mogła, wiele by w swoim życiu zmieniła, jednakże nie przeszkadzało jej to, kim jest. Gdy po raz pierwszy poznała Anthony'ego Rawlingsa, nie zdziwiło jej wcale, że jest on zainteresowany jej osobą. Przez okres pracy jako barmanka nauczyła się już, że mężczyźni chętnie ją podrywali. Anthony był jednak inny, dlatego więc postanowiła umówić się z nim na randkę. Do głowy by jej nie przyszło, że ten czarujący mężczyzna może stać się przyczyną najgorszych koszmarów jej życia!
Od momentu, gdy zapoznałam się z opisem Konsekwencji pożądania, wiedziałam, że książka ta ma w sobie to coś z czym koniecznie muszę się zapoznać. Co prawda nie oczekiwałam, że będzie to bóg wie jak wybitna lektura, wiadomo przecież, że tego typu romanse nie mają na celu wprawić nas w rozmyślanie i głęboką zadumę - mają po prostu przedstawić nam ciekawy romans, w którego towarzystwie przyjemnie spędzimy czas. Czytając ją więc szybko doszłam do wniosku, że choć sam pomysł na fabułę autorka miała na prawdę ciekawy i powiedziała bym nawet, że oryginalny (sama przynajmniej jeszcze nie spotkałam się z podobną historią), to już przedstawienie Konsekwencji pożądania wcale nie wyszło jej aż tak dobrze.
Główną bohaterką książki jest niejaka Claire Nichols - wydawać by się mogło, że całkiem zwykła dziewczyna. W swoim życiu przeszła już wiele zła, lecz mimo to cały czas stara się przeć na przód. Od samego początku więc czytelnik zaczyna zastanawiać się, co też takiego mogło przyciągnąć do niej Anthony'ego Rawlingsa - znanego biznesmena, uwielbianego filantropa i niezwykle przystojnego mężczyznę. W tym miejscu zapewne wielu z was zaczyna włączać się czerwona lampka - "Chwila moment, czy tego już przypadkiem nie było? Czy to kolejny erotyk, gdzie przystojny bogacz zakochuje się w szarej myszce?". Sama również tak pomyślałam, jednakże bardzo szybko przekonałam się, że nie jest to do końca prawdą. Dla wielu ludzi Anthony Rawlings to po prostu człowiek sukcesu, pełen zalet, o niesamowicie dobrym sercu, który od podstawi zbudował swoje obecne imperium. Mężczyzna ten ma jednak zupełnie inną, drugą twarz, którą niestety było dane poznać Claire. Jego celem jest bowiem całkowite sprawowanie kontroli nad całym życiem Claire. Wcześniej bowiem podpisała ona z nim "umowę", dzięki której za spłacenie zadłużeń dziewczyny, ma ona być mu całkowicie oddana aż do odwołania. Dla mnie była to jak najbardziej miła odmiana, która tylko bardziej wzbudzała moją ciekawość w czasie lektury.
Jak wspomniałam wyżej, powieść ta ma jednak kilka wad - dla mnie największą stało się to, że choć na samym początku, jak i na końcu Konsekwencje pożądania niesamowicie mnie wciągnęły i bardzo chciałam poznać, co będzie dalej, środek powieści nie był już taki udany. Mówiąc krótko - autorka zbyt szczegółowo postanowiła wszystko opisać. Czasem mniej znaczy więcej i tutaj autorka zdecydowanie powinna się do tego zastosować. Rozumiem, że chciała ona po prostu jak najlepiej przedstawić nam późniejsze życie Claire i Anthony'ego, jednakże zdecydowanie przedobrzyła. Przez to książkę czytało mi się na prawdę długo i mówiąc szczerze nie mogłam doczekać się jej końca. Na szczęście zakończenie jest na prawdę zaskakujące i koniec końców bardzo się cieszę, że wytrwałam.
Do całej książki mam dość mieszane uczucia. Nie uważam ją za okropną, w ręcz przeciwnie, jednakże nie uważam ją też za jakieś cudo. Konsekwencje pożądania, jak wiele innych książek, ma swoje wady jak i wiele zalet. Osobiście uważam, że warto jednak przymknąć oko na ów wady, aby zapoznać się z historią Claire i Tony'ego, która może nas bardzo zaszokować. Sama jak najbardziej zapoznam się z dalszymi częściami serii, gdyż jestem niezwykle ciekawa dalszych losów bohaterów. Mam nadzieje, że autorka trochę popracuje nad tymi wszystkimi zbędnymi momentami i już dalej nie będę musiała borykać się z czymś podobnym.
Podsumowując, mimo wad jak najbardziej warto sięgnąć po Konsekwencje pożądania - to zdecydowanie miła odmiana od powieści tego typu. Wnosi ona coś nowego, co tylko zachęca do sięgnięcia po inne książki z serii.
Dzisiaj przychodzę do was z kolejnym konkursem! Tym razem mam dla was cudowny egzemplarz powieści Osobliwy dom pani Peregrine, której to autorem jest Ransom Riggs. Ja jestem właśnie w trakcie jej czytania, więc recenzji książki możecie spodziewać się w przyszłym tygodniu, jednakże nie wytrzymałam i już prędzej przejrzałam parę zdjęć, którymi możemy cieszyć oczy podczas czytania. Wszystkie one są po prostu niesamowite! Nadają powieści niezwykle osobliwy klimat - tajemnica z nutką grozy. Książka została pięknie wydana i jestem pewna, że jej strona graficzna spodoba się każdemu.
Aby wygrać książkę musicie tylko zgłosić się w komentarzu pod tym postem. Tym razem do zgarnięcia będzie tylko jeden los - za samo zgłoszenie się, obserwację bloga, udostępnienie banera no i oczywiście podanie e-maila do kontaktu w razie wygranej. Nie żądam od was polubienia mnie na Facebooku, czy zaobserwowania na Instagramie, jednakże bardzo miło by mi było, gdybyście to zrobili. Pamiętajcie jednak, że nie jest to żaden warunek wzięcia udziału w konkursie! Zachęcam was również do odwiedzin fanpage Wydawnictwa Media Rodzina, gdyż to właśnie dzięki niemu mogłam zorganizować dla was ten konkurs.
Wzór zgłoszenia:
Zgłaszam się!
Obserwuję jako: ...
Baner: ...
E-mail: ...
Mała uwaga: jeśli ktoś z was poda link do udostępnionego baneru na FB proszę, aby podali link bezpośredni do tego udostępnienia, a nie do swojego konta na FB (wystarczy kliknąć na datę, która znajduje się obok tej małej ikonki planety). Bardzo ułatwi mi to sprawdzanie waszych zgłoszeń, no i też nie będzie później żadnych nieporozumień, że ktoś udostępnił, a ja potem tego szukam i nie ma.
REGULAMIN:
1. Organizatorką konkursu jestem ja, Katherine Parker - właścicielka bloga About Katherine.
2. Sponsorem nagrody jest Wydawnictwo Media Rodzina.
3. Konkurs trwa od 24.03.2016 do 14.04.2016.
4. Zwycięzcę konkursu wyłoniony zostanie w drodze losowania.
5. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone na blogu najpóźniej w ciągu 7 dni od daty zakończenia konkursu.
6. O wygranej zwycięzca zostanie poinformowany drogą mailową.
7. Osoba, która wygra konkurs ma 5 dni, aby odpowiedzieć na maila z informacją o wygranej, w przeciwnym wypadku wybiorę innego zwycięzcę.
8. Nagrodę wysyłam tylko i wyłącznie na terenie Polski.
9. Koszty związane z wysyłką pokrywa organizatorka konkursu.
10. Nie ponoszę odpowiedzialności za zagubienie przesyłki przez Pocztę Polską.
11. W konkursie można wziąć udział tylko raz! W przypadku próby jakiegokolwiek obejścia tej zasady, osoba taka zostanie natychmiastowo zdyskwalifikowana.
12. Aby konkurs się odbył musi zgłosić się minimum 10 osób.
13. Regulamin konkursu może ulec zmianie.
14. Biorąc udział w konkursie akceptujesz regulamin oraz warunki wzięcia udziału w konkursie.
15. Konkurs nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).
baner konkursowy
Mam nadzieję, że wszystko dobrze wyjaśniłam, jednakże jeżeli będziecie mieć jakieś pytania odnośnie konkursu śmiało piszcie!
Dawno nie było na blogu żadnego muzycznego posta. Początkowo rozważałam ich rezygnację, ale szybko doszłam do wniosku, że mimo iż może nie cieszą się one tak wielką popularnością jak chociażby recenzje książek, to mimo wszystko nie zrezygnuję z nich całkowicie. Pisanie ich sprawiało mi ogromną frajdę, a bez nich blog wydaje mi się trochę smutny. Mam więc nadzieję, że ucieszy was fakt, iż posty muzyczne powrócą! Nie wiem jeszcze w jakiej formie (rozważam powrót do muzycznego podsumowania miesiąca, no i oczywiście takich postów muzycznych, jak chociażby ten), ale mimo wszystko mam nadzieję, że spodobają się wam one, a muzyka jaką będę wam w nich prezentować was zainteresuje.
Dzisiaj chciałabym wam zaprezentować jedną z moich ostatnich miłości i myślę, że śmiało można powiedzieć lekkich obsesji. Nie zdziwi mnie, jeśli większość z was powie, że nie ma pojęcia kim są Twenty One Pilots, gdyż zespół ten dotychczas przynajmniej, nie był za bardzo znany w Polsce. Myślę jednak, że część z was może go nieco kojarzyć za sprawą piosenki Stressed Out, którą dosyć często możemy ostatnio usłyszeć w radiu, czy na kanałach muzycznych. Osobiście uważam, że Twenty One Pilots są jak najbardziej warci uwagi, tak więc postanowiłam przybliżyć ich zarówno wam, jak i sobie. W tym celu postanowiłam posłużyć się jak zawsze niezawodną w tych kwestiach Wikipedią (jeśli więc osoby, które lepiej znają tą grupę miały by jakieś uwagi odnośnie tego, co napisałam, niech śmiało piszą w komentarzach).
Twenty One Pilots to amerykański duet, w którego obecnie skład wchodzą Tyler Joseph - wokal, pianino, ukulele, keytar, syntezator (z prawej) oraz Josh Dun - perkusja (z lewej). Zespół został założony w 2009 roku w Columbus w stanie Ohio przez trójkę przyjaciół ze studiów - wspomnianego wcześniej Tylera Josepha oraz Nicka Thomasa i Chrisa Saliha, którzy to od 2011 roku nie są już członkami Twenty One Pilots. Nazwa grupy została wymyślona przez Tylera Josepha w nawiązaniu do czytanej przez niego sztuki "Wszyscy moi synowie" Arthura Millera, której główny bohater popełnia samobójstwo po tym, jak doprowadził do śmierci dwudziestu jeden pilotów podczas II Wojny Światowej, którym to umyślnie wysłał niesprawne części mając na uwadze jedynie swój własny interes.
Muzyka, jaką tworzą Twenty One Pilots to bardzo ciekawe połączenie - łączy w sobie elementy zarówno hip hopu alternatywnego i elektropopu, jak i rocka, indie popu, czy reggae! Uwierzcie mi, choć może się tego wydawać bardzo dużo, efekt końcowy jest po prostu niesamowity!
Od 2009 roku Twenty One Pilots zdążyli wydać już cztery albumy. Ciekawe jest to, że dwa pierwsze - Twenty One Pilots (2009) oraz Regional at Best (2011) - wydali całkiem sami. Dopiero po tym czasie podpisali kontrakt z wytwórnią Fueled by Ramen, co zaowocowało wydaniem dwóch kolejnych albumów - Vessel (2013) oraz Blurryface (2015). Dzięki temu zespół ten jeszcze bardziej zyskuje w moich oczach. Sama nie zapoznałam się jeszcze ze wszystkimi ich albumami (na razie skupiłam się na dwóch ostatnich od wytwórni Fueled by Ramen), jednakże to, co poznałam w Vessel i Blurryface (zwłaszcza w Blurryface) niesamowicie mi się spodobała i sama jestem niezwykle zdziwiona, że taka muzyka może mi się spodobać.
A jak zaczęła się moja znajomość z Tylerem i Joshem? Otóż poznałam ich jeszcze w zeszłym roku w listopadzie, podczas MTV EMA 2015, gdzie grali jeden z singli z ich najnowszego krążka - Tear in My Heart. Już wtedy spodobało mi się kilka ich piosenek i bardzo często ich słuchałam, ale w sumie na tym się skończyło. Dopiero, gdy jakiś czas temu znów usłyszałam jeden z ich kawałków w radiu stwierdziłam, że koniecznie muszę się z nimi bardziej zapoznać. No i cóż, Twenty One Pilots wstąpili do grona jednych z moich ulubionych zespołów! Prócz na prawdę fantastycznej muzyki, którą sobą reprezentują, bardzo spodobał mi się w tym przypadku wokal Tylera Josepha, który określiłabym mianem bardzo charakterystyczny i niezwykle interesujący. W Twenty One Pilots podoba mi się jednak najbardziej cała ta otoczka i sam charakter zespołu. Jego członkowie mają swój niepowtarzalny styl, który zdecydowanie przykuwa oko, muzyka jaką grają jest niesamowicie ciekawą odmianą, oraz dodatkowo... nie biorą wszystkiego na poważnie, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie oglądając ich teledyski.
Kończąc, chciałabym jak najbardziej zachęcić was do zapoznania się z muzyką Twenty One Pilots, gdyż tak jak wspominałam wcześniej, niosą ze sobą ogromny powiew świeżości i oryginalności. Jestem przekonana, że wielu z wam może spodobać się to, co robią Tyler i Josh i że będziecie zaskoczeniu w tak samym stopniu, jak ja, że może się wam to spodobać. Sama z całą pewnością będę męczyć ich jeszcze przez jakiś czas, a każdy kolejny nieznany mi singiel będę słuchać z wielką dokładnością - tak samo, jak z wielką niecierpliwością będę wyczekiwała nowych kawałków.
Przygotowałam dla was specjalną playlistę na You Tube z utworami Twenty One Pilots, które w tym momencie należą do grona moich ulubionych. Możecie jej przesłuchać klikając w którekolwiek zdjęcie w poście!
Koniecznie dajcie znać, czy słyszeliście o Twenty One Pilots, czy ich słuchacie, a jeśli tak, to jakie kawałki ze starszych płyt mi polecacie!
W końcu przyszła pora na wyniki konkursu z okazji 300 obserwatorów! Z początku nie cieszył się on zbyt wielkim zainteresowaniem (podejrzewam, że z racji zadania konkursowego, które było warunkiem wzięcia udziału w konkursie). Cieszę się mimo wszystko, że po zmianie zasad tak wielu z was wyraziło chęć udziału. Jak to jednak zawsze bywa, mogłam nagrodzić tylko jedną osobę - przypominam, że do wygrania był jeden egzemplarz powieści Rainbow Rowell Linia serc. Powiem tylko, że do konkursu (spełniając wszystkie warunki) zgłosiło się 65 osób oraz przypomnę, iż z racji tego, że trzy osoby zgłosiły się do konkursu przed zmianą regulaminy, a więc co za tym idzie wykonały zadanie konkursowe, otrzymały po dodatkowym losie. Reszcie bardzo dziękuję za zgłoszenia!
Tak więc nie przedłużając już przedstawiam wam zwycięzcę!
Gratuluję Isabel Czyta! Już piszę do ciebie maila z informacją o wygranej, no i czekam na odpowiedź 5 dni ( do piątku 25 marca). Jeszcze raz gratuluję!
Ci co niestety tym razem nie wygrali, niech się nie smucą, gdyż już za kilka dni na blogu zagości kolejny konkurs!
Scenariusz: Jeremy Brock, Tony Grisoni, Jack Thorne, Penelope Skinner
Na podstawie: Meg Rosoff "How I Live Now"
Gatunek: Dramat
Czas trwania: 1 godz. 41 min.
Premiera: 10 września 2013 (świat)
Produkcja: Wielka Brytania
Obsada: Saoirse Ronan, George McKay, Anna Chancellor, Harley Bird, Tom Holland
Ocena: 8/10
Klikając na plakat filmu zostaniesz przeniesiony do jego zwiastuna na youtube.com
Daisy to dziewczyna, której z całą pewnością nie można określić mianem aniołka. Z tego powodu z Nowego Jorku ojciec wysyła ją do krewnych w Anglii mając nadzieję, że życie w innych niż tych znanych przez Daisy warunkach czegoś ją nauczy. Dziewczyna ma jednak inne zdanie. Uważa, że ojciec, zamiast poświęcić chwilę na jej wychowywanie, woli zepchnąć ten obowiązek na swoich brytyjskich krewnych. Zostaje więc zmuszona do wyjazdu do Anglii, gdzie w każdym momencie może wybuchnąć wojna. Daisy bardzo szybko dostrzega różnice pomiędzy nią a swoim kuzynostwem. Z czasem jednak widzi, że coraz więcej zaczyna ich ze sobą łączyć. Dodatkowo, powoli rozwijające się uczucie, pomiędzy dziewczyną, a najstarszym z członków jej rodziny, sprawia, że Daisy zaczyna dostrzegać, gdzie jest jej prawdziwy dom. Sielankowe życie nie trwa jednak długo, gdyż młodzi ludzie zostają rozdzieleni za sprawą rozpoczynającej się wojny.
Jeżeli nadejdzie jutro to zdecydowanie bardzo specyficzny film. Już od pierwszych minut można łatwo dostrzec, że nie jest to typowy romans dla nastolatków, choć z opisu może się tak wydawać. Jego główną bohaterką jest niejaka Daisy - zbuntowana młoda kobieta, która choć z pozoru twarda i zdecydowana, tak na prawdę jest zagubiona i osamotniona. Początkowo nie za dobrze radzi sobie w nowym miejscu, nie może pogodzić się z tym, w jakiej sytuacji się znalazła i za wszelką cenę chce jak najdalej trzymać się od swojej rodziny. Gdy widzi jednak, że izolowanie się od świata nic nie daje, powoli się przełamuje i zaczyna coraz więcej czasu spędzać ze swoim kuzynostwem. Od początku swojego przyjazdu Daisy bacznie obserwuje również swojego najstarszego kuzyna Edmonda, który jest kompletnym przeciwieństwem stereotypu chłopaka, jaki znała ze Stanów. Małomówny, cichy, poważny, jednocześnie bardzo dobry dla swojego młodszego rodzeństwa, dla którego musi pełnić funkcję opiekuna podczas licznych wyjazdów matki, staje się dla Daisy najlepszym przyjacielem, a z czasem wielką miłością.
Osobiście uważam, że Saoirse Ronan bardzo dobrze poradziła sobie z wcieleniem się w postać Daisy. Jak dotąd widziałam ją tylko w dwóch filmach, jednakże tamte jej role zdecydowanie różnią się od tej, jaką zaprezentowała nam w Jeżeli nadejdzie jutro. Saoirse to niezwykle interesująca, młoda aktorka, która każdym kolejnym swoim wcieleniem niezwykle zaskakuje - nie inaczej było tutaj. Spodobała mi się również postać Edmonda, w której zaprezentował się George MacKay. Jego akurat poznałam dopiero za sprawą Jeżeli nadejdzie jutro, jednakże swoją grą również bardzo zwrócił na siebie moją uwagę, przez co bardzo chętnie zapoznam się z innymi filmami z jego udziałem.
Mi film jak najbardziej się podobał. Jestem jednak przekonana, że z powodu swojej odmienności, nie każdy będzie podzielał moje zdanie. Sama jednak mam słabość do takiego kina i lubię od czasu do czasu obejrzeć coś "wyróżniającego się". Jestem więc na tak, jeśli chodzi o Jeżeli nadejdzie jutro - samą historię, bohaterów, z jakimi mamy styczność podczas oglądania, jak i samego sposobu przedstawienia filmu. Ma on kilka wad, których mimo wszystko nie da się nie zauważyć, jednakże myślę, iż pozytywy w tym przypadku są jednak zdecydowanie większe. Zachęcam więc was na zapoznanie się z tą miłosną historią Daisy i Edmonda, gdyż jestem przekonana, że nie jednego z was zaskoczy!
359 dni - tyle czasu minęło, odkąd Eden i Tyler, przybrane rodzeństwo, widzieli się po raz ostatni. Nieco wcześniej, obawiając się reakcji rodziny i przyjaciół, podjęli decyzję o rozstaniu, bo uczucie, które się między nimi zrodziło, całkiem ich przerosło.
Teraz jednak mają spędzić ze sobą sześć tygodni. I to gdzie? W samym Nowym Jorku! Times Square, Empire State Building, Central Park, niebotyczne wieżowce i nieprzerwany ruch - dla Eden wszystko jest nowe.
Czy takie będą też relacje między nią a przybranym bratem? W sercu Eden wciąż tli się nadzieja, że Tyler o niej nie zapomniał, a jednocześnie dręczą ją obawy przed ponownym zbliżeniem. Przecież w Santa Monica czeka na nią Dean, jej chłopak... Z resztą nie jest jasne, czy Tyler pokonał swoje słabości i czy potrafi stawić czoła ponurej spuściźnie po własnym ojcu. Musiałby się z tym zmierzyć sam, bez niczyjej pomocy. Ale czy na prawdę jest gotów?
[opis pochodzi z okładki książki]
Od czasu, gdy Eden postanowiła rozstać się z Tylerem, minęło dokładnie 359 dni. Rozstanie nie oznaczało jednak, że przybrane rodzeństwo będzie się trzymało od siebie całkowicie z daleka. Po tym, jak Tyler wyjechał do Nowego Jorku w ramach programu, który miał pomóc mu poradzić sobie z jego przeszłością, bohaterowie utrzymują ze sobą stały kontakt. Telefonują do siebie w każdej wolnej chwili, by dzielić się wzajemnie nowinkami ze swojego życia. Eden postanowiła ułożyć sobie życie u boku Dean'a - najlepszego przyjaciela Tylera - i w końcu zapomnieć, o tym, co niegdyś łączyło ją z jej przyrodnim bratem. Gdy jednak dziewczyna przylatuje na wakacje do niego w odwiedziny, uczucia w jednej chwili odradzają się na nowo i Eden już wie, że nigdy nie pozbędzie się tego, co czuje do Tylera.
Po lekturze Czy wspominałam, że Cię kocham? nie mogłam wprost doczekać się kontynuacji serii. Książka zakończyła się w takim momencie, że nie było mocnych, aby oderwać mnie od poznania dalszego ciągu. Estelle Maskame zdecydowanie utrzymała poziom, jaki narzuciła sobie w pierwszej części serii Dimily, a był on na prawdę bardzo wysoki.
W tej części pomiędzy Eden i Tylerem na nowo rozkwita uczucie, jakie dwa lata temu postanowili zakończyć w Santa Monica. Teraz jednak Tyler jest w Nowym Jorku, bohaterowie nie widzieli się od prawie roku - jak się okazuje to wcale nie ostudziło ich uczuć. Autorka zabiera nas we wspaniałą podróż po ulicach miasta, które nigdy nie śpi. Mając za przewodnika Tylera, razem z Eden podążamy po najpopularniejszych ulicach Nowego Jorku i podziwiamy to, co miasto ma do zaoferowania turystom. Estelle Maskame fantastycznie wręcz poradziła sobie z opisami tych wszystkich miejsc i choć sama nigdy nie byłam w Nowym Jorku, znam go tylko i wyłącznie z filmów i seriali, czytając Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? czułam się, jakbym sama tam była. Szczegółowe (lecz oczywiście bez przesady) opisy idealnie odwzorowały zarówno wygląd miasta, jak i samą jego fantastyczną atmosferę.
Sama fabuła, choć zdecydowanie przemyślana w każdym najdrobniejszym szczególe, w porównaniu z pierwszą częścią serii Dimily, nieco mnie nudziła. Nie była ona oczywiście zła, wręcz przeciwnie, autorka na prawdę świetnie się spisała, jednakże w Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? mamy do czynienia z pewnymi zmianami charakteru bohaterów (zarówno w głównej mierze Tylera, jak i Eden), które mają moim zdaniem znaczący wpływ na fabułę. Jest to jednak taki drobny minus, który z całą pewnością nie szkodzi całej książce i nie powinno się z niej rezygnować właśnie z tego powodu.
W Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? dzieje się na prawdę dużo, a samo zakończenie z całą pewnością dla niejednego z was okaże się być ogromnym zaskoczeniem. Tak jak było to w przypadku Czy wspominałam, że Cię kocham? jeszcze bardziej zachęca ono, do sięgnięcia po trzecią część serii, która moim zdaniem przyniesie nam coś na prawdę fantastycznego. Osobiście jak najbardziej polecam wam tą powieść Estelle Maskame, gdyż zdecydowanie warto się z nią zapoznać. Czytając dalszą cześć przygód Eden i Tylera jeszcze bardziej tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że jej autorka to prawdziwy geniusz w swojej dziedzinie. Myślę więc, że decydując się na zapoznanie z Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? zdecydowanie nie będziecie żałować swojej decyzji.
Jakiś czas temu zostałam nominowana przez Do Ostatniej Strony (za co jej serdecznie dziękuję), do chyba najdłuższego tagu, jaki widziałam - TMI Book Tag. Zawiera on aż 47 pytań, które podobnie, jak Do Ostatniej Strony postaram się trochę urozmaicić zdjęciami. Rozsiądźcie się więc wygodnie, bo przed wami trochę czytania!
1. Która fikcyjna postać ma najlepszy styl.
Pytanie jak dla mnie trudne, bo jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad stylem bohaterów książek, które czytam. Pierwsza osoba jednak, która od razu przychodzi mi do głowy (bo jest chyba jedyną postacią, nad której stylem się zastanawiałam) jest niejaka Isabeau z Pojedynku wampirów - drugiej części serii Kroniki rodu Drake'ów.
2. Twoje fikcyjne zauroczenie?
Serio tylko jedno? Moja lista w tym temacie nie ma końca! Ostatnio do zacnego grona dołączyli Elyas Schwarz z Lata koloru wiśni oraz Jax Stone z Oddychaj mną.
3. Czy kochałaś kiedyś postać, a potem zaczęłaś ją nienawidzić?
Raczej nie przypominam sobie czegoś takiego. Z reguły jak już się zakochuję, to na zabój.
Jakoś od drugiej klasy gimnazjum, czyli od jakichś sześciu lat. Wcześniej nie cierpiałam czytać i nie rozumiałam ludzi, którzy, tak jak moja przyjaciółka, się tym zachwycali. Co najśmieszniejsze bardzo chciałam kochać czytać i nawet czasem zmuszałam się do czytania, jednakże zawsze kończyło się to klapom. Dopiero moja przyjaciółka pokazała mi, że czytanie może być na prawdę fantastyczne.
14. W którym domu Hogwaru jesteś?
Coś mnie ciągnie do Ravenclaw, ale zostanę przy Gryffindorze :)
15. Czego szukasz w książce?
Przede wszystkim wciągającej fabuły i fantastycznych bohaterów, jednakże również w wielu przypadkach wspaniałego romansu (dlatego czytam tyle NA), oraz po prostu czegoś, co mnie w powieści zaskoczy.
16. Ulubiony cytat?
"Trzeba odwagi, by dorosnąć i stać się tym, kim na prawdę jesteś." [Oddam Ci słońce Jandy Nelson] - cytat jeden z wielu
17. Ulubiona okładka?
Wszystkie pierwotne okładki książek Johna Greena, okładki seriiDIMILY oraz Programu, Hopeless i wiele, wiele innych.
18. Akcja vs romans?
Jestem zdecydowaną romantyczną, dlatego wybieram romans!
19. Gdzie idziesz, kiedy w książce dzieją się smutne momenty?
Jeśli czytam w swoim pokoju, nigdzie. Jeśli jednak czytam gdzieś indziej staram się jak najszybciej udać właśnie do mojego pokoju.
20. Ile zajmuje ci przeczytanie jednej książki?
Jeśli książka jest bardzo wciągająca - jeden dzień lub nawet kilka godzin.
21. Ile trwa twój kac książkowy?
Coś koło tygodnia, może troszkę więcej (zależy oczywiście od książki).
22. Najmniej lubiana książka?
W każdej książce staram się znaleźć coś dobrego, jednakże jednej książki najbardziej nie cierpię - Bogini oceanu.
23. Co cię zachęca do polubienia postaci?
Nie patrzę na pojedyncze rzezy - dla mnie liczy się całokształt.
24. Co cię odrzuca w postaci?
j.w.
25. Czemu dołączyłaś do blogsfery?
Chyba tak jak w przypadku większości blogerów książkowych - chciałam podzielić się moją opinią z innymi osobami, które podzielają moje zainteresowania, z racji tego, iż moi bliscy nie interesują się książkami.
Rzadko zdarza mi się płakać przy książce (łzy lecą mi ciurkiem przy większości filmów). Jedyny przypadek, gdzie płakałam podczas czytania to chyba Hopeless.
28. Ostatnia książka, której dałaś 10/10?
Lato koloru wiśni Cariny Bartsch
29. Ulubiony tytuł?
Osobliwy dom pani Peregrine, która niecierpliwie czeka na swoją kolej na półce.
30. Ostatnio przeczytana książka?
KołysankaSarah Dessen, która dość mocno mnie rozczarowała.
31. Co teraz czytasz?
Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? Estelle Maskame
32. Ostatnio obejrzany film na podstawie książki?
Film na podstawie książki, której nie przeczytałam - Brooklyn.
33. Bohater książki, z którym chciałabyś porozmawiać?
Nie mam nikogo takiego.
34. Autor, z którym chcesz porozmawiać?
J.K. Rowling!
35. Ulubione jedzenie do czytania?
Nie lubię jeść w trakcie czytania, bo przez to nie mogę się skupić na tym, co czytam. Jem w przerwach między czytaniem :)
36. Książkowy świat, w którym chciałabyś żyć?
No przecież, że świat Harry'ego Pottera! (mam oczywiście na myśli bycie czarodziejem :3 )
37. Świat książkowy, w którym nie chcesz żyć?
Panem.
38. Kiedy ostatnio powąchałaś książkę?
Chyba w zeszłym tygodniu :D
39. Dziwne sposoby obrażania w książkach?
Jak na złość nie mogę sobie przypomnieć, ale wiem, że to było coś, z którejś z książek Johna Greena.
40. Czy tworzysz własne teksty?
Kiedyś próbowałam coś napisać, ale szybko się zorientowałam, że zdecydowanie lepiej wychodzi mi wymyślanie historii, a nie ich spisywanie. Niedawno pomagałam więc w wymyślaniu fabuły mojej przyjaciółce, która pisała własną książkę (o której z resztą pisałam tutaj).
41. Ulubiony magiczny przedmiot?
Różdżka czarodzieja!
42. Twoje miejsce w drużynie quidditcha?
Nie wiem, czy nadawałabym się do drużyny... Myślę jednak, że najlepiej spisałabym się jako obrońca.
43. Nazwij piosenkę, którą łączysz z jakąś książką.
Louis Armstrong La Vie En Rose i Collide.
44. Ulubiony podryw na książkę?
Że co? Niee... podziękuję.
45. Użyłaś go kiedyś?
j.w.
46. Ile masz książek?
Moja biblioteczka na Lubimy Czytać mówi mi, że są to 173 książki, ale wydaje mi się, że mogła się trochę pomylić :)
Nic nie wychodzi Remy tak dobrze, jak zrywanie. Rzesza jej byłych chłopaków na pewno by się z tym zgodziła. Trudno ją za to winić, najwyraźniej odziedziczyła tę skłonność w genach. Jej matka, pisarka, właśnie wychodzi za mąż po raz piąty. A ojciec, muzyk, zniknął z jej życia, zanim się urodziła. Jedyną pamiątką po nim, jest ckliwy hit Kołysanka, którą dla niej napisał.
Dexter, nowy chłopak Remy, jest jej kompletnym przeciwieństwem. Oderwany od ziemi, niezorganizowany, niepoprawny optymista. Zanim zacznie jej na nim zależeć, Remy musi zrobić to, co umie najlepiej - odejść.
Remy zdecydowanie różni się od swoich rówieśniczek - w przeciwieństwie do nich nie zależy jej na miłości, nie szuka jej przez całe życie, dodatkowo w wielu przypadkach pełni ona rolę matki, doradcy finansowego, czy po prostu kogoś dorosłego, gdy matka po raz kolejny pochłonięta jest pisaniem nowej książki, czy - tak jak tym razem - znów wychodzi za mąż i to na Remy spoczywa obowiązek przygotowania całego przyjęcia. Obserwując liczne zawody miłosne matki, dziewczyna bardzo szybko dochodzi do wniosku, że nie ma co tracić niepotrzebnie czas na tak zwaną miłość, która w zasadzie nie istnieje. Lepiej bawić się chłopakami, a gdy się już nimi znudzi, po prostu zakończyć znajomość. Mając już więc zaplanowane dalsze kilka miesięcy przed wyjazdem na studia, Remy nieoczekiwanie poznaje niezorganizowanego i niezwykle gapowatego Dextera, który od samego początku twierdzi, że jest pomiędzy nimi jakaś chemia, która ich do siebie przyciąga. I mimo, że Remy bardzo się stara trzymać od chłopaka z daleka, nie może zaprzeczyć, że Dexter chyba po części miał trochę racji...
Kołysanka to pierwsza powieść Sarrah Dessen, z którą miałam okazję się zapoznać. Jako, iż jestem wielką fanką połączenia książki z muzyką, od razu zaciekawił mnie motyw, który towarzyszy historii Remy. Myślę, że to właśnie on najbardziej zachęcił mnie do sięgnięcia po Kołysankę. I choć z opisu zapowiadało się całkiem ciekawie, przyznam, że dość mocno zawiodłam się na tym, co otrzymałam tu od autorki.
Główną bohaterką powieści jest niejaka Remy - całkowite przeciwieństwo wielu fikcyjnych bohaterek, z którymi dane mi było już zapoznać się w powieściach new adult itp. Mimo młodego wieku, dziewczyna ciągnie już za sobą bogaty bagaż doświadczeń, który to własnie między innymi przyczynił się do tego, kim obecnie jest, oraz jak postępuje. Obserwując matkę romantyczkę, która właśnie postanowiła zabawić się w kolejne już, piąte małżeństwo, dziewczyna doszła do wniosku, że nie ma czegoś takiego jak prawdziwa miłość, że zawsze zawierając związek, człowiek prędzej czy później będzie cierpiał. Chyba, że sam opracuje sobie prędzej plan działania i przerwie wszystko, zanim będzie już za późno. Do tej pory plan Remy zawsze działał, jednakże pojawienie się Dextera postawiło całe jej życie do góry nogami. Osobiście jakoś nie bardzo spodobała mi się postać Remy. W wielu przypadkach całkowicie nie zgadzałam się z jej postępowaniem i najchętniej nakrzyczałabym na nią za to. Uważałam, że całkowicie marnuje szanse, jakie w wielu przypadkach dostała od losu, a ona zamiast jak najlepiej je wykorzystać od razu szybko je niszczyła (warto dodać, że w wielu przypadkach specjalnie specjalnie). Jedno mi się w niej jednak spodobało - Remy to dziewczyna, która z całą pewnością nie da sobie w kaszę dmuchać. Zna swoją wartość i nie pozwoli, aby ktoś nią pomiatał. Bardzo za to polubiłam postać Dextera, którego gapowatość połączona z ciekawym poczuciem humoru czyniła go w moich oczach niezwykle uroczym.
Historia, jaką przedstawiła nam w swojej powieści Sarah Dessen trochę mnie nudziła. Z początku nawet miałam lekki problem z ogarnięciem wszystkiego. Nie nadążałam zbytnio za tokiem rozumowania głównej bohaterki, przez co pierwsze rozdziały zamiast przyjemnością były dla mnie wręcz męczarnią. Sytuacja znacznie poprawiła się mniej więcej w połowie książki, chociaż i tak sporo było takich momentów, gdzie miałam ochotę po prostu porzucić powieść. Fabuła Kołysanki jest raczej prosta i nie skomplikowana i raczej nie ma się co ty po niej spodziewać jakichś cudów, jednakże myślę, że gdyby przedstawić ją w nieco inny sposób, mogłaby wyjść o niebo lepiej.
Co do stylu autorki, nie mam tu nic do zarzucenia, gdyż był on przyjemny, a pomijając te niektóre wyżej już wspomniane przeze mnie momenty, całość czytało się bardzo szybko.
Do Kołysanki mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony było dość ciekawie oraz zabawnie, jednakże chyba więcej było tu dla mnie tych raczej nieciekawych momentów. Główna bohaterka nie za bardzo zdobyła moją sympatię, w przeciwieństwie do Dextera, jak i całego zespołu Truth Squad, do którego należał bohater. Nie wiem, czy sama zdecydowałabym się zapoznać z tą książką jeszcze raz, gdyż byłaby to po prostu strata czasu. Cieszę się jednak, że koniec końców doczytałam Kołysankę do końca, bo mimo tych wad, książka w kilku miejscach bardzo miło mnie zaskoczyła. Na autorce nie postawiam jednak jeszcze kreski, gdyż uważam, że ocenianie całej jej twórczości na podstawie tylko jednej przeczytanej powieści byłoby bardzo dużym błędem. Mam tylko nadzieję, że z każdą kolejną pozycją będzie coraz lepiej, a to z czym spotkałam się przy tej książce to tylko jednorazowy niewypał.
Za możliwość zapoznania się z Kołysanką bardzo dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska!